Uporządkujmy. Pogoda w Częstochowie przez cały zeszły weekend była kapryśna. Raz chłodno, deszczowo, za moment trochę cieplej i słoneczniej. Jak to u schyłku lata bywa. W niedzielę, na kiedy wyznaczono spotkanie forBET Włókniarza Częstochowa z MRGARDEN GKM-em Grudziądz, padało do mniej więcej godziny 12-13 (w zależności od rejonów miasta). Tor nasiąknął wodą i zwyczajnie nie wyglądał dobrze. Nie był to celowy zabieg ze strony częstochowian, którzy wówczas mieli jechać bez Fredrika Lindgrena, bo i takie głosy ze strony kibiców się pojawiły, tylko rzeczywiście aura postawiła skuteczną barykadę. Z tego co wiem, to GKM (tak, GKM) już w sobotę wyszedł z inicjatywą, aby przełożyć spotkanie na termin rezerwowy (piątek), skoro prognozy pogody nie są optymistyczne. Można było uniknąć niepotrzebnych kosztów, których obu ośrodkom nikt nie zwróci. Kluby się dogadały, ale zgody nie uzyskały.
Przewidywania dotyczące aury się sprawdziły i mecz, swoją drogą niezmiernie ważny gatunkowo dla częstochowian, przełożono na czwartek. Choć synoptycy przewidywali załamanie pogody po 18, wszystko szło pomyślnie. Do próby toru. Gdy zawodnicy gości, konkretnie Artiom Łaguta i Przemysław Pawlicki wyjechali testować nawierzchnię, lunęło. Sędzia Paweł Słupski zarządził przerwę. Po kilkunastu minutach intensywnego deszczu, przestało padać. Zarządzono prace gracowych na torze, który z wysokości trybun wizualnie prezentował się dobrze. Wówczas próbę wznowiono. Ona miała dać odpowiedź, czy rzeczywiście da się tego dnia ścigać.
Odczucia zawodników, którzy ponownie wyjechali na tor, były podobne. Zarówno wspomniany już Przemysław Pawlicki, Michał Gruchalski i Andreas Lyager deklarowali, że tor jest mocno namoczony. Mało tego, w trakcie drugiego podejścia do próby owalu znów się rozpadało, tym razem na mniej więcej 5 minut i raczej w tym momencie wszystko było już przesądzone. Po tym zaczął się cały spektakl ze spacerami po nawierzchni, dumaniem i zastanawianiem się, a kilka tysięcy przemoczonych ludzi mogło tylko wpatrywać się w zieloną murawę (ponoć zieleń uspokaja), bądź podrygiwać w taktach muzyki.
Przy jednym z obchodów toru Artiom Łaguta zaczepiony przez spikera odparł, że jego zdaniem tor do ścigania się nie nadaje. Dodał, że on sobie da radę, pewnie tak samo jak uważali w telewizyjnych wywiadach Matej Zagar czy Antonio Lindbaeck, ale w tym miejscu warto postawić sobie pytanie, czy za wszelką cenę trzeba ryzykować. Poirytowani całą sytuacją fani skwitowali wypowiedź Rosjanina salwą gwizdów. Później to samo spotkało Michała Gruchalskiego, gdy również niezbyt pochlebnie mówił o szansach na odjechanie meczu. Też do momentu wyjścia na tor sądziłem, że niektórzy zawodnicy przesadzają. Ale o tym za chwilę.