Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Antonio Lindbaeck wraca do SEC
 21.05.2018 23:44
Przed nami kolejna, elektryzująca „dzika karta” cyklu SEC na sezon 2018. Tym razem bohaterem jest jedyny zawodnik z żużlowego topu, urodzony w Brazylii, a konkretnie w Rio de Janeiro. Wszyscy już się domyślają o kogo chodzi, prawda? Przed Państwem Antonio Lindbaeck
Urodzony w Brazylii, ale rzecz jasna reprezentuje Szwecję. Historia 33-letniego Lindbaecka mogłaby być scenariuszem na uznaną hollywoodzką produkcję. Porzucony jako dziecko niedaleko Sao Paulo, przygarnięty przez szwedzkie małżeństwo, stanął na nogi i wdarł się przebojem do świata żużla.
 
Nie ma chyba człowieka, który nie kojarzyłby Szweda przede wszystkim z bujnych dredów. Ta epoka prawdopodobnie jednak zakończyła się bezpowrotnie, gdyż popularny „Toninho” postanowił je ściąć. No ale przecież nie tylko dlatego reprezentant „Trzech Koron” wzbudzał tyle sympatii. Po pierwsze – to jeżdżący bardzo efektownie i często skutecznie zawodnik.
 
W sezonie 2009 roku, Lindbaeck reprezentował barwy beniaminka najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce – Polonii Bydgoszcz. Przy pomocy legendarnego Tony’ego Rickardssona, Szwed wkroczył na jeszcze lepszy poziom, niż to było wcześniej. Dwa lata później powrócił do Grand Prix jako stały uczestnik. Obecnie ma już w swoim CV aż 8 pełnych sezonów w tych elitarnych rozgrywkach. Łącznie zaliczył aż 13 miejsc na podium, a na trzech obiektach – Motoarenie w Toruniu, Olympia Stadium w Terenzano oraz legendarnym Millenium Stadium w Cardiff usłyszał hymn Szwecji na cześć zwycięzcy.
 
Ostatni wielki sukces na arenie międzynarodowej przyszedł dość nieoczekiwanie w 2015 roku. Bo czy ktokolwiek stawiał, że reprezentacja Szwecji, m.in. z „Toninho” w składzie sięgnie po Drużynowy Puchar Świata? Swoje wielkie aspiracje Lindbaeck i spółka zasygnalizowali już w półfinale w Gnieźnie, gdzie niespodziewanie pokonali Polaków. Nasz bohater był wtedy liderem swojej ekipy. W finale na stadionie w Vojens znów niewielu stawiało na Szwedów, a to właśnie oni zakończyli rywalizację przed Danią, Polską i Australią. Złoty krążek zawisnął na szyi Lindbaecka, Jonssona, Sundstroema i Lindgrena.
Lindbaeck powraca do ścigania w cyklu Speedway Euro Championship po roku przerwy. Szwed, był stałym uczestnikiem cyklu w sezonach 2015 i 2016. Pierwszy jego rok startów w Indywidualnych Mistrzostwach Europy, przyniósł mu brązowy medal tych rozgrywek. Jeszcze lepiej wyglądała sytuacja Szweda w sezonie 2016, kiedy przed ostatnią rundą w Rybniku był liderem klasyfikacji przejściowej SEC. Wyrównana finałowa runda i słabszy występ „Toninho” spowodowały jednak, że Szwed pożegnał się z mistrzostwami Europy.
