Lokomotiv Daugavpils startuje w polskich rozgrywkach ligowych nieprzerwanie od 2005 roku. Startuje z powodzeniem, bo już dwa lata po debiucie wywalczył awans na drugi szczebel ligowy i od tamtej pory corocznie rywalizuje na zapleczu Ekstraligi, osiągając przyzwoite wyniki. W tym roku Łotysze w sposób zasłużony i co najważniejsze sportowy wygrali wreszcie DM I Ligi i są zdecydowani startować w Ekstralidze.
Klub z Łotwy nie tylko chciałby wziąć udział w przyszłorocznych rozgrywkach Ekstraligi, ale i świadomy wymagań licencyjnych i różnicy poziomów pomiędzy ligami, już poczynił pewne kroki ku koniecznej rozbudowie klubowych finansów i organizacji klubu. Nie dalej jak przed miesiącem, jeszcze przed startem fazy play-off w Polskiej Lidze Żużlowej, działacze Lokomotivu w porozumieniu z kibicami wystosowali list do łotewskiego rządu i ministerstwa transportu z prośbą o wydatne wsparcie finansowe w przypadku wywalczenia awansu do Ekstraligi. Argumentowali to godnym reprezentowaniem Łotwy poza jej granicami i popularnością klubu w mieście, kraju i Europie. Pomoc ze strony władz państwa mogłaby dać Łotyszom o wiele większe możliwości niż dotychczas, klub stałby się jeszcze bardziej wiarygodnym partnerem dla Speedway Ekstraligi i na pewno spełniłby jeden z wymogów licencyjnych, jakim jest wykupienie udziałów w spółce.
Zresztą od początku jazdy w Polsce Lokomotiv cieszy się bardzo dobrą opinią wśród zawodników i działaczy. Prowadzony jest w sposób profesjonalny, rzetelny, jest wypłacalny i przede wszystkim budowany na zdrowych zasadach. Łotysze wiedzą, kiedy mogą pozwolić sobie na zbudowanie drużyny, która zawalczy o wysokie pozycje i wiedzą, kiedy należy zdecydować się na zaciśnięcie pasa i jazdę o spokojne utrzymanie się w lidze. Mówiąc wprost - Lokomotiv umie jak mało kto mierzyć siły na zamiary. Gdy w 2006 roku wywalczył awans na zaplecze elity - po wygranych barażach z drużyną z Lublina - wielu miało obawy o to czy Łotysze podołają jeździe na wyższym poziomie. Okazało się, że spędzili na pierwszoligowym froncie aż 9 kolejnych sezonów i ani razu nie zajrzało im w oczy widmo spadku z powrotem na front drugoligowy. Drużyna z 91 meczów na własnym obiekcie wygrała aż 73, potwierdzając że jest rywalem trudnym i niewygodnym. Daugavpils stało się po prostu etatowym klubem pierwszoligowym, któremu przyświecał jeden zasadniczy cel - stabilność ponad wszystko.
W tej sytuacji nie sądzę, więc by Bałtowie nagle porywali się z motyką na słońce, wiedząc że nie podołają pod względem finansowym czy organizacyjnym w Ekstralidze. Klub wiele lat budował swoją pozycję, ma doświadczenie z organizacji turniejów Grand Prix, zawsze racjonalnie podchodził do swoich możliwości w danym roku i jeśli wiedziałby, że nie podoła w elicie, dalej prowadziłby politykę, która sprawdza się od dekady i dzięki której żużel dostarcza na Łotwie wiele radości, niekoniecznie poprzez rywalizację z najlepszymi. Zdecydowano się jednak na wykonanie kroku w przód i krok ten został wykonany tam, gdzie należało to zrobić w pierwszej kolejności - na torze. Popularne „Loko” pogodziło faworyzowanych ostrowian i rybniczan i wygrało pierwszą ligę.
