Troy Batchelor jest jednym z zawodników, którzy postanowili zmienić barwy w nadchodzącym sezonie. Po kilku latach spędzonych w Lesznie, Australijczyk przeniósł się do Betard Sparty Wrocław. Zawodnik m.in. określa swoje cele na sezon 2013 oraz opowiada o zwyczaju rozdawania miejsc przed sezonem.
Po sześciu latach spędzony w Lesznie, Troy Batchelor zmienił klub w polskiej lidze. Jak mu się podoba w nowym otoczeniu? - Bardzo mi się tutaj podoba. Uważam, że czasami warto zmienić coś w życiu, żeby potem wyszło ci to na korzyść. Jestem żądny nowych wyzwań i wierzę, że będę umiał wykonać we Wrocławiu dobrą robotę i razem z resztą drużyny pojechać dobry sezon. Miasto jest całkiem spore i rzeczywiście nie można się tutaj nudzić. Ja jednak będę zajęty głównie treningami oraz meczami, więc tego czasu wolnego z pewnością nie będę miał sporo. - opowiada "Batch".
Indywidualny Mistrz Australii uważa, że żużel jest nieprzewidywalną dyscypliną i na końcowy wynik składa się wiele czynników, co sprawia, że przedsezonowe kalkulacje nie mają sensu. - Zauważyłem, że w polskim żużlu bardzo chętnie rozdziela się miejsca w lidze jeszcze przed sezonem i zanim w ogóle wyjedziemy na tory przeprowadza się na papierze kalkulacje, kto jakie będzie osiągał wyniki. Nazwiska jednak nie jeżdżą i często się zdarza tak, że drużyna silna na papierze nie spełnia oczekiwań i na odwrót. Na ogólny wynik ma przecież wpływ tak wiele czynników – atmosfera w drużynie, profesjonalizm klubu, kontuzje czy zwykłe szczęście. Zdaję sobie sprawę, że to będzie ciężki rok, ale do tej pory żaden mój sezon w Polsce nie był łatwy. - przyznaje zawodnik.
Jaki cel indywidualny chce osiągnąć „Batch” w nadchodzącym sezonie? -Łatwo byłoby mówić, że moim celem jest zostać mistrzem świata, ale droga do tego jest bardzo długa i pełna wyrzeczeń. Lepiej konsekwentnie robić swoje i pokonywać kolejne etapy – chciałem wygrać mistrzostwa Australii i to mi się udało, a teraz wszystko podporządkowuję awansowi do cyklu Grand Prix. Liczyłem nawet na dziką kartę na ten sezon, ale niestety nie udało mi się jej otrzymać. - mówi Australijczyk.
Australijczyk chciałby być solidnym punktem swojej polskiej drużyny, więc liczy że będzie przywoził minimum 10 punktów w każdym meczu. - Może jeszcze za wcześnie o tym mówić, ale na pewno chciałbym być takim liderem i być gwarancją 10 punktów dla swojej drużyny w każdym meczu. Jestem dla siebie zazwyczaj bardzo krytyczny, więc jeśli zdarzy się, że zawalę jakieś spotkanie, nie trzeba będzie mi tego przypominać. Sam będę wiedział o tym najlepiej i będę starał się, żeby w następnym meczu pojechać skuteczniej. Rola zawodnika, z którym kibice wiążą wielkie nadzieje, jest bardzo ciężka, ale trzeba sobie stawiać największe wyzwania. - zakończył.