Mecz wzbudza sporo emocji w obu ośrodkach żużlowych, dlatego w czwartkowe południe w siedzibie gnieźnieńskiego klub zorganizowana została konferencja prasowa. Wzięli w niej udział Mirosław Jabłoński - kapitan drużyny, Rafael Wojciechowski - menadżer zespołu i Dariusz Kowalczyk - dyrektor finansowy klubu. Mimo dziesięciopunktowej straty do lubelskiego zespołu zawodnicy i działacze są przekonani, że bezpośredni awans wywalczy drużyna z historycznej stolicy Polski. - Początek meczu zaważył na wyniku. Ten knock-down w wykonaniu Speed Car Motor Lublin zbił nas z tropu. Na szczęście udało się ten wynik odratować. Lublin przygotował inny tor niż do tej pory. Taki jest żużel. Lublin przygotował się perfekcyjnie do tych zawodów. Musimy się tak przygotować, żeby dwumecz był na naszą korzyść - powiedział Mirosław Jabłoński. - Atmosfera jest taka, jak wcześniej, czyli dobra. 10 punktów do odrobienia to dużo i mało. Z pewnością łatwiej byłoby nam w rewanżu, gdybyśmy w Lublinie zdobyli dwa, trzy punkty więcej. Ale i tak mamy niezłą sytuację. Ta strata dziesięciu punktów działa na nas bardzo mobilizująco. 42 czy 43 punkty spowodowałyby większy luz w zespole. Tak będziemy musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Musimy przez cały mecz być czujni. W każdych zawodach w Gnieźnie pokazywaliśmy swoją dominację i moc - przyznał kapitan Startu.
Rafael Wojciechowski, menadżer czerwono-czarnych deklaruje, że jeśli pogoda pozwoli, to w czwartek o 16:00 odbędzie się trening drużyny Startu, ale w niepełnym składzie. Drugi trening odbędzie się w piątek, również o 16:00. Wezmą w nim udział wszyscy zawodnicy, za wyjątkiem Olivera Berntzona, który ma zawody za granicą. - Chcemy przeprowadzić trening dając możliwość wszystkim zawodnikom sprawdzenia sprzętu. Niektórzy maja nawet trzy silniki do sprawdzenia i muszą wybrać te najszybsze, najlepiej dopasowane do naszego toru. Rozważamy każdy możliwy scenariusz, łącznie z aurą, która może być niesprzyjająca. Liczymy, jednak, że i dla nas zaświeci słońce. Na pewno będziemy bojowo nastawieni. Mamy jechać tak, jak każdy mecz w Gnieźnie, czyli z determinacją i dużą koncentracją do ostatniego wyścigu. Z pewnością przystąpimy do meczu w bojowym nastroju z wiarą w odrobienie strat i wywalczenie awansu - stwierdził menadżer klubu.
Od środy w mediach społecznościowych na gnieźnieński klub przelewa się "fala hejtu", która jest spowodowana brakiem zgody klubu na transmisję niedzielnego meczu dla prywatnej telewizji Lubelska.tv. Sympatycy podopiecznych Dariusza Śledzia mają żal do działaczy z Grodu Lecha o to, że w przeciwieństwie do fanów ich rywali nie będą mogli śledzić zmagań żużlowców Speed Car Motoru Lublin w tak decydującym meczu. Okoliczności tej sprawy wyjaśnił Dariusz Kowalczyk, menadżer ds. finansowych w Starcie. - W ostatnim czasie spotkaliśmy się z wieloma negatywnymi sygnałami dotyczącymi niewyrażenia zgody na przeprowadzenie transmisji z rewanżowego spotkania przez lubelską telewizję internetową. Decyzja odnośnie opłaty, jaką zażądaliśmy od telewizji lubelskiej należała do mnie. Jeżeli telewizja działa w kierunku ekonomicznym i uzyskuje zyski ze sprzedaży pay-per-view czy sprzedaży reklam w czasie transmisji meczów żużlowych, to powinna podzielić się tymi zyskami z nami, jako organizatorem całych zawodów. Jako dyrektor finansowy klubu muszę dbać o finanse biorąc pod uwagę wydatki, jakie są związane z prowadzeniem naszej działalności. Z naszej strony padła rozsądna kwota, która nie była wygórowana, była dość niska. Uważamy, że za prawa do transmisji na naszym stadionie i za oglądanie tak ważnego meczu powinni zapłacić. Telewizja lubelska w ogóle nie przystąpiła do negocjacji. Temat od razu został zamknięty - wyjaśnił działacz HAWA Start Gniezno.