Powolutku, małymi kroczkami nieustannie przekraczamy kolejne niepisane zasady. Kompromis w tym przypadku bardziej przypomina wypowiedź: „Nie teraz? Ok, no to później”. Zasady dobrego smaku już dawno zostały przekroczone. Od kiedy telewizja na poważnie zainteresowała się pokazywaniem żużla, co rusz jesteśmy świadkami gwałtownych czynów odtwórców głównych ról w tym sporcie. Będąc jednak sprawiedliwym należy dodać, że wraz z biegiem lat jest ich coraz mniej. Cóż to jednak za paradoks. Walczymy o to aby oglądać żużel na ekranie telewizora a jednocześnie bulwersuje nas sposób przekazywania i często także treść jaka płynie na łączach.
Wszechobecna konkurencja, walka o jak najlepszy materiał napędza medialny mechanizm, który karmi się ciekawością widza. Stąd dziś nie dziwi nas już to o czym kiedyś raczej nikt by nie wspomniał. Reporterzy biegający między boksami zawodników, kamerzyści podchodzący najbliżej jak tylko to możliwe żużlowców aby „podsłuchać” obrady zespołu. Czy wyobrażacie sobie kamery stacji telewizyjnej w szatni zarówno przed, w trakcie jak i po spotkaniu piłkarskim? Osobiście uważam, że boks żużlowców to dla nich szatnia, miejsce tylko dla nich które służy odizolowaniu od całego zgiełku i nabraniu sił do kolejnego biegu. Irytować zatem może kamera, która robi zbliżenie na zawodników na ich „terenie”. Zawody sportowe przeobrażamy powoli w takiego krótkometrażowego Big Brothera. Jesteśmy na bieżąco kto rzucił krzesełkiem, w kogo, gdzie poleciało i jak zakończyła się awantura. W tym wszystkim brakuje zrozumienia dla człowieka. Na torze podczas trwającego średnio 60 sekund biegu wyzwalają się takie emocje, które czasami trudno jest okiełznać ot tak. Zanim się to uda mogą narobić szkód. Poważnych.
Sam należę do grona osób, które interesują kulisy tworzącego się materiału. Wejście kamer do parku maszyn jest takim smaczkiem, dodatkiem bez którego nie wyobrażam sobie zawodów żużlowych. Zauważyłem na swoim przykładzie jednak pewną tendencję. Ilekroć byłem świadkiem przepychanek między zawodnikami, bardzo ciężko było potem wrócić do emocji czysto sportowych. Taki przerywnik, którego w scenariuszu być nie powinno rozładowuje napięcie czysto sportowe i w kolejnych minutach tej właściwej rywalizacji, gdy wszystko wróci „do normy” ciężko wyzwolić w sobie znowu pokłady czysto sportowej fascynacji.
Może warto zastanowić się aby postawić jakąś granicę? Ale jaką? Na to pytanie odpowiedź mogą dać jedynie zawodnicy. Tylko czy oni wyrażą chęć aby kamery zniknęły z parku maszyn? Każdy obraz, kadr to szansa do reklamy indywidualnego sponsora. Zawodnicy nie omieszkali tego wykorzystać na swoją korzyść. Wszak czas antenowy to znakomity sposób do ukazania własnej medialności. A człowiek medialny to bardziej pożądany dla potencjalnej firmy, która wyłoży pieniądze aby ich logo pojawiło się na kevlarze lub czapeczce czy też w ręku zawodnika.
Skoro nie cały park maszyn to może jakaś jej cząstka? Myślę, że wspomniany boks byłby dobrym wyborem. Nie wszystkich przecież interesują miny zawodnika, bałagan na półce, okrzyki wydawane po zwycięstwie czy wyzwiska a nawet bójka. Oczywiście to moje subiektywne spostrzeżenie i nie każdy może się z tym zgodzić. Jest duże prawdopodobieństwo, że skoro mi osobiście takie coś do gustu raczej nie przypadło to znajdzie się człowiek, który na takie momenty poluje podczas transmisji telewizyjnych. I jak tu dogodzić człowiekowi?