Krótkie, rzeczowe, treściwe. Może trochę inne, bo po co opowiadać o czymś co każdy widział. Spojrzeć inaczej? Ale jak? Podsumowanie, bo o nim mowa, które dziś przedstawię poróżni niejednego Czytelnika. Ale tak właśnie ma być. Tekst ma służyć refleksji i budzić do kolejnych opinii. Własna, twórcza inicjatywa jest wskazana. Zapraszam.
Meczowy remis. Bywają dni, że dla jednych to tylko remis a dla drugich aż remis. Kto zatem bardziej cieszy się z punktu w Grudziądzu? Na pewno częstochowianie, którzy sprawiali przez większość część meczu wrażenie nieobecnych. Zaproszenie które non stop do kolegów wysyłał Fredrik Lindgren w końcu spotkało się z akceptacją. „ Halo pobudka!!!” krzyczał Szwed do kolegów. „Jedziemy! To już liga!”. W tych czy innych słowach motywował kolegów? Nie ważne. Ważne, że miejscowi zbyt szybko rozpoczęli biesiadowanie a spóźnieni goście jak już na meczu się pojawili to zrobili show. W ostatniej chwili.
Wrocław jest zadowolony. Gdyby nie absencja Piotra Pawlickiego inauguracja wypadłaby jeszcze gorzej niż byliśmy tego świadkami. Betard miał pomysł aby pożegnać się z Szymonem Woźniakiem. Ale kto miał go zastąpić? Na to chyba planu już nie było. Czasami przecież zawodnikowi z Tucholi udawało się uzbierać całkiem ładny dorobek. Na Olimpijskim zawodnicy pokazali, że niektórym wystarczą drobne korekty i znów zachwycać będą tak samo jak czynili to w poprzednich latach.
Tak! O to właśnie chodziło. Kto był w błędzie? Każdy kto myślał, że czas Pedersena dobiegł końca. Duńczyk sporo naczytał się na swój temat w zimowej przerwie. „Power” dostał powera i oznajmił wszem i wobec. „Ja tu nadal jestem! Zadziorny, waleczny! Po prostu jestem! SOBĄ!”. Kto z takim będzie chciał dyskutować? Ja nie mam zamiaru. A Zielonogórzanie? Mogą tylko podziękować Zengocie, którego kiedyś bez żalu się pozbyli. Dziś on ratował wynik i dawał nadzieję zielonogórskiej ekipie podczas gdy inni wychowankowie nie radzili sobie najlepiej.
W Gorzowie miało być święto. Szybko była stypa. Rozpoczęło się dramatycznie i taki nastrój panował wśród przyjezdnych przez całe spotkanie. Który to już zresztą raz, kiedy obcokrajowcy wystawiają do wiatru toruńską ekipę? Czy nikt tam się nie uczy na błędach? To prawda, że fajnie wychodzi się na zdjęciach. Bo jak na razie to jedyne co im wyszło.