Wychowanek leszczyńskiej Unii nie ukrywał radości z faktu, iż to jego drużyna okazała się lepsza w pojedynku z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra. Pawlicki zwraca jednocześnie uwagę, że wraz z kolegami nie zamierza długo świętować. - Szczęście uśmiechnęło się do nas i awansowaliśmy jako ta czwarta, ostatnia drużyna z play-offów. Na pewno nie byliśmy faworytem przed pierwszym półfinałem. Stanęliśmy jednak na wysokości zadania. Nic tylko się cieszyć. Za chwilę idzie to jednak w zapomnienie i przygotowujemy się do finału.
Piotr Pawlicki okazał się liderem "Byków" w konfrontacji na torze przy ulicy Wrocławskiej, zdobywając dziesięć punktów i bonus. Zawodnik nie jest jednak do końca zadowolony ze swojego występu. - Oczekuję od siebie dużo więcej. Przywiozłem jedno zero. Za późno się zorientowałem, że tor się tak mocno zmienił i to było powodem, że przyjechałem ostatni. Później zmieniłem przełożenie. Nie było ono dobre, ale wystarczyło, żeby przywieźć cenne punkty do mety. - ocenia wychowanek leszczyńskiego klubu. W dzień meczu aura postanowiła solidnie zrosić zielonogórski owal. Sprawiło to sporo problemów ekipie prowadzonej przez Marka Cieślaka. Fakt ten, zauważył również popularny "Piter". - Pierwsze wyścigi pokazały, że tor bardziej nam pasował niż gospodarzom. Później zrobił się on twardszy i było widać, że gospodarze byli już lepiej dysponowani.
Los w ostatnim czasie nie był sprzymierzeńcem reprezentanta Polski, o czym może świadczyć kilka upadków w krótkim okresie czasu. Pawlicki zauważa, że skutki tych zdarzeń obniżają komfort jazdy, lecz nie mają decydującego wpływu na wyniki zawodnika. - Nie czuję się w pełni sprawny, ale w jeździe szczególnie mi to nie przeszkadza. Miałem w nodze pękniętą strzałkę. Już niby się goiła, to kontuzja się odnawiała. Cały czas muszę sobie odpuszczać poszczególne treningi, które robiłem wcześniej. Nie jest komfortowo jeździć z niedoleczoną kontuzją. Jest ona błaha, ale "siedzi" to w głowie i przez to nie czuję się tak komfortowo na motocyklu jak przed upadkami. - dzieli się swoimi odczuciami jeździec z Wielkopolski. Jak się okazuje, pech zawodnika nie kończy się na samych upadkach. "Piter" zmaga się również z problemami sprzętowymi. - To jest pechowy rok dla mnie. Jeździłem wiele lat na silnikach od jednego tunera, nigdy nie miałem jakiegoś większego kontaktu z innymi. Kilka lat temu miał on 5-6 podstawowych zawodników. Wtedy te silniki były inaczej robione. Dzisiaj jak ktoś sprzedaje 50 silników w ciągu roku, to naprawdę ma co robić i po prostu się nie wyrabia. Szukam zatem silników od innych tunerów, żeby w miarę dobrze zakończyć ten sezon i aby być lepiej mentalnie nastawionym do kolejnego. - kończy tegoroczny finalista PGE Ekstraligi.
Drużyna Fogo Unii Leszno zmierzy się w niedzielę 17 września na własnym torze z Betard Spartą Wrocław. Początek batalii o złote medale rozpocznie się o godzinie 19:00.