Nic to wszystko, skoro władze najwyższej klasy rozgrywkowej w naszym kraju konsekwentnie próbują zniechęcić łotewskich działaczy w ich walce o rozwój klubu i poprzez nieżyciowe zapisy regulaminowe wypraszają z elity, zamykając im drzwi przed nosem. Nie pierwszy raz okazuje się więc, że słowa kompatybilność, jednolitość, ład, porządek, racjonalność, sprawiedliwość, współpraca i przede wszystkim sport są obce władnym polskiego żużla, a w szczególności władzom Ekstraligi, którzy jak tylko mogą odcinają się od dwóch niższych lig, sterowanych przez Główną Komisję Sportu Żużlowego. Powoduje to zwiększenie różnic pomiędzy elitą a jej zapleczem i następnie także frontem drugoligowym. Powoduje to coraz większe i częstsze problemy ze skompletowaniem nawet ośmiu drużyn do jazdy o medale i jazdy na kolejnym szczeblu. Teraz, gdy na horyzoncie pojawił się klub, który zapewnia że da sobie radę wśród najlepszych w co nie należy wątpić, uznawany jest za intruza. Prawdopodobnie tylko dlatego, że nie jest z Polski…
Swego czasu zapewniano, że przepisy w rozgrywkach Ekstraligi, DM I Ligi i DM II Ligi będą jednolite i teraz przy okazji sprawy Lokomotivu wiemy, że - co nie dziwi mnie w ogóle - nie są. Dopóki Łotysze startowali w niższych ligach wszystko było w porządku, ale kiedy przyszedł moment, że ogolili wszystkich na zapleczu i zamierzają wystartować w elicie, nagle są traktowani jak nieproszeni goście. A przecież odpowiadająca za niższe ligi GKSŻ, chcąc ułatwić życie Łotyszom - np. w przypadku ewentualnego ich startu w barażach na równych zasadach z drużyną z Ekstraligi - wprowadziła niedawno poprawkę do Regulaminu Sportu Żużlowego (w punkcie 1. artykułu 709), dotyczącą składów drużyn i postanowiła traktować zawodnika łotewskiego jako zawodnika krajowego, czyli jako zawodnika, który posiada obywatelstwo kraju, którego federację reprezentuje klub zagraniczny, a który to klub startuje w polskiej lidze. Dotąd zawodnik bez polskiego obywatelstwa był traktowany w barażach jako obcokrajowiec, nawet jeśli - tak jak w przypadku Lokomotivu - był uznawany w niższej lidze jako zawodnik krajowy. Sprawa jest, więc prosta i logiczna, a w szczególności bardzo sprawiedliwa wobec klubu z Daugavpils. Tak zresztą było od początku startów Bałtów w Polsce i na przestrzeni lat podobnie respektowano jazdę w Polsce klubów z Ukrainy, Węgier i Czech i ich rodzimych zawodników.
Dumny prezes spółki SE Wojciech Stępniewski zdążył już jednak przedstawić swoje stanowisko w sprawie łotewskiej. - Lokomotiv obowiązują takie same wymogi licencyjne jak każdy polski klub. Nie będzie tu żadnych wyjątków. Jeżeli Łotysze je spełnią, będą jeździć w Ekstralidze - przekonuje wszechmocny prezes, który powiedzmy sobie szczerze, że nie czuje kompletnie bluesa (żużla), a mimo to zasiada na fotelu szefa wszystkich szefów - no tak, typowe, bo polskie. Po czym całkiem poważnie dodaje: - Aby dostać licencję muszą (Lokomotiv) spełnić szereg wymogów, a przede wszystkim całkowicie zmienić strategię klubu.
Mówiąc szczerze nie wiem czy jest to już w tym momencie smutne czy zabawne. Prezes zawodowej ligi, który zatwierdza regulamin jeden, drugi, trzeci z rozbrajającą szczerością tłumaczy, że klub po wywalczeniu w sposób sportowy awansu, aby móc startować w jego lidze musi całkowicie zmienić strategię działania. Strategię, która ten awans właśnie mu zapewniła i która od lat spełnia swoje zadanie?! Przedstawiciele Lokomotivu jasno dali do zrozumienia, że nie zdewastują wielu lat ciężkiej pracy i całego pomysłu na swój klub, tylko dlatego że władze Ekstraligi chcą być nad wyraz wyjątkowe i na swój sposób profesjonalne. A tak na dobrą sprawę są one bezmyślne, krótkowzroczne, złośliwe i zwyczajnie niesprawiedliwe, bo z profesjonalizmem nie ma to na pewno nic wspólnego.
Głównym problemem jest fakt, że w E-lidze zawodnik klubu zagranicznego z obywatelstwem kraju, z którego pochodzi klub jest już uznawany za obcokrajowca. Czyli to, co obowiązuje w PLŻ i PLŻ2 nie obowiązuje w Ekstralidze. A że wiemy, iż we wszystkich polskich ligach drużyna ma obowiązek wystawić skład meczowy z przynajmniej czterema zawodnikami, uznanymi za „krajowych” (w Polsce z tzw. licencjami „Ż”), to już w Ekstralidze Łotysze musieliby kontraktować zawodników polskich, bo tylko oni są uznawani za rodzimych, w tym także dwóch młodzieżowców. Lokomotiv nie zamierza jednak kontraktować polskich zawodników, bo ma swoich, tylko że łotewskich, którzy niekoniecznie muszą okazać się słabsi od polskich. Mają swoich, którzy także przyczynili się do wygrania rozgrywek w niższej lidze i wywalczenia awansu. Swoich, którzy od lat stanowią o sile klubu i reprezentacji narodowej. Swoich, którzy jako juniorzy potrafili zdobywać medale turniejów mistrzowskich w Europie i na świecie. Czyż tak absurdalny wymóg ze strony władz Ekstraligi nie jest zarazem zabawny?
