- To był dla mnie szok, bo zamiast najważniejszego meczu w sezonie, wyszło pośmiewisko. Złożyliśmy broń przed spotkaniem. Nie chciałem znowu zamieniać drużyny w kółko dyskusyjne. Wszystko wyjaśniliśmy sobie w tygodniu, przynajmniej tak mi się wydawało. W sobotę zadzwoniła do nas dziewczyna Madsena z informacją, że Leon pojedzie jeśli dostanie 50 tys. zł. Odpowiedziałem, że jeśli wygramy mecz, zapłacimy mu tą kwotę po zawodach. Zapracował sobie na to ambitną postawą w meczu ze Stalą. O tym, że na pewno nie pojedzie w Częstochowie, dowiedzieliśmy się na dobrą sprawę godzinę, dwie przed meczem. Jestem zły, bo w pełnym składzie mogliśmy wygrać w Częstochowie, szczególnie że znakomity pożytek ze środków na przygotowanie do meczu zrobił Artur Mroczka, choć wcale nie dostał więcej niż inni. Dziwi mnie, że zawodnicy, którzy w Szwecji jadą za ćwierć tego co u nas, nie rozumieją, że osłabiając nasz wynik sportowy, sami sobie szkodzą. Słabsze wyniki to mniej meczów, mniej kibiców, a w konsekwencji mniej wpływów - mówi główny sponsor gdańskiego Wybrzeża, Tadeusz Zdunek.
Kierownictwo gdańskiej drużyny nie ma już złudzeń co do szans na utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej dlatego też dwa ostatnie mecze z drużyną Tarnowa u siebie oraz Torunia na wyjeździe zamierza odjechać w okrojonym, oszczędnościowym składzie żeby jeszcze bardziej nie pogorszyć i tak złej sytuacji finansowej klubu.
- Nie ma sensu robić dodatkowych kosztów. Wynik sportowy jest pogrzebany, bo dla niektórych pieniądze były ważniejsze niż ambicje. Zaległości wobec Jonassona czy Madsena nie są rażące, cały czas staramy zmniejszać zadłużenie. Wyciągniemy jednak konsekwencje, bo nie może być tak, że Jonasson bierze kasę przed meczem, a potem na hulajnodze odjeżdża sobie na siłownię. Przychodzi czas na rozliczenia. Teraz liczą się dla nas już tylko finanse i bardzo możliwe, że dokończymy sezon praktycznie krajowym składem - twierdzi Tadeusz Zdunek.