W 1973 roku brytyjskie media nazwały go „Kotłem Czarownic”. Było to po meczu Polska – Anglia, który biało-czerwoni wygrali 2:0. To tylko jedna ze wspaniałych victorii jakie pamięta Stadion Śląski. Było ich wiele, a każda z nich wyjątkowa. Pewnie dlatego do dziś chorzowski obiekt jest jednym z najwyrazistszych symboli polskiego sportu.
Stadion Śląski jest dziś utożsamiany przede wszystkim z triumfami polskich piłkarzy. Nic dziwnego. W końcu w Chorzowie polscy reprezentanci pokonywali piłkarzy m.in. z: Włoch, Anglii, Holandii czy Portugalii. Do „Kotła Czarownic” przyjeżdżały największe kluby, a wśród nich: FC Barcelona, Bayern Monachium czy Real Madryt. Mecze grającego w pucharach europejskich Górnika Zabrze przyciągały na trybuny nawet 120 tysięcy kibiców.
Stadion Śląski był nie tylko obiektem piłkarskim, ale także największym na świecie stadionem żużlowym, na którym odbywały się najważniejsze imprezy. Do historii przeszedł zwłaszcza finał z 1973 roku, w którym Jerzy Szczakiel pokonał wielkiego Nowozelandczyka Ivana Maugera i jako pierwszy Polak w historii został indywidualnym mistrzem świata na żużlu. Wówczas na „Śląskim” zasiadło sto tysięcy osób dopingujących biało-czerwonych jeźdźców. Wiesław Dobruszek w swojej książce „Asy żużlowych torów: Jerzy Szczakiel” opisuje chwile zdobycia złota przez Polaka w ten sposób: „Przed startem do tej decydującej potyczki, na wypełnionych po brzegi trybunach Stadionu Śląskiego, zapada niesamowita cisza, która po podniesieniu taśmy maszyny startowej przemienia się w ogłuszający okrzyk radości, wydobywający się ze stu tysięcy gardeł. (…) Tumult jest taki wielki, że warkot silnika nie jest w stanie tego zagłuszyć.”
- Kiedy szedłem stadionowym tunelem prowadzącym na tor myślałem sobie tylko o tym, żeby nie zawieść kibiców. Gdy wyszedłem na boisko, zaczęli krzyczeć. Wtedy ogarnął mnie strach. Bałem się, że ich zawiodę – wspomina na łamach ww. książki pamiętny finał z 1973 roku Jerzy Szczakiel.
Polski mistrz kibiców na „Śląskim” nie zawiódł. Podobnie jak Zenon Plech, który tamtego dnia zakończył zawody z brązowym medalem oraz koledzy z reprezentacji zdobywający w kolejnych latach medale w Drużynowym Pucharze Świata (1974 – brąz) oraz w mistrzostwach świata par (1981 – brąz Edwarda Jancarza i Zenona Plecha). Sześć lat po zwycięstwie Szczakiela, bliski powtórzenia jego wyczynu w „Kotle Czarownic” był Plech, który znów finał IMŚ zakończył na najniższym stopniu podium.
Stadion Śląski gościł żużlowców walczących o mistrzostwo świata jeszcze w ramach cyklu Grand Prix, ale dla Polaków Chorzów okazywał się pechowy. Sytuacja może ulec zmianie już w tym roku. Zupełnie przebudowany „Kocioł Czarownic” będzie ponownie gościł żużlową elitę, która tym razem powalczy o tytuł mistrza Europy w ramach cyklu Speedway Euro Championship. Czy Chorzów ponownie okaże się szczęśliwy dla Polaka? O tym przekonamy się dopiero we wrześniu. Pewne jest jedno – do „Kotła Czarownic” nareszcie powróci wielkie ściganie. Oby już na stałe.