Redakcja (za: inf.prasowa)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (50)
7 lat temu
Wracając do sytuacji z obfitym zlaniem wody przed 11. biegiem. Jeżeli był to taktyczny ruch sztabu gorzowskiego, to co do zasady, nie pochwalam. Ileż tego było w naszym ligowym speedwayu... Akcje typu "zepsuta" polewaczka, "awarie" dmuchanej bandy, oświetlenia, brak karetki, przekładanie meczów na godziny poranne, żeby ktoś z zagranicznych zawodników rywali nie dojechał na czas, paszporty zjedzone przez psy, "zasłabnięcia" kibiców, mierzenie gaźników, czerwone światełka i flagi, których nie było. Tego było w historii naszej ligi bez liku. Nie lubię tego typu pozasportowych zagrań, choć z perspektywy felietonisty może dobrze, że są, bo najczęściej łączą się ze sporą dawką dobrego humoru. Natomiast, jeśli w tym konkretnym przypadku chodziło o to, by zagrać na nosie pewnego siebie Cieślaka i odgryźć się za kombinacje z komisarzami, to uważam to za przejaw zwykłej obrony koniecznej. Nie jestem bowiem fanem nadstawiania drugiego policzka, w sytuacji, gdy ktoś fauluje.
Jeśli chodzi o indywidualne oceny po tym meczu, to nie będę tu oryginalny. Zmarzlik i Kasprzak jadą koncertowo, ale tego chyba się spodziewaliśmy. Swoje dołożył Woźniak, który staje się gwiazdą gorzowskiego owalu. Kapitalnie prezentuje się Karczmarz, którego bardzo brakowało z powodu kontuzji. Mecz z Włókniarzem wygrał Stali jednak... Walasek, którego sprowadzenie uważam za najlepszy z możliwych transferów, jakiego dokonano po kontuzji Vaculíka. Przyznam szczerze, przed rozpoczęciem tego sezonu, aż do wczorajszego spotkania z Włókniarzem, a tak naprawdę do połowy niedzielnych zawodów, miałem bardzo złe przeczucia co do wyniku Stali Gorzów 2018. Szczerze powiedziawszy nie wierzyłem w żadną "czwórkę", a zaciskałem kciuki, by nie zakończyło się to barażem czy spadkiem, co w sytuacji bardzo wyrównanej ligi też nie byłoby wykluczone. Wydaje się jednak, że po wygraniu meczu "za sześć punktów" z Włókniarzem, play-offy wcale nie są takie niemożliwe. Potem zaś, biorąc pod uwagę powrót Vaculíka oraz zamianę Sundstroema na Walaska... Nie będę zapeszał. Życzyłbym sobie jeszcze więcej niezapomnianych meczów, także w tym sezonie. Bo przyznam szczerze, że na Śląskiej aż do meczu z Włókniarzem zaczynało być coraz senniej. Zacieram mocno ręce już na następną rundę, gdzie czuję, że też się będzie dużo działo. Falubaz przywita Walaska. A w Częstochowie "klasyk" Włókniarza z KS Toruń.
Na koniec jeszcze anegdotka i tekst zasłyszany od jednego z fanów Stali jeszcze na koronie stadionu po zakończeniu spotkania, gdy publika już się rozchodziła, a rozległy się syreny wszystkich karetek opuszczających stadion. "Cieślaka wiozą na intensywną" - rzucił. Jak się potem okazało, wcale nie było tak źle, bo "Narodowy" miał jedynie kłopot z zaśnięciem, o którym - jak doniosły już media - postanowił zapomnieć porannym koszeniem trawy. "Polewaczkowemu" też polać, bo bez niego byłoby w naszym żużlu zbyt nudn
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
Michelsen po Slangerup nie zdążył na samolot z Kopenhagi do Gdańska, nie było też promu akurat:) i popieprzał busem przez Niemcy. Zawody tam się skończyły ok. 23, a u nas jazda o 14.30:)
no to masz odpowiedz czemu spal na meczu xd
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
otoz to xd
Michelsen po Slangerup nie zdążył na samolot z Kopenhagi do Gdańska, nie było też promu akurat:) i popieprzał busem przez Niemcy. Zawody tam się skończyły ok. 23, a u nas jazda o 14.30:)
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
W tym momencie dochodzimy do najbardziej kontrowersyjnego momentu w spotkaniu, który dla wielu jest koronnym argumentem na to, że Stal wygrała te zawody przez "spreparowanie" toru przed 11. wyścigiem. I tu wracam do obiektywnej formy obrony swojej ulubionej drużyny, już bez emocjonalnego zacięcia. Fakt, było widać gołym okiem, że toromistrz nie pożałował wody przed następną serią startów, jadąc bardzo ślimaczym tempem. Niektórzy na trybunach łapali się za głowę na ten widok, tym bardziej, że było już po zmroku i to, co wylało się z polewaczki, nie miało prawa szybko wyschnąć. Pytanie tylko, czy gdyby nie kałuża na drugim wirażu, to rozpędzona Stal wypuściłaby wygraną z rąk? Śmiem twierdzić, że nie, choć pewnie dzięki tej sytuacji wygrała nieco bardziej okazale.
