Jak udało nam się ustalić organizator nie dysponował odpowiednim sprzętem. Sędzia Paweł Słupski i komisarz toru Tomasz Welc podejmowali trudne decyzje, nie chcąc zniszczyć toru przed piątkową powtórką.
Włókniarz może drżeć, bo nie dysponował również równiarką do suchej nawierzchni. Sprzęt został sprowadzony na stadion po interwencji sędziego i komisarza. Po tym, gdy kolejne opady deszczu skomplikowały sytuację, a na około 21.00 zapowiadano również deszcz, trwały narady.
Paweł Słupski nie mógł jednak liczyć na szybkie przeprowadzenie prac torowych, bo organizator nie miał do tego odpowiedniego wyposażenia (do ściągania mazi z toru szyną). Używając dostępnych ciężkich narzędzi, gospodarze mogli na tyle pogorszyć stan toru, że ten trudno byłoby doprowadzić do stanu regulaminowego również w piątek.
Czasami bywa tak, iż prognozy pogody się nie sprawdzają. Stąd oczekiwano trochę dłużej na przebieg zdarzeń, a sędzia wiedział, że należy sprawdzić czy bez wyjazdu ciężkiego sprzętu stan toru i aktualna sytuacja pogodowa pozwolą na rozpoczęcie meczu. Koniec końców w obliczu wiedzy o braku lemiesza skośnego (jest zalecany dla klubów), a także mając na uwadze, że wykonanie prac ciężkim sprzętem może jeszcze bardziej zepsuć tor i będzie bardzo długotrwałe, sędzia odwołał zawody.
Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, narada sędziego z zawodnikami, która została przeprowadzona około 20:30 skutkowała potwierdzeniem ich zdania (kapitanowie Leon Madsen i Krzysztof Buczkowski), że tor nie zapewniał możliwości bezpiecznej jazdy. Około 21.00 w Częstochowie ponownie zaczęło padać. Swoją drogą kilku żużlowców wybrało ciekawą taktykę. Co innego mówili mediom, a co innego podczas rozmów w parku maszyn.