"bez pojęcia" to cykl felietonów darka losu, krojczego marynarek na portalu sportowa bieda
chciałem wam zakomunikować, że oto mamy kwiecień, dokładniej - początek kwietnia, konkretnie trzeci dzień, środa. a wczoraj był wtorek, prima aprilisowy afterek i dla niektórych dzień wysoko latających bidonów. jak co roku, koguty przestawione już o godzinę do przodu, sezon wszędzie ruszył pełnym piecem, w powietrzu czuć już tradycyjny zapach spalonego ketonalu. dwaj rodacy szukają się w pracy... ale się w niej nie odnajdują jak botokslewska w oktagonie. więc najlepiej rzucić to wszystko i po prostu wyjechać... choć na trochę oderwać się gdzieś we dwoję, tak żeby łby odpoczęły od tego brania i szarpania... od czytania komentarzy.
hynryk karmyl wsiadł do pociągu, pospiesznie zajmując jednoosobowy przedział, znajdujący się pomiędzy wagonami pierwszej i drugiej klasy, tak aby średnio na podróż wypadało mu półtorej klasy. trzymał się zasad, numerologiczna jedynka i pół, przeżywał półtorej miłości, półtorej stopnia na świadectwach szkolnych od góry do dołu. na jedynkach z plusem niestety nie zdawał z klasy do klasy, nie dbał o bagaż ani o bilet, bagaż zgubił, a bilet popsuł. w swoim mieście czuł się jak jaskółka uwięziona, przeraziła go ta chwila, która jego wolność skradła. nie tak dawno odrzucony przez marlenę z rzeszowa, teraz wyrzucony za drzwi przez diabła, na gniazda nie zaznanie, na języka piękno przeklinanie, na ortograficzną mękę, na stylistyczne wirowanie, na gramatyczną ciszę... ściskając w ręku kamyk z hetmańskiej, tępiciel języka polskiego pomyślał, że czasem warto przegrać wojnę, żeby potem wygrać bitwę, byle sprawiedliwości stała się "za dość". lubił "po siedzieć", "po patrzeć", "po przebywać"... lecz "po uczyć" nigdy nie lubił. "po kłosiem" tego, że jest wrodzonym nieukiem, są niepowodzenia miłosne i zawodowe oraz zatrzaskiwane przed nosem drzwi. mimo tego, zawsze wydaje mu się, że znajduje się w centrum uwagi i zdarzeń , a do wszystkiego potrafi dopasować logiczne uzasadnienia, np. opisując jak to pewien żużlowiec przyjechał wbić jednemu prezesowi nóż w plecy, co dodatkowo wbiło go w fotel, skutkiem czego prezes wracając do domu zahaczał rogami o futrynę, nie mogąc wejść! czy niedopięty kontrakt biznesowy może być sygnałem, że żona ma coś na sumieniu? w logice hyńka tak. mógł już bez wymyślania tych rogów napisać, że prezes przez drzwi dostałby się swobodnie, ale tuż potem zacząłby hałasować w przedpokoju, budząc zatroskaną żonę. "co ty tak się rozbijasz po nocy?" - zapytałaby. "a bo nie mogę kurtki zdjąć" - odpowiedziałby. kobieta pospiesznie wstałaby z łóżka, sprawdzić co jest problemem, prezes popatrzyłby na swoją kochającą i oddana żonę, jak ona mu czule z pleców kosę wyjmuje. czy to nie byłaby bardziej prawdopodobna wersja od tej z rogami? nikt oprócz hynryka też pewnie nie wie co to "odrobina nutki", bo nawet jeśli nie chodziliście na lekcje muzyki, to i tak wiecie, że w programie "jaka to melodia?" nikt nie odgadł niczego po "odrobinie nutki"! a "przestrzeń czterech okrążeń"? cztery okrążenia w przestrzeni to mogą pokonać świnie w kosmosie wokół ziemi, a na torze jest dystans. ale może karmyl stworzył własną teorię, na podstawie której posiadając dane dotyczące "przestrzeni drogi" oraz "przestrzeni czasu", można wyliczyć "przestrzeń prędkości"? złe opinie środowiska bolą potem jak zadryska w zapałkach, ale nie powinien się dziwić, skoro on sam w każdej łyżce miodu znajduje beczkę dziegciu. w takich trudnych chwilach, w tej podróży również, hyniek zwykle oddaje się wspomnieniom...
