"Pepe" był w tym tygodniu bardzo zapracowany i podczas "60. godzin z Falubazem" zdążył m.in. zatanczyć belgijkę w Zespole Szkół w Sulechowie, zagrać w kręgle z radnymi (był remis) oraz wziąć udział w głośnym jubileuszu Andrzeja Huszczy. "Mamy sesję zdjęciową" - pisał w czwartek, kiedy byliśmy już o krok od zamknięcia poprawek do poniższego tekstu. W końcu jednak się udało.
- Pamiętam jeszcze, jak ścigałeś się w barwach bydgoskiej drużyny na ulicy Sportowej, pełne trybuny i wielkie emocje...
- Trafiłem na najlepszy okres bydgoskiej Polonii. Co tu dużo mówić ? to były piękne lata i do dziś, co zawsze podkreślam, jestem z Bydgoszczą mocno związany. Spędziłem w tym klubie osiem lat, zdobywałem z tą drużyną najwyższe laury, nie ma takiego drugiego zawodnika - nie bydgoszczanina - który na tak długo związał się z klubem, promował miasto i żużel z '?Gryfem? na plastronie. Cieszę się, że zapisałem taką kartę w historii bydgoskiego speedwaya, nikt tego nigdy nie przekreśli. Do dziś kibicuję bydgoskiej drużynie, śledzę ich poczynania. Trzymam kciuki za ten klub.
- Trochę żal? Bo wyczułem nutkę sentymentu w Pana głosie?
- Tak, na pewno. Nie jest to w tej chwili poziom Ekstraligi. Rzeczy, które się tam wydarzyły, wielkie widowiska, których sam byłem przecież uczestnikiem, są już tylko historią. Wydaje mi się, że potrzeba wielu zmian i trudno będzie znów przyciągnąć takie tłumy kibiców, jak kiedyś. Warunkiem dalszego rozwoju żużla w Bydgoszczy i powrotu do lat jego świetności, jest budowa nowego stadionu. Zdaje sobie sprawę, że odbudowa żużla w tym mieście wiąże się z inwestycjami finansowymi, mimo wszystko cały czas wierzę, że uda się utrzymać czarny sport w ?Polonii? na odpowiednim poziomie.
- Nie dziwię się tym sentymentom, w końcu to właśnie w bydgoskiej bazylice, 26 października 2002 roku, wziął Pan ślub z obecną żoną, Katarzyną.
- Bywam tu kilka razy w miesiącu, wciąż mam w mieście nad Brdą wielu przyjaciół. Wśród nich jest mój sponsor - właściciel firmy Pentel. W Bydgoszczy urodziły się i wychowały nasze dzieci. Nigdy się z tym miastem nie pożegnałem, ba, moje plany pozasportowe także są z nim związane ? póki co, mam tam kilka nieruchomości. Zdobywałem w tym czasie dla bydgoskiego klubu wiele medali, dlatego nie rozumiem Pana Władysława Golloba, który wspominając tamte lata, stawia mnie w jednym rzędzie z Gregiem Hancockiem i Grzegorzem Walaskiem.
- Inni przychodzili i odchodzili, a ty zostałeś na kilka dobrych lat.
- Zżyłem się bardzo z bydgoską ?Polonią?. Moje odejście z tego klubu nie przyczyniło się w żaden sposób do jego obecnych problemów. Jeździliśmy wówczas w ?Ekstralidze? i doszedłem po prostu do wniosku, że mój czas w tej drużynie dobiegł końca. Podczas mojego pobytu w Bydgoszczy, odchodzili z niego przecież również bracia Gollobowie.
Piotr Protasiewicz wyjechał już w tym tygodniu na tor w Ostrowie Wielkopolskim (- Lepiej, by przy tekście było aktualne zdjęcie - zaproponował i wysłał nam je dziś na maila).
- Odszedłeś, by lepiej się rozwijać, a Twoja kariera nabrała rozpędu.
- Tak, i życie pokazało, że to był dobry ruch. Widzimy dziś, gdzie jest klub z Zielonej Góry, a w którym miejscu ? niestety ? klub z Bydgoszczy. Gdybym został w tym mieście dłużej, moja kariera też mogłaby się inaczej potoczyć.
- Nie chcę wypominać metryki, ale w tym roku skończyłeś 42 lata.
- Sądzę, że cały czas rozwijam się jako zawodnik, niezależnie od swojego wieku i idę w dobrym kierunku. Nie spinam się, ale wiem czego chcę.
- Chcesz na nowo otworzyć w swojej karierze rozdział ?Grand Prix??
- Tak, ale ? powtórzę ? bez nadmiernego ciśnienia. Jestem już innym zawodnikiem niż kiedyś, życie nauczyło mnie pokory. Bardzo mi zależy, przygotowuję się do tych startów, ale jednocześnie podchodzę do tego z dużym dystansem. Wiem, że jeśli przydarzy mi się potknięcie, to nie będzie to nic dramatycznego. W końcu to sport, a ja w swoim życiu przeżyłem wiele porażek i jestem na nie odporny. Na pewno nie ?złamie? mnie to jako zawodnika, choć - co podkreślam - myślę o startach w tym cyklu bardzo poważnie.
