Wydaje się, że tak. W jakiej dyscyplinie osiągamy tyle sukcesów co w sporcie motorowym zwanym popularnie „czarnym sportem”? W jakiej jesteśmy faworytami rozgrywek międzynarodowych na kilka lat do przodu? Umówmy się. Ostatnie sukcesy kadry Nawałki cieszą, ale to nie ten poziom co w speedway`u. Zwycięstwo piłkarzy nie jest normą do czego przyzwyczaiła reprezentacja Marka Cieślaka. Tu odgrywamy zawsze rolę faworyta, a ewentualna porażka mogła by być odczytana w kategorii żałoby narodowej, gdyby popularność tej dyscypliny była przynajmniej na poziomie zawodów lekkoatletycznych.
Polacy rządzą i dzielą w światowej rywalizacji. Mamy czterech reprezentantów w cyklu Grand Prix, z czego jeden jest obecnie liderem turnieju a drugi znajduje się na podium. W ubiegłym roku mieliśmy brązowego medalistę. Nasi reprezentanci co roku walczą o laury, ku uciesze kibiców znad Wisły, ze sukcesami. Dlatego więc jesteśmy coraz bardziej dumni z naszych Orłów. To z kolei przeradza się na nasze wygórowane lub nie ale oczekiwania związane z kolekcjonowanie pucharu Ove Fundina. Krzysztof Cegielski powiedział kiedyś, że odjechaliśmy pozostałym ekipom. I bardzo dobrze. Musimy z tego korzystać dopóki można.
Należy jednak się zastanowić co się takiego stało z poziomem żużlowców z innych krajów. Pamiętamy czasy Tomasza Golloba. Mieliśmy wtedy jednego Polaka stale próbującego nawiązać walkę z liderami krajów europejskich. W 24 – osobowej jeszcze wtedy stawce ciężko było oprócz Bydgoszczanina znaleźć kogoś kto będzie chociaż pukał do elity. Kończyło się zazwyczaj na jednosezonowej przygodzie z cyklem. Gdy stawka zmalała było jeszcze gorzej. Do pewnego momentu.
Przyszła magiczna era Polaków. Rok 2010.Ostatni na starych tłumikach. Tomasz Gollob i Jarosław Hampel zdominowali tego roku cały cykl. Od tego momentu Polakom zaczynało się powodzić coraz lepiej. W 16 – osobowej stawce znalazło się miejsce dla czwórki zawodników reprezentujących biało – czerwoną flagę. Kto wie. Może będzie nas więcej? Ostatni tryumf Przemysława Pawlickiego w GP Challenge dał jemu przepustkę do elitarnego grona. Naszym sukces przychodzi coraz łatwiej. Oprócz wywalczenia sobie miejsca potrafimy to miejsce zachować na przestrzeni całego turnieju zajmując jedno z ośmiu miejsc gwarantujących starty w przyszłym sezonie. A nawet gdyby się to nie udało to pozycja biało – czerwonych jest na tyle silna, że BSI, mimo że naszych jest i tak bardzo dużo w cyklu, potrafi kolejne zaproszenie wysłać właśnie do Polaka.
Dlaczego? Popularyzacja cyklu to jedno. Ale pieniądze to drugie. Taka ilość Polaków w stawce GP to dla Anglików świetny interes. Polacy są jednym z najlepszych sponsorów tej imprezy. A przy okazji mają też fantastycznych żużlowców, którzy podnoszą poziom rywalizacji. Obustronny interes. Ale czy to My jesteśmy tacy dobrzy czy inni tacy słabi, że nie mieszczą się w tych kryteriach którymi BSI kieruje się przy przyznawaniu dzikich kart?
Powraca zatem pytanie o innych żużlowców. Z innych krajów. Czy naprawdę jest taki deficyt? Ciężko jest znaleźć kogoś z młodego pokolenia, który byłby wstanie nawiązać walkę światowej rywalizacji. Mówię tutaj o żużlowcach, którzy jeszcze nie ukończyli 21 lat. Na palcach jednej ręki można wymienić nazwiska, które coś już tam potrafią. Ale to nadal za mało. I żeby jasność. Mówię o obcokrajowcach. Nasi to zupełnie inna bajka. Odjeżdżamy również i w tej kategorii wiekowej.
Kryzys, który trwa na świecie omija szerokim łukiem naszą ojczyznę. I niech tak pozostanie jak najdłużej. Szkoda tylko, że z sukcesów kadry nadal może cieszyć się tylko wąska publiczność. Jednakże temat dostępności telewizyjnej to zupełnie inna bajka.