Aura w tym tygodniu nie jest łaskawa dla miasta nad Wartą. Trener żółto- niebieskich cieszy się, że jego drużyna ma teraz mecz na wyjeździe:
-Jeżeli mecz jest u siebie, to człowiek bardziej nerwowo na to reaguje, bo pogoda może pokrzyżować trochę plany, mogą być mecze zagrożone. Jest, jak jest, jedziemy na wyjazd. Niech się tam martwią w Grudziądzu czy pada, czy nie pada.
Fajnie, że passa trwa, każdy mecz jest dla nas emocjonujący. Każdy z rywali się na nas nastawia i za punkt honoru sobie stawia pokonanie naszego zespołu. Jak do tej pory wszystko się nam układa, tak jak byśmy sobie wymarzyli. Niech ten ,,sen'' trwa jak najdłużej, oby nie był przerwany w Grudziądzu. Czasami towarzyszą temu różne emocje, ten sport należy do tych, gdzie te emocje grają bardzo dużą rolę i tu nie da się tego oddzielić.
Po raz kolejny to powtórzę, że siłą Stali miał być wyrównany skład. Powiedzmy, że poza dwoma ogniwami, które jeszcze do tego się nie dostroiły, to jeszcze ta piątka jedzie ze wskazaniem na Bartka, bardzo równo i każdy czuje, że każdy punkt może być na wagę tego być, albo nie być w biegach nominowanych.
W Tarnowie wiele zastrzeżeń do jazdy Krzysztofa Kasprzaka mieli rywale i koledzy z drużyny.
- Powiem tak, jest to sport, który w pewnym momencie obraca się w pewnych prawidłach. To nie jest jak w grach zespołowych, że zawodnik ma określoną gażę za to, że jest zawodnikiem, za to, że wyjdzie na boisko, czy jest w składzie, czy nie jest w składzie. Pewnie są tam premie za mecze wygrane. Czy strzeli bramkę, czy nie strzeli bramki. A tu, jeżeli nie wyjedzie punktów, to nie ma. Zwija manatki i jedzie do domu. Skład jest wyrównany, tak jak wcześniej mówiłem, każdy czuje na sobie oddech, że być może tego punktu zabraknie. To nie znaczy, że oni zabijają się za tym jednym punktem. Tak jak Krzysztof powiedział, tam te ścieżki się zmieniały. Powstała jedna, dwie linie, którą trzeba było jechać, jeżeli się tego nie jechało, jechało się na styku, no to trudno zostawało się z tyłu. Tak jak Krzysiek powiedział albo jesteś z przodu, albo jesteś czwarty. No i dla kogoś może zabraknąć miejsca. Przykro, że to się stało między naszymi zawodnikami, ale to widzieliśmy, jak się skończyła jazda parą Bartka z Przemkiem w 14 biegu. Przemek czekał na Bartka, a Bjerre wykorzystał to.
Szkoleniowiec ekipy z Gorzowa odniósł się do sytuacji, jaka miała miejsce w trakcie trwania meczu w Tarnowie. Chodzi o pretensję Przemka Pawlickiego do Krzysztofa Kasprzaka:
-W żużlu to jest tak jak z rodziną, w rodzinie też są konflikty i takie rzeczy trzeba załatwiać w domu. A media są jak sąsiedzi, lubią patrzeć i wyciągnąć to, co się dzieje w tej rodzinie. Ja rozumiem tych zawodników, emocje są. Rozmawiałem i z Przemkiem i z Krzysiem po meczu była już inna argumentacja, ale w poniedziałek już kompletnie inaczej.
Media mają z tego pożywkę, bo coś trzeba dorzucić do tego Gorzowa, bo przyjeżdżają i wygrywają i już tam wrze. Wrzeć musi na torze to nie może być ciapaty zawodnik, który przyjeżdża i pałuje tam i się wozi, no niestety. Żużel zrobił się teraz taki dynamiczny.
Trener Chomski wyraził swoje zdanie na temat sytuacji z Michelsenem.
- Była i z jednej i z drugiej strony dynamiczna walka, Krzysiek normalnie zjeżdżał do parkingu, każdy to widział, a ten mu zajechał drogę i argumentował nie wiadomo co. Pogadali sobie, poza tym machał rękoma. Niech Michelsen się cieszy, że dostał tylko ostrzeżenie a nic więcej, Kozłem ofiarnym został Krzysiek, który też dostał upomnienie, bo trzeba było jakoś podzielić po gospodarsku. To, co zrobił Michelsen w parkingu to o pomstę do nieba. Jest komisarz, wszyscy widzą to i udają, że nic się nie stało.
Stanisław Chomski nie ukrywał swojego oburzenia postawą mediów, które szukały dziury w całym i wprowadzały zwłaszcza kibiców gorzowskich w błąd.