Druga rzecz - jeśli za roszenie toru odpowiada sędzia z komisarzem, to w ich gestii leży upilnowanie toromistrza, by ten lał dokładnie tyle, ile sędziowie chcą, oraz tam, gdzie sędziowie chcą. Nie ma między nimi żadnej łączności? Przecież Jacek Krzyżaniak jako komisarz jest zawsze obwiązany toną kabli na głowie. Biegając po trawie wyglądał jak ufoludek. Ale dobrze, załóżmy, że nie upilnował kierowcy polewaczki i ten odstawił "samowolkę". Dlaczego sędzia w takim razie zdecydował się wypuścić zawodników na niebezpieczny (zdaniem np. nc+) tor? To Chomski, Paluch czy Orzeł włączyli światło dwóch minut? A może wspomniana telewizja naciskała na jak najszybsze zakończenie meczu z powodu późnej pory? Nie widzę więc powodów do medialnej krytyki Stali Gorzów za niedzielne zawody.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
roblemem w zakulisowych rozgrywkach między Stalą a Włókniarzem nie był bowiem Cieślak, który walczy o wyniki swojej drużyny, za co mu chwała, tylko środowisko sędziów i "delegatów" z plakietkami PZMot., które na jedno skinienie palcem było gotowe mu służyć. Przyznam, że gdy zobaczyłem próbę toru przed niedzielnym meczem i twardszy niż zwykle tor, wiedziałem, że musiało dojść do interwencji komisarza i dodatkowego ubijania. Co potwierdziły późniejsze dziennikarskie relacje. No to mamy pasztet - pomyślałem. Wtedy byłem niemal pewien przegranej Stalowców, bo wiedziałem, że Madsen, któremu w Gorzowie nigdy nie szło, będzie się tutaj czuł, właśnie dzisiaj, jak przysłowiowa ryba w wodzie.
Michał Gruchalski: Bieg juniorski wygrałem, bo wczoraj trenowaliśmy na podobnym torze do tego, jaki zastaliśmy w Gorzowie. Trener Marek spodziewał się takiego [wypowiedź dla nSport+].
Pytanie więc, zjakiej racji komisarz toru postanowił przed meczem dać ten atut akurat drużynie gości? Czy to jest fair? Pewnie, ja bym w to wszedł, ale tylko wtedy, jeśli mi zagwarantują, że w rewanżu w Częstochowie o przygotowaniu nawierzchni zdecyduje nie Cieślak, a Chomski. Dlaczego więc Częstochowa w starciu z gorzowianami miała mieć dwa razy handicap własnego toru? Gdy wydawało się, że mecz jest już spisany na straty i przewidywany przeze mnie scenariusz się sprawdza, zawodnicy Stali lepiej spasowali się na start i w końcu zaczęli wygrywać wyścigi. Słabsza, niż zwykle forma Lindgrena tylko pomogła Stalowcom i po 10. wyścigu zdołali wysunąć się na prowadzenie 32:28.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy wróciwszy do domu wczytałem się w pierwsze opinie ekspertów nc+, którzy krytykowali przygotowanie gorzowskiego toru i wspominali coś o jakichś karach. Czy to jest jakiś żart?! Oczywiście, że przemawia tu przeze mnie szczypta lokalnego szowinizmu, ale na sprawę trzeba też popatrzeć nieco bardziej obiektywnie, czego spróbuję dokonać. Czy kibice, nie tylko Stali Gorzów, w sytuacji tak wyrównanej ekstraligi, w której każdy mecz jest nie tylko na wagę play-offów, ale nawet utrzymania, chcą aby pozbawiać drużyny atutu własnego toru? Owszem, Stal Gorzów swoje za uszami w przeszłości już miewała, ale popatrzmy na to przez pryzmat bieżącego sezonu. Czy przygotowanie toru na mecz z Toruniem czy Tarnowem można było nazwać