- I nie jest tak, że ? jak twierdzą niektórzy zawodnicy w Twoim wieku - im więcej lat na karku, tym lęk przed przed kontuzją jest większy?
- Nie wiem, jak to jest z innymi kolegami z toru - chcę robić swoje, na motocyklu czuję się jeszcze pewniej niż kiedyś. Można powiedzieć, że zrobiłem kolejny krok, widzę, kiedy w przeszłości popełniałem błędy. Czuję się coraz lepszym zawodnikiem, jestem przekonany, że doświadczenie to mój atut. Wiem, gdzie tkwią we mnie rezerwy, a jazda na żużlu - co ważne - cały czas sprawia mi przyjemność. Oczywiście, nie wiem, na ile pozwoli mi jeszcze zdrowie, ale to nie tylko mój problem, ale wszystkich żużlowców. Wszyscy wiemy, że jest to sport urazowy, co nie przeszkadza mi jednak w przygotowaniach do najbliższego sezonu. Zakładam, że pojeżdżę jeszcze kilka at, a jak będzie naprawdę ? zobaczymy.
- Kiedy zadzwoniłem pierwszy raz, by umówić się z Tobą na wywiad, powiedziałeś, że jesteś we Włoszech i porozmawiamy po powrocie.
- Tak, od kilku lat przed sezonem wyjeżdżam z synem do słonecznej Italii, gdzie ścigamy się razem na kartingach, co pewnie niektórzy kibice mieli okazję zobaczyć, bo zdjęcia pojawiły się na portalach społecznościowych. Bawię się tym sportem, jazda na ?kartach? pozwala rozwijać dość duże prędkości i także kosztuje mnie wiele wysiłku. Jest to jakaś forma pośrednia pomiędzy treningami na sali gimnastycznej, a powrotem na tor żużlowy. Niebawem będzie okazja, by sprawdzić się także na motocrossie.
"Pepe" zapewnia, że wraz z upływem wieku, czuje się na torze coraz pewniej (na zdjęciu - podczas treningu w Ostrowie Wielkopolskim, 11.03.17 r.).
- Niektórzy Twoi koledzy już w miniony weekend wyjechali na tor w Lesznie czy Lgniu*.
- Każdy ma swoje tempo przygotowań do rozgrywek ligowych i międzynarodowych startów. To, czy wyjadę na tor dziś, czy za tydzień, nie jest w tej chwili na pierwszym miejscu. Najważniejsze, bym był gotowy przed swoim pierwszym punktowanym biegiem.
- Domyślam się, że Falubaz celuje w tym roku w play-offy, a Ty jak widzisz swoją drużynę przed sezonem, zwłaszcza jej juniorską formację, co do której wielu ma wątpliwości, czy da radę?
- Uważam, że mamy drużynę z dużym potencjałem. Co do juniorów - każdy kolejny start działa na ich korzyść, jest dla nich szansą na rozwój. Wiemy wszyscy, jak wygląda obecnie sytuacja na rynku młodzieżowym, wielu zawodników skończyło dwadzieścia jeden lat i wkroczyło w wiek seniora, dlatego nie jesteśmy jedynym klubem, w którym sytuacja jest podobna. Choć, oczywiście, zdaje sobie sprawę, że kilka par juniorskich jest silniejszych. Młodzieżowcy mogą się jednak doskonale rozwijać w Zielonej Górze, na pewno nie są bez szans i dopiero tor zweryfikuje wszystkie przedsezonowe prognozy.
- Zgadzasz się z decyzją kierownictwa klubu, by nie wzmacniać tej formacji, a postawić na wychowanków klubu?
- Nie jestem od tego, by kwestionować kroki podjęte przez zarząd klubu, jestem przede wszystkim zawodnikiem, który chce jak najlepiej wypełniać swoje zadania i zdobywać punkty. Taka jest ich decyzja, a ja nie chcę tego kwestionować, nie widzę w tym problemu. Trener Cieślak na pewno wie, co robi i jak klub powinien funkcjonować. Skupiam się przede wszystkim na pracy nad sobą, a jeśli chodzi o drużynę ? pamiętajmy, że to jest sport i zachowajmy spokój. Na pewno za kilka miesięcy wszyscy będziemy mądrzejsi o nowe doświadczenia.
- Pozostaje mieć nadzieję, że spotkasz się jeszcze z bydgoską drużyną na torze, wracając do początku naszej rozmowy.
- We wszystkich klubach, w których barwach startowałem; Toruniu, Wrocławiu, czy w Bydgoszczy, zawsze dawałem z siebie wszystko. Nigdy nie jeździłem na przysłowiowe ?pół gwizdka? i nie powiedziałem złego słowa o swoim zespole. Życzyłem - i życzę - bydgoskiej ?Polonii? jak najlepiej, ale... nie sadzę, by w najbliższym czasie była okazja do bezpośredniego starcia z drużyną z Zielonej Góry. Będę się jednak cieszył, jeśli tak się zdarzy i staniemy obok siebie pod taśmą.
- Też mam taką nadzieję i bardzo dziękuję za rozmowę.
*Wywiad został przeprowadzony jeszcze przed wyjazdem Piotra Protasiewicza na tor w Ostrowie, w poniedziałek 6 marca.