i nie zapomnę tego dnia, gdy widziałem cię w rzeszowie
było dosyć chłodno, ja od razu się spociłem
i chociaż gdzieś słyszałem, to nieprawda jak sądzę
że wolisz w krośnie niż w rzeszowie wydawać pieniądze
przykuwam się
dla ciebie przykuwam się
przykuwam się
dla ciebie przykuwam się
na wieść o losie przegnanego z własnego gniazda kolegi, mietyk pomruk nasapał się mocno i wylał żółć z kąpielą, wciąż nikt nie potrafi zrozumieć, że to on jest zbawcą żużla i to od niego zależy przyszłość tego sportu. w poczuciu tej misji osiągnął nieskończoność, śni mu się, że jest żużlowym dalajlamą z tybetu. zrywa się wtedy z łóżka i biegnie do lustra, niestety to co widzi, to wciąż dalejlamus z zerowychfaktów. na tych z knurowa złośliwi mówią "knury", a na tych spod knurowa wołają "podknury". jak wygląda mietyk pomruk? to już wiecie, bo znów pcha się na filmiki, stożkogłowy i szary na facjacie, znaki szczególne: sczerniała górna jedynka, wyciętą z czosnku. jeszcze nie wyruszył w swoją podróż na spotkanie z odtrąconym hynrykiem, jeszcze czeka na przystanku autobusowym gdzieś pod knurowem. kiep bez filtra tli się ściskany kciukiem i palcem środkowym. wypakowany po brzegi pks podjeżdża właśnie na przystanek, ale jemu się nie spieszy. on ma wyliczone sekundy na dopalenie szluga. ma w sobie tyle spokoju, z wiekiem przestał gonić, choć nigdy nie był szybki. niech najpierw wysiądą ci co wysiadają, potem niech się zapakują z powrotem ci, co przed chwilą uszczelniali drzwi, a za nimi ci, co stoją na przystanku. kiedy inni wskakują na schodki pks-u, on w tym momencie powolnie wskakuje kiepem na warę, zaczyna przyspieszać sztachanie i po każdym sztachu sprawdza ile mu zostało palenia w pożółkłych palcach. finiszuje z petem, jadąc wyłącznie na krótkich, pojedynczych i szybkich wdechach. cały czas mruży oczy, bo łzawią od dymu z końcówki wykrucha. kierowca woła "wujek, wsiadej w końcu!". jedną nogę trzyma na schodku i jedną rękę na poręczy drzwi, żółtymi paluchami wypstrykuje półcentymetrowego niedopałka, ładując się do środka. dopiero wtedy, już wewnątrz pks-u, wypuszcza z gardła ten cały zebrany na finiszu dym. czy kojarzycie takich kolesi z czasów, gdy pomykaliście miejskimi środkami lokomocji do szkoły? dokładnie ten sam stajla. nieestetyczny mietyk pomruk.
dokąd podążają hyniek i mietyk? "do kąd" jadą? na łono przyjaznej natury nieurodzaju twórczego czy może w końcu na jakiś mecz? a że mają służbowe zakazy stadionowe, to pewnie jadą na telewizor do winnickiego. niestety, wejściówki vipowskie ani bankiety też nie dla nich, ale może jakaś żabcia poczęstuje ich herbatnikami, a gospodarz dorzuci dowcip o babie z parówką u lekarza... a potem... przez sen usłyszą swoich pudelkowych pryncypałów "kończcie panowie i do roboty!" i znów się obudzą. "kończymy i robimy panie kierowniku, raz, dwa... raz, dwa, trzy... pięć, sześć, siedem... osiem!" nie wiem jak wam się wydaje, ale ja jestem przekonany, że tam profesjonalizm i żużel to wieczny prima aprilis.
follow @darek_losu