W tej sytuacji można sobie zadać kilka krótkich pytań. Czym poza klasą rozgrywek, w efekcie poziomem sportowym i pieniędzmi różni się Ekstraliga od PLŻ? Czy zawodnicy zamiast w lewo jeżdżą w prawo? Czy jeżdżą o punkty czy o cukierki? Czy obejmuje ona inną dyscyplinę sportu? Najzabawniejsze jest to, że obie ligi są ze sobą połączone systemem awansów i spadków, zaliczając w to rzecz jasna mecze barażowe, wobec których odpowiedzialna za niższe ligi GKSŻ postanowiła dostosować przepisy, tak aby nie pozbawiać szansy rywalizacji klubowi z Łotwy z klubami SE i tak aby zasady były wszędzie takie same i jednolite. Nie nazwałbym jednak tego pójściem Łotyszom na rękę. Taki zapis jest zgodny z duchem sportu i sprawiedliwy wobec ich klubu. Przed laty postanowiono przyjąć klub z Daugavpils na określonych zasadach i powinny one obowiązywać od góry do dołu, bez wyjątków. SE nie zwraca jednak na to należnej uwagi i sugeruje - zasłaniając się wymogami organizacyjnymi - że choć klub jest prowadzony profesjonalnie, to nie pasuje do naszej ligi, bo jest klubem zagranicznym. Muszę przyznać, że za sprawą obecnej władzy żużel w Polsce zaczyna nas przyzwyczajać do niezwykłej kontrastowości…
Wobec pokazania drużynie z Łotwy środkowego palca, powstaje zagwozdka, kto w takim razie ma pełnić rolę beniaminka w nowym sezonie Ekstraligi. Być może panowie prezesi Stępniewski i Kowalski są już po słowie z klubem z Ostrowa bądź też z Rybnika, które są klubami pierwszego i drugiego wyboru wedle Regulaminu Licencyjnego (rozdział VII, paragraf 16, punkt 1). Ostatnią ewentualnością, także zgodną z regulaminem i wcale taką nierealną jest też opcja „na pewniaka”, czyli po raz drugi rozpisujemy fikcyjny pseudokonkurs na kandydatów do jazdy w Ekstralidze, co jest rzecz jasna równoznaczne z pozostaniem w lidze zdegradowanego GKMu Grudziądz - klubu, który ponownie byłby jednym takim „kandydatem”, dzięki czemu wszechmocny prezes Stępniewski znowu zawitałby ze swoją świtą do miasta nad Wisłą, wręczając władzom klubu w blasku fleszy dziką kartę i po cichu dziękując za kolejne uratowanie twarzy i „wypicowanego” do granic możliwości wizerunku ligi.
Za doskonały przykład tego, jak można w sposób życiowy, sprawiedliwy i racjonalny podejść do sprawy uczestnictwa klubu zagranicznego w rozgrywkach danego kraju, mogą służyć kluby piłkarskie. W angielskiej Premier League (notabene uznawanej za najlepszą ligę świata…) od lat z powodzeniem występuje walijskie Swansea City, a swego czasu o mistrzostwo Anglii rywalizowało także Cardiff City - klub ze stolicy Walii. Gdy oba te profesjonalne kluby wywalczały promocję do ekstraklasy nikt nie konstruował regulaminów tak, by wykluczały one akurat udział klubu walijskiego z tego szczebla rozgrywek. W Szwajcarii natomiast już kilkadziesiąt lat temu dopuszczono do gry FC Vaduz z malutkiego księstwa Liechtenstein, które obecnie także rywalizuje w najwyższej klasie rozgrywkowej, choć akurat w tym przypadku ewentualna wygrana tego klubu w szwajcarskiej lidze nie oznacza, że drużyna będzie uznawana za mistrza Szwajcarii.
Nikt jednak nie zabiera tym wszystkim klubom możliwości realizowania sportowych celów i marzeń, nie zabrania rywalizacji wśród najlepszych i nie konstruuje regulaminów tak, by były one sprzeczne z tymi, które obowiązują w niższych ligach. Tylko dlatego, by móc chwalić się przesadnym profesjonalizmem, do którego wciąż daleko zarówno samej Speedway Ekstralidze, jak i jej zarządzającym, którzy całkiem niedawno przyłożyli rękę do kompromitacji w Warszawie przy okazji turnieju Grand Prix, gdy nie potrafili upilnować dwunastoosobowej firmy, odpowiadającej za przygotowanie toru do zawodów. Ot, cały ich szeroko pojęty „profesjonalizm”.
W sprawie Lokomotivu Daugavpils jeśli powiedziało się swego czasu A, to należy liczyć się z tym, że któregoś dnia może przyjść moment, iż będzie trzeba powiedzieć B. Uznałbym to wręcz za obowiązek organizacyjny. Różnica polega jednak na tym, że w prawdziwie profesjonalnych ligach na zachodzie to potrafią, a w Polsce nie...
Tomasz Janiszewski (za: inf. własna)