Okres zimowy został solidnie przepracowany. ,,Na szóstkę” spisał się zarząd z prezesem Arkadiuszem Tuszkowskim na czele. Zaczęło się skromnie od przedłużenia kontraktów z zeszłorocznymi liderami – Rafałem Okoniewskim oraz Danielem Jeleniewskim. Prawdziwą radość miejscowym fanom czarnego sportu sprawił powrót ulubieńca publiczności – reprezentanta kadry narodowej i rodowitego grudziądzanina Krzysztofa Buczkowskiego. Apetyt na więcej podsyciło zakontraktowanie Rosjanina – Artema Laguty, który w ubiegłym sezonie osiągnął siódmą średnią biegopunktową w lidze. Skład seniorski w takiej odsłonie zapowiadał się obiecująco. Brakowało piątego nazwiska. W mieście plotkowało się o wielkiej bombie transferowej, która urosła do rangi mitu. Tymczasem na podpisanie umowy z grudziądzkim klubem zdecydował się Jurica Pavlic. Jego związanie się z żółto-niebieskimi wywołało mieszane emocje z powodu niezbyt udanego poprzedniego sezonu. W przeciągu kilku następnych dni miejscowi kibice nie mówili o nikim innym, jak o legendzie polskiego speedwaya – Tomaszu Gollobie, którego oglądać będą z ścigającego się z gołębiem na kevlarze. Transfer ten był wisienką na torcie, którego podstawą byli wyżej wymienieni seniorzy. Pewien niesmak pozostawił po sobie Leon Madsen, który podpisał list intencyjny z klubem znad Wisły, aby ostatecznie zasilić skład tarnowskich Jaskółek. Budowa formacji młodzieżowej nie była łatwym zadaniem, jednak jej przebieg był przewidywalny dla wszystkich. Na jazdę w MRGARDEN GKM Grudziądz zdecydowali się Marcin Nowak, Mike Trzensiok, Hubert Łęgowik oraz wychowankowie – Mateusz Rujner oraz Mateusz Danielewicz. Pozycje juniorskie budziły niepokój w sercach publiczności. Wiadomo było, że najmłodsi zawodnicy będą piętą Achillesa w teamie Roberta Kempińskiego. Tym bardziej, że Łęgowik był kontuzjowany i nie do końca wiadome było, kiedy wróci na tor.
W ogromnym skrócie sezon beniaminka wyglądał w następujący sposób : mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Sprawdzianem z zimowych przygotowań do sezonu był mecz w Lesznie. Niestety podopieczni Roberta Kempińskiego nie sprostali wymagającemu rywalowi, przegrywając 54:36. Pierwsze zawody rozgrywane na Hallera 4 przypominały walkę Dawida z Goliatem. Ekipa, która kilka lat jeździła na zapleczu PGE Ekstraligi postawiła się Drużynowym Mistrzom Polski z roku 2014 – ekipie MONEYmakesMONEY.pl Stali Gorzów. O swoim talencie i sile przypomniał kapitan GKMu Tomasz Gollob, który w biegu jedenastym ukazał piękno sportu walcząc o zwycięstwo z Krzysztofem Kasprzakiem i Matejem Zagarem. Cały mecz zakończył się dziesięciopunktową przewagą gospodarzy i w serca kibiców wlał nadzieję. Nadzieję na lepsze czasy dla tego sportu w naszym mieście.Uskrzydleni zwycięstwem zawodnicy pojechali walczyć na stadion Olimpijski we Wrocławiu. Ostatecznie grudziądzanie poddali się trudnemu torowi przygotowanemu przez Piotra Barona nie wychodząc nawet za próg trzydziestu punktów. Pomóc powstać z kolan miało spotkanie z Unią Tarnów na własnym obiekcie z którą to przez złe warunki atmosferyczne mecz został przełożony. Dodatkowym smaczkiem miał być przyjazd Artura Mroczki, wychowanka grudziądzkiego klubu oraz Leona Madsena, który wyślizgnął się GKMowi z rąk podczas zimowego okresu transferowego. Kibice podczas tych zawodów byli bardzo zmotywowani. Zawodnicy mniej. Najgorszy występ sezonu zanotował Artem Laguta, który na swoim koncie zanotował tylko jedno „oczko”. W kolejnej odsłonie ligowych zmagań, do miasta znad Wisły zawitała drużyna z Rzeszowa. Ten mecz był istnym horrorem, który na całe szczęście zakończył się na korzyść grudziądzan 45:44. Po raz pierwszy w ramach PGE Ekstraligi w Grudziądzu na tor wyjechał wychowanek Mateusz Rujner. Dwa biegi tego spotkania – szósty i siódmy mogłyby rywalizować o