Bieg na dochodzenie
20.03.2016 11:53
Historia (niemal) prawdziwa ;)
Za nami pierwszy w tym roku trening punktowany. I tym razem było nietypowo, ale to przez fakt, iż chętnych do jazdy jest więcej niż miejsc w składzie.
Jako, że Władysław G. ma skład zamknięty, a aspekt finansowy ma tu niebagatelne znaczenie, jedyne czym go możemy do siebie przekonać, to genialna jazda. Tym bardziej, że do tanich nie należymy.
W sobotnie popołudnie, gdy upewniliśmy się, że światła w budynkach pogaszone i nikt na 100% gitary nam nie będzie zawracał, przyciągnęliśmy nasze teamy pod bramę parkingu i metodą ?na imigranta? pokonaliśmy przeszkodę, ciesząc się, iż drutu kolczastego i wysokiego napięcia (zapewne z powodów oszczędnościowych) nam oszczędzono.
Motocykle wybrano drogą preeliminacji, które premiowały tego, który wyłoży najwięcej na napoje wyskokowe, przeznaczone na odnowę biologiczną po treningu.
Najwięcej żonie skubnął Rychu, więc on i Zbyszek Bizoń rozplombowali pierwszy garaż. Kolejny Liberate z Andrzejem Koselskim, Penhal z Waldkiem Cisoniem, Big Lebowski z Pawłem Bukiejem a Bydziaj z Krzysztofem Ziarnikiem.
Dociekliwy pewnie o kluczach pomyślał. W dobie zamków antywłamaniowych, tylko stara poczciwa ?brecha? pasuje do każdej dziurki, więc takimi błahostkami nie ryliśmy sobie bani.
Karlof i gregbyd zgodzili się na rolę jupiterów, bo zmrok jak na złość nadchodził jak w środku zimy. Dwie latarki i kilka świeczek na trybunie głównej i prostej przeciwległej załatwiły temat.
Teamy uzgodniły, że zaczniemy od biegów na dochodzenie, co by chłopaki sobie temat przypomnieli. Na pierwszy ogień poszli Bizonek i Kosela. Rychu i Liberate zapchnęli maszyny, strzał z kapiszona i poszli. Po chwili Kosela zaczął nerwowo oglądać się we wszystkie strony szukając po torze Bizonka. Już zapomniał: Orbita panie Andrzeju, orbita!!!
Mistrz bydgoskich desek, gdy tylko zauważył, iż banda jeszcze nie do końca została zmontowana, przemknął obok pustych słupków i zacinał dziarsko pasem bezpieczeństwa. Dostało się trawą gregbydowi i Karlofowi, którzy osłaniając się przed szprycą, mimowolnie utrudniali latarkami lot Ryanairowi, który w stronę Dublina transportował tony białej na Święta. Przez moment było groźnie?
Kolejna para: Waldi i Krzychu. Waldi odpalił, ale widzę, że coś nie zgadza się z kombinezonem.
- Co to barwy? pytam
Na ziemię mnie gregbyd sprowadził:
- W Bydgoszczy cisnęli mu od Krzyżaka, w Toruniu od Tyfusa, no to zrobił przód biało-czerwony a tył z krzyżem, a nogawki i rękawy z Piły, Grudziądza i Gniezna.
- Sprytnie, stwierdziłem, takie żużlowe multikulti.
Kolejny kapiszon? i znów problem. Krzychu błagam, czym ty jedziesz?
Przyzwyczajeń tak szybko nie zmienisz. Gdy ?Cisek? ciął płynnie już kolejne okrążenie, Krzychu Ziarnik obudził w sobie speedrowerową bestię i na murawie próbował dorównać koledze z toru. Po chwili negocjacji Big dołączył do biegu Pawła, żeby Waldek nie czuł się zbyt beztrosko prowadzącym. Gdy tylko pojawił się Paweł okazało się, że spod ziemi wyrosły cheerleaderki i nagle żużlowcy zostali bez teamów? tak było, przyznaję ? za grosz profesjonalizmu.
Sielską atmosferę przerwała niebieska szklanka z policją i Władkiem G. w środku, których zaalarmowali złośliwi niezaproszeni na trening. Sytuację załagodziły cheerleaderki oddelegowane do właściciela klubu, ku rozpaczy teamów, a policjant Waldek C. zgodził się łaskawie nic nie zauważyć.
Prezes zgodził się jeszcze tylko na wręczenie nagród, więc Karlof zaopatrzył zawodników w pięknie oprawione albumy wspomnieniowe, w których jednak zostały puste karty na kontynuację.
Zapełnią się? Negocjacje trwają.
Pozdrawiam - Liberate