Dokładnie 14 lat temu Polonia Piła zdobyła tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Dzisiaj, w czternastą rocznicę tego pięknego wydarzenia, klub jest na samym dnie pod względem sportowym. Wtedy najlepsi w kraju, dzisiaj ostatnie miejsce w najniższej lidze. Czy złote czasy kiedyś powrócą do Piły?
10 października 1999 roku Ludwik Polonia Piła podejmowała na własnym torze zespół Atlasa Wrocław. Po porażce w meczu wyjazdowym 48:42, pilanie musieli odrabiać straty na swoim torze. Przed pojedynkiem przyszła inormacja, że w spotkaniu nie wystąpi Greg Hancock - lider wrocławian. Amerykanina zastąpił Adam Łąbędzki. Pilanie stawili się w najsilniejszym składzie z Hansem Nielsenem na czele.
Jako 9-letni chłopiec nie poszedłem na to spotkanie, choć w tamtym sezonie nie opuściłem żadnego meczu na torze przy ulicy Bydgoskiej. Dlaczego, więc nie było mnie na finale? Tego dnia padał deszcz i rodzice nie zabrali mnie ze sobą. Zwykłe opady przerodziły się w prawdziwą ulewę i zawodnikom przyszło rywalizować w bardzo trudnych warunkach. A przecież to był finał i każdy chciał zdobyć złoto. Miejscowi żużlowcy szybko odrobili straty z pierwszego meczu i wysforowali sie na pewne prowadzenie. Z każdym kolejnym biegiem, wrocławianie jednak zaczeli doganiać polonistów. Przed wyścigami nominowanymi nic nie było jeszcze przesądzone. W trzynastym biegu nasi wygrali podwójnie za sprawą Roberta Flisa i Kaia Laukanena. Zrobiło się 45:33 dla Polonii. Następnie na tor wyjechała potężna para Jacek Gollob - Hans Nielsen. Starszy z braci Gollobów tego dnia jednak nie był najszybszy i w tym biegu nie przywiózł punktu. Duńczyka natomiast pokonał Dariusz Śledź i wynik brzmiał 47:37.
O złotym medalu decydował ostatni start. Pod taśmą stanęli Jacek Krzyżaniak i John Cook - Atals Wrocław oraz Rafał Dobrucki i Jarosław Hampel - Ludwik Polonia Piła. Kibice zamarli, kiedy goście wyszli lepiej ze startu, jednak niezawodny Rafi minął na dystansie Krzyżaka i złoty medal dla Piły, stał się faktem. Dwanaście tysięcy kibiców zebranych na stadionie śpiewało i skakało z radości. A ja, choć w domu, to też bardzo się cieszyłem, bo przecież kibicem jest się zawsze i wszędzie. Jak tak patrze z perspektywy czasu na to, pojawia się taka myśl, czy jeszcze kiedyś będzie mi dane cieszyć się z mistrzostwa kraju dla pilskiego klubu. Jedni powiedzą - nierealne, drudzy - wszystko się może zdarzyć. Warto jednak pamiętać, że dopóki walczymy, jesteśmy zwycięzcami. Victorio - nie poddawaj się, wszak zwycięstwo masz wypisane w nazwie.
Marcin Grabski (za: inf. własna)