Sezon zakończony po raz kolejny w Australii i z przytupem, ale i skandalem w tle. Pytanie dotyczy faktu, czy warto jednak rozpisywać się nad nim w tak dużym stopniu, jak ma to miejsce. Świeżo upieczony czempion, zwolnił przepuszczając kolegę z drużyny, Chrisa Holdera. Miało mu to pomóc w walce o brązowy medal. Co w konsekwencji nic nie dało, ponieważ Bartek Zmarzlik stanął na wysokości i obronił brązowy medal. I to zdarzenie zabolało głównie Polaków. Dlaczego? Był to bezpardonowy atak, przez który konsekwencje mogły uderzyć przede wszystkim w naszego rodaka. Gdyby do tego doszło, wtedy w pełni zrozumiałbym to rozgoryczenie. Nic jednak ten zabieg nie dał. Odebranie mistrzostwa amerykańskiemu zawodnikowi? To byłoby jednak zbyt wiele. Warto zastanowić się czym dziś jest zasada fair play w sporcie? Skoro są przyznawane nagrody za uczciwe postępowanie wobec rywali, a każde takie zachowanie jest szeroko komentowane w mediach, to dlaczego pojawił się tak duży szereg konsekwencji? Gdybyśmy odwrócili sytuację, to dziś myślą przewodnią tej historii, byłaby wspaniała Polska solidarność. No i tak to już jest, że prawdą jest stare powiedzenie, iż punkt widzenia, zależny jest od punktu siedzenia.
Istotniejszy jednak jest fakt, że gdyby koszmarnej kontuzji nie doznał Jason Doyle, to ze złotego medalu cieszyliby się kibice z Antypodów. Australijczykowi przenosiny do Zielonej Góry, bardzo pomogły, dzięki temu wszedł na najwyższy poziom, a świat żużlowy okrzyknął go najszybszym zawodnikiem sezonu. W kolejnym sezonie stanie przed ponowną szansą o ile kontuzja nie pozostawi po sobie trwałego śladu.
Bartek Zmarzlik, zdobył brązowy medal w debiucie i czy jest to niespodzianką? Raczej nie. Zachwycał swoją jazdą w ligach, imponował niesamowitą skutecznością nie tylko na własnym obiekcie. Często to on brał na siebie ciężar za wynik Stali Gorzów. Pamiętajmy, przy tym, że on był w tym czasie juniorem. Czy mógł być na wyższym stopniu? Mógł, ale nie musiał. Ma jeszcze czas, na srebro, albo i złoto. I on to może zrobić. Ma do tego wszelkie predyspozycje.
Jest jeszcze Piotrek Pawlicki, który chyba trochę w cieniu swojego młodszego kolegi także osiągnął spory sukces, zapewniając sobie utrzymanie w cyklu. Rozczarował Janowski, zwłaszcza słabą końcówką i to zaważyło na wypadnięciu z pierwszej ósemki. Był to tylko punkt i aż punkt.
Osobiście podoba mi się postać Antonio Lindbaecka. Jest to postać barwna i nietuzinkowa. Dał wiele jakości i powiew świeżości, swoim powrotem do cyklu. Jeździ zadziornie, a tego momentami zaczynało brakować. Szkoda tylko, że czasem odpuszcza nie widząc szansy na poprawę swojej pozycji.
Zatrzymam się na chwilę, przy Andreasie Jonssonie. Dla niego, obok Chrisa Harrisa historia z cyklem Grand Prix, powinien zakończyć się definitywnie. Poziom, który obecnie reprezentują nie pozwala im na realną walkę o najwyższe cele, a przecież tego istotą jest jazda w czempionacie. Kończy się kawał historii z udziałem zwłaszcza Szweda, ale nie możemy przecież żyć wiecznie nostalgią. Idzie nowe w postaci, chociażby Patryka Dudka.
Przeszły sezon, był ciekawy. Kilka turniejów, pozostanie w naszej pamięci. Zwłaszcza udane zawody w Warszawie. Tym razem, było to prawdziwe święto żużla, choć można znaleźć parę niedociągnięć, ale nie o tym dziś.
Dwa słowa, jeszcze o Woffindenie. Zdobył srebro, ale chyba ?jakość mu spadła?. Miałem poczucie obserwując go w parku maszyn, że zabrakło trochę motywacji. W wywiadach mówił, że chce, że mu zależy. Zawody, gdy szły to jechał, gdy jednak coś nie zagrało, to system poszukiwań nie był tak szczegółowy. Mimo to szacunek dla Brytyjczyka za utrzymanie pewnego poziomu, już od kilku lat.
Pan Pedersen? Jego miłosne zawirowania, mocno odbijają się na jego formie. Pogubił się i nie odegrał w tamtym roku znaczącej roli, do tego doszła kontuzja, która przedwcześnie zakończyła jego sezon. Co będzie dalej? Bardzo ciężko, jest rokować. Nickiego stać na każdy wynik, dobry, lub pogrążający jego pomału gasnącą karierę.
Czuję, jednak w ?kościach?, że to nasi rodacy odegrają ważną rolę w roku 2017?