miano jednych z najlepszych w sezonie. W tym pierwszym Krzysztof Buczkowski oraz Dawid Lampart walczyli bardzo zacięcie o dwa punkty. Kibice oglądali ‘cios za cios’ z którego z tarczą wrócił „Buczek”. Drugi opisywany wyścig to popis Artema Laguty. Mimo przegranego startu pokazał on swojego rosyjskiego ducha i wyminął kolegę z pary – Daniela Jeleniewskiego oraz Artura Czaje i Petera Kildemanda. Zadaniem meczu w Toruniu było przerwanie złej passy wyjazdowych meczy. Mobilizacja była tym większa, że Debry Pomorza zawsze wywołały spore emocje zarówno w mieście Kopernika jak i w Grudziądzu. Frekwencja na MotoArenie była wysoka.Kibice miejscowi równo z przyjezdnymi dopingowali ile sił w płucach, chociaż po raz kolejny więcej powodów do świętowania mieli torunianie. Podopieczni Roberta Kempińskiego nie byli w stanie wygrać żadnego biegu w stosunku pięć do jednego. Jedynymi światełkami w tym ciemnym tunelu byli Krzysztof Buczkowski i Artem Laguta. Kolejny mecz to ponownie walka o dwa punkty na własnym torze z silną drużyną SPAR Falubazu Zielona Góra. Całe spotkanie było bardzo wyrównane, a w tabeli wyników rozgrywane były szachy. Wszystko rozstrzygnęło się w ostatnim wyścigu, kiedy to Sławomir Dudek wystawił do jazdy Grzegorza Walaska i Piotra Protasiewicza. W ostatniej chwili „Walas” wycofał się z jazdy uskarżając się na odnowienie kontuzji. W jego miejsce wpisany został Krystian Pieszczek. Z młodym zawodnikiem poradzili sobie Tomasz Gollob oraz Krzysztof Buczkowski wywalczając cenne zwycięstwo. Kolejka dziesiąta to początek spotkań rewanżowych. Przykro było patrzeć na to, co dzieje się na stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie. Grudziądzanie po raz kolejny nie potrafili odnaleźć się na innym torze i nie wyszli z trzydziestki. Plus był taki, że Krzysztof Kasprzak uwierzył, że wciąż potrafi jeździć na żużlu objeżdżając dużo słabszych kolegów po fachu. Cieszyć się można, że był to przedostatni mecz, w którym beniaminek otrzymał tak wielkie „bęcki”. Drugi z rzędu mecz na obcym terenie nie zwiastował euforii w szeregach ekipy znad Wisły. Mimo ambitnej postawy ułani z Grudziądza ponieśli klęskę 55:35. Spotkanie ostatniej szansy na pozostanie w elicie rozgrywane było na stadionie przy ulicy Hallera. Przeciwnikiem była drużyna Betardu Sparty Wrocław. Obie drużyny musiały jechać na sto procent swoich możliwości, jednak ich cele były zgoła odmienne. Przyjezdni walczyli o play offy, miejscowi o życie. Oba zespoły były blisko osiągnięcia założeń i musiały zadowolić się podziałem punktów. Podopieczni Piotra Barona bonusem, Roberta Kempińskiego dwoma punktami meczowymi. Kolejne spotkanie odbyło się na torze w Rzeszowie, gdzie poniesiona została sromotna klęska. To właśnie ekipa gospodarzy zrobiła milowy krok ku utrzymaniu się w Najlepszej Lidze Świata. Mimo woli walki grudziądzan, którą pokazywał wyrównany początek spotkania na późniejszych etapach nastąpiło totalne pogubienie się całej ekipy. Szanse na utrzymanie w PGE Ekstralidze zmalały drastycznie. Następny mecz wlał radość w serca wiernych fanów czarnego sportu. W derbach Pomorza grudziądzcy żużlowcy na własnym obiekcie pokonali 49:41 ekipę Jacka Gajewskiego, co dało cień szansy na pozostanie wśród najlepszych. Pożegnalnym spotkaniem sezonu był wyjazdowy mecz w Zielonej Górze. Niestety, zawodnicy nie spełnili pokładanych w nich nadziei i wysoko przegrali 57:33. Dodatkowym nieszczęściem tego spotkania był tragiczny w skutkach wypadek młodego Australijczyka Darcy’ego Warda. #StayStrongDarcy
Zapłaciliśmy frycowe. Zabrakło punktów juniorów na własnym torze a także lidera drużyny. Mile widzianym było także zwycięstwo meczu na wyjeździe, które niestety nie miało miejsca. Mimo wszystko kibice są ze swoją drużyną i wierzą, że wszystko jest możliwe w następnym sezonie.