Przypomnijmy, że udział w przyszłorocznym Grand Prix zapewniła sobie czołowa ósemka tegorocznego cyklu, czyli: Tai Woffinden, Greg Hancock, Nicki Pedersen, Niels Krisitan Iversen, Jason Doyle, Matej Zagar, Maciej Janowski i Chris Holder. Ponadto awans poprzez kwalifikacje uzysali: Bartosz Zmarzlik, Piotr Pawlicki i Chris Harris. Dodajmy, że Brytyjczyk w tym roku startował w Grand Prix i zajął w nim dopiero 13. miejsce.
Jarosław Hampel (Polska)
Co do tego zawodnika nie miałem najmniejszych wątpliwości. Jestem pewien, że gdyby nie kontuzja odniesiona podczas półfinału DPŚ w Gnieźnie to Hampel nie tylko pewnie utrzymałby się w Grand Prix, a nawet był w czołowej trójce cyklu. Jarek w tym roku wystartował w trzech turniejach i wywalczył w nich 31 punktów. Jednym słowem stała dzika karta na GP'16 należy się Hampelowi jak psu buda.
Peter Kildemand (Dania)
Kolejny zawodnik nad którym długo się nie zastanawiałem. "Pająk" świetnie wszedł do Grand Prix już w 2014 roku kiedy to dwukrotnie wystartował w Danii z jednorazową dziką kartą. W pierwszym turnieju wywalczył 15 punktów i zajął 4. miejsce, a w drugim zdobył 18 "oczek" i był na drugim miejscu. W tym roku Kildemand wskoczył do Grand Prix za kontuzjowanego Hampela. Występy Duńczyka były świetne. W końcowej klasyfikacji zajął on 9. miejsce, tracąc do ósmego Holdera zaledwie 3 punkty. Jednak Australijczyk wystartował we wszystkich dwunastu turniejach, a Kildemand w dziewięciu. Na koniec jeśli dawać komuś dzikie karty to właśnie takim zawodnikom jak Kildemand, który nie dość, że jeździ widowisko (tak wiem czasami niebezpiecznie), ale do tego broni się wynikami.
Antonio Lindbaeck (Szwecja)
Jako, że żadnego Szweda na ten moment w przyszłorocznym cyklu nie mamy to na pewno jedna dzika karta powędruje do zawodnika z kraju Trzech Koron. Tutaj miałem mały problem, gdyż zastanawiałem się nad trzema postaciami, mianowicie Andreasem Jonssonem, Fredrikiem Lindgrenem i właśnie Lindbaeckiem. Ostatecznie mój wybór padł na Szweda z Brazylii. Dlaczego? "Toninho" ma za sobą bardzo dobry sezon. Lindbaeck był jednym z najlepszych zawodników Nice Polskiej Ligi Żużlowej i wywalczył brązowy medal Indywidualnych Mistrzostw Europy. Mam wrażenie, iż widać było u niego ten blask z dawnych lat, kiedy to prównywano go do najlepszych w historii żużlowców. Jednym słowem, jeśli dawać "dzikusa" Szwedowi to dajmy go właśnie Lindbaeckowi.
Martin Vaculik (Słowacja)
Największy problem miałem z doborem czwartego zawodnika. Jednak postanowiłem swoją dziką kartę przyznać właśnie Słowakowi, który już dwa lata z rzędu jest w doskonałej formie i wydaje mi się, że tym razem poradziłby sobie w Grand Prix naprawdę dobrze i nie byłoby takiej kichy jak w 2013 roku, kiedy to w całym cyklu wywalczył 62 punkty i zajął 14. miejsce. Vaculik dojrzał i moim zdaniem jest gotowy na walkę w IMŚ, a przede wszystkim zasługuje na jazdę w cyklu Grand Prix.
Kilka spostrzeżeń na koniec. Pod uwagę mocno brałem jeszcze Emila Sajfutdinowa. Jednak unałem, iż Rosjanin, co sam wielokrotnie powtarza, nie jest zainteresowany jazdą w Grand Prix. Co prawda nie rozumiem zachowania Emila, który spokojnie mógłby startować w IMŚ. Zawodnik Fogo Unii Leszno tłumaczy się jednak, iż nie ma pieniędzy na jazdę w tych zawodach. Dla mnie to tłumaczenie jest bez sensu, gdyż w GP startuje wielu gorszych i przede wszystkim gorzej zarabiających żużlowców. Kolejną sprawą jest... Andreas Jonsson. "AJ" nie utrzymał się w Grand Prix i mam wrażenie, że BSI będzie chciała mu przyznać dziką kartę na przyszły sezon. Moim zdaniem będzie to błąd, gdyż najwyraźniej Jonssonowi potrzebna jest przerwa od Grand Prix. Na koniec dodam, iż mam obawę, że BSI wpadnie na pomysł aby dwie dzikie karty przekazać dla szwedzkich zawodników. Jeśli tak się stanie to obawiam się, iż wówczas może zabraknąć miejsca dla Jarosława Hampela...