Przed każdym sezonem wśród kibiców i zawodników słychać głosy: oby ten rok nie był tak tragiczny jak poprzedni, oby wypadków było mniej, oby chłopcy nie byli kontuzjowani. Wszyscy tego sobie życzymy, jednak życie bywa przewrotne, nie da się wszystkiego przewidzieć, czy zaplanować. Jestem kibicem i mocno przeżywam tragedie na torach żużlowych. Jednak co mają powiedzieć rodziny poszkodowanych zawodników? Dla nich to dopiero musi być bolesne. Chociaż nikt przed wyjazdem na zawody nie myśli o tym, że coś się stanie złego, że z nich nie wróci, to jednak ryzyko jest zawsze. Zwłaszcza na torze żużlowym.
Ilu to już było w historii żużlowców, którzy zginęli robiąc to, co było ich pasją? Aż strach pomyśleć, ale liczba ofiar przekroczyła 300 istnień ludzkich. A ilu jest takich, którzy przeżyli, ale ich życie zmieniło się po ciężkim wypadku? Najtęższe umysły matematczyne miałyby pewnie problem, by to zliczyć. Wystarczy przypomnieć sobie wydarzenia z ostatnich lat. Tylko w obecnym stuleciu, które trwa raptem 15 lat, życie straciło 19 żużlowców. W tym gronie znalazło się trzech Polaków. Wojciech Kiełbasa miał 28 lat, gdy zginął w lipcu 2001 roku podczas treningu w Krośnie, Arkadiusz Malinger to zaledwie siedemnastolatek, który stracił życie w 2011 roku w Gnieźnie oraz Grzegorz Knapp w czerwcu ubiegłego roku w Belgii.
Najczęściej ofiarami padali młodzi zawodnicy. Gdzie szukać winy? W braku umiejętności? A może w złym zabezpieczeniu toru? Przecież jeszcze kilka lat temu żużlowcy ścigali się na torze, który okalała drewniana banda! Dzisiaj chyba już nikt nie ma wątpliwości, że hasło NO AIR FENCES - NO SPEEDWAY jest jak najbardziej potrzebne. Niestety i dmuchawiec nie daje całkowitego bezpieczeństwa zawodnikom. Nie trzeba daleko szukać. Wrocław i pamiętny mecz ze Stalą Rzeszów, gdzie Lee Richardsson uderzył w bandę na wyjściu z pierwszego łuku, w miejscu, gdzie poduszki się kończą. Ktoś przesądny powie, że data meczu była feralna, spotkanie odbyło się bowiem 13 maja.
Co mają powiedzieć zawodnicy, którzy do dziś jeżdżą na wózku inwalidzkim, ponieważ nie było odpowiedniego zabezpieczenia na torze? Krzysztof Cegielski, czy Per Jonsson, to wybitne nazwiska światowgo żużla. Umiejętności im nie brakowało, gdy startowali w zawodach. Kolejny przykład - Rafał Dobrucki. Wychowanek Polonii Piła na szczęscie nie jest sparaliżowany, jednak uraz kręgosłupa okazał się na tyle poważny, że Rafi na tor już nie wrócił.
To jest bardzo smutny temat, jednak myśląc o żużlu, musimy także pamiętać, że mimo iż ten sport jest piękny, to niestety okalecza. Celowo wspomniałem o tym właśnie teraz, ponieważ za kilka tygodni rusza kolejny sezon. Nikt z nas nie chce, by kolejne nazwiska dołączyły do grona tych, którzy tak szybko odeszli lub zostali zmuszeni do przerwania swojej przygody z żużlem. Trzymam kciuki za cało i zdrowo odjechany sezon każdego z żużlowców, którzy do niego przystąpią.