Nie tak dawno, zaś kilka lat w tył, Janek (Greg/Tarnów) przyjechał do mnie i dnia pewnego razem z moją siostrą Anetą, pojechaliśmy do Ikei, która bardzo różni się od polskiej. Tam można pojechać z samego rana, być do wieczora, zjeść obiad, kolację, w między czasie wypić kawę, jakieś ciasteczko, lodzik, cukiereczek, batonik, tu i ówdzie posiedzieć, poleżeć, ogólnie czas leci. Janek z Anetą wypróbowali chyba wszystkie krzesła, fotele, szezlongi, kanapy, łóżka pod względem wygodno-praktycznym, komentując barwnie kolory, formy oraz ewidentnie swój niesmak, z racji, że oboje są wysocy, a niestety, Włosi pochodzą pod miarę z metra cięty, nie wszystko było dostosowane do ich wzrostu. Przechadzając się po działach mieszkaniowych, gdzie w estetyczny, pomysłowy sposób przedstawiono, jak można urządzić malutkie mieszkano, przystanęliśmy przy jednym, które składało się z jednego pokoju i łazienki. W tym pokoju mieściła się kuchnia, salon z telewizorem, sypialnia - nie będę opisywała szczegółów, jedno pewne - wystrój mieszkania był wyjątkowo pomysłowy. Ale?
Janek zmęczony tym całym testowaniem, po zaglądnięciu do malutkiej łazienki, gdzie nawet stał kibelek, siadł sobie na niego i mówi...
- Brakuje tylko gazety.
Widocznie, ktoś pomyślał o tym wcześniej, na ładnych półeczkach obok leżał i papier toaletowy, i żurnale, z których Jasiek skorzystał i zaczął je oglądać. Ludzie przechodzący obok różnie reagowali na ten widok. Jedni patrzyli z obojętnością, drudzy tylko się uśmiechali, a jeszcze inni mówili...
- Zobacz, robi tak jak my...
- Spójrz, gdyby facet miał spodnie opuszczone, to bym pomyślał, że faktycznie coś robi...
W końcu poszliśmy dalej, pechowo trafiając na dziwne małżeństwo. On mówił tak cicho i niewyraźnie, że stojąc przy nim praktycznie miałam trudności ze zrozumieniem i usłyszeniem jego opinii; zaś żona, nad wyraz głośno,co drugie słowo powtarzała "cosa"? W tłumaczeniu na jęz.polski - co, słucham, a czyta się i mówi koza.
Tak się złożyło, że przez kolejne dwa działy, uciekając od tej pary wypełnionej już stadem kóz, jakoś nie mogliśmy ich się pozbyć - wyglądało tak, że nas śledzą...
W pewnym momencie, Janek nie wytrzymał i w chwili, kiedy kobieta ze zmarszczonym nosem i z zębami wystającymi jak u królika, do swojego stada dołączyła kolejne zwierzę, ten ryknął jej w nos...
- Cosa? Z nosa!
Po czym uciekł, chowając się za Anetę. Wstrzymałam oddech, aby nie parsknąć śmiechem i z wybałuszonymi oczyma, niby zdziwiona, spojrzałam na owe małżeństwo, które aż pyski rozdziawiło i zaniemówiło z wrażenia. Okręciłam się na pięcie, totalnie ignorując całe zajście, poszłam dalej, a z tej bajecznej historii do dzisiaj wszyscy mamy ubaw.:)))