Pilnowałem tylko tego, aby było bezpiecznie - mówi Jacek Frątczak. - Natomiast wątpliwości co do jakości tego toru były wyartykułowane przez sędziego i komisarza. Ja nie miałem jakichś złych intencji, aby gospodarzom przeszkadzać. Widziałem, że tor jest świetnie przygotowany. Było jednak jedno miejsce, za bardzo zmoczone przy wejściu w łuk. Najprawdopodobniej przelało się coś w polewaczce. Podkreślam, że to nie jest tak, iż sędzia i komisarz zawsze działają na zlecenie kierownika czy trenera gości. Jeżeli się widzi miejsce niebezpieczne, to stwarza ono zagrożenie dla obu zespołów i się taką sytuację zgłasza. Co do samego toru to nie mam żadnych uwag. Nawierzchnia była doskonale przygotowana do ścigania. Powiedziałem Rafałowi Dobruckiemu, że postąpił słusznie zmieniając nawierzchnię. Musi jednak jeszcze trochę popracować, bo pojawia się problem z pełną kontrolą wilgotności.
Torunianie mieli ogromne szanse na odniesienie zwycięstwa na Stadionie Olimpijskim. Niestety, znów zawiódł Chris Holder. Australijczyk był jednym z najsłabszych "ogniw" w ekipie gości i zdobył tylko 3 punkty. Czy po sezonie pożegna się z zespołem? - Ucinam w tej chwili wszystkie spekulacje - wyjaśnia Frątczak. - Jeszcze trwa obecny sezon. Po zakończeniu rozgrywek siądziemy i będziemy rozmawiać. Wiadomo, są potrzebne jakieś zmiany w składzie. Spowodowane jest to choćby tym, że wiek juniora zakończy Daniel Kaczmarek. Nic więcej teraz jednak nie mogę powiedzieć.
Get Well zremisował we Wrocławiu 45:45 i wciąż ma matematyczne szanse na play-off. Musiałby w ostatniej kolejce pokonać za trzy punkty u siebie Stal Gorzów (w Gorzowie Stal wygrała 54:35), a także liczyć, że GKM wygra w Częstochowie.