nieregulaminowym? Według mnie nie. Niebezpieczne wypadki były raczej wynikiem brawury zawodników niż pułapek na torze. Czy Marek Cieślak, rozgłaszający piórem Dariusza Ostafińskiego o kłopotliwych torach w Lesznie, Zielonej Górze i Gorzowie, miał na sercu bezpieczeństwo zawodników, czy własny partykularny interes? Gdyby to nie był "polewaczkowy", jeszcze mógłbym się na to nabrać. Ale nie w przypadku obecnego menago Włókniarza. Nie żebym się na narodowego obrażał, wręcz przeciwnie. To głównie dzięki jego zabiegom to widowisko zyskało na kolorycie. A gdybym był kibicem "Lwów", to właśnie tego, co robił Cieślak bym po trenerze swojej ulubionej drużyny oczekiwał. Chwytać się wszystkiego, co możliwe dla dobra drużyny.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
W jednym z ostatnich tekstów, a popełniłem go zimą, wspominałem kilka meczów (głównie tych z udziałem mojej Stali Gorzów), które na trwałe wryły mi się w rejestr i do których często lubię wracać, gdy zamilkną żużlowe maszyny. To, co wydarzyło się w niedzielny wieczór 20 maja 2018, można by śmiało do tej listy dopisać. Byłem bowiem świadkiem widowiska, w którym działo się wszystko to, za co tak kochamy tę zwariowaną dyscyplinę. Niebagatelny ciężar gatunkowy, zwroty akcji, jak w pojedynku pięściarskim Kliczko-Joshua, nerwowe lub śmieszne sytuacje, zwarcia na torze i po wyścigach, kipiące od emocji trybuny, pokaz sztucznych ogni po zawodach, znakomita frekwencja i zagrywki taktyczne sztabów szkoleniowych. Choć w tym ostatnim wypadku mowa raczej o fortelach, które dodatkowo podgrzały temperaturę tego widowiska, a rozpoczęły się już na dwa tygodnie przed zawodami. Co jeszcze przyniósł ten mecz? Tak subiektywnie, rzekłbym nawet "plemiennie": cholernie nieopisaną radość i dumę z żółto-niebieskich. Pomimo przeciwności losu w postaci kontuzji w ekipie. Pomimo kombinacji Cieślaka wraz z komisarzami. Pomimo ogólnej, może nie nagonki, ale niechęci w środowisku żużlowym do Stali, to ta dała radę! To uczucie radości i wspólnoty można porównać chyba tylko do zdobycia DMP, choć szczerze powiedziawszy ja nie pamiętam, by po finałach w 2014 czy 2016 r. grupki fanów wracających z meczu ulicami Zawarcia intonowały stare kibicowskie przyśpiewki, a to zdarzyło się w niedzielę. Ta radość stała się udziałem także dzięki przytomności Stanisława Chomskiego, który nie dał się wpuścić w maliny i zagrał "Narodowemu" mocno na nosie. Mina Marka Cieślaka już "po wszystkim" była bezcenna. Szczególnie w porównaniu do jego wyluzowanego wyrazu twarzy sprzed meczu, gdy wydawało się, że dopiął swego, kopiąc badawczo butem po gorzowskiej nawierzchni.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Konto usunięte
Nie Hiszpan Luis Enrique, a jego rodak Unai Emery ma zostać nowym trenerem piłkarzy Arsenalu - poinformowała stacja BBC.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
O to spoko. Jeszcze lepiej:) Nie będzie kolidować żonie, czy córce na telewizorze:)
otoz to xd
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
nie. sambmar
O to spoko. Jeszcze lepiej:) Nie będzie kolidować żonie, czy córce na telewizorze:)
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com