Zawody z gwiazdorską obsadą zostały zakończone przedwcześnie z powodu zapadającego zmroku i toru, który robił się przez to coraz bardziej niebezpieczny.
Na liście zawodników biorących udział w zawodach pojawiły się nazwiska ze ścisłej światowej czołówki-m.in. Woffinden, Hancock czy też Łaguta. Na przyjazd zdecydował się też Woźniak, ubiegłoroczny Mistrz Polski, czy też Miedziński.
Pogoda dopisywała jak najbardziej, świeciło słońce, dopisała również i publiczność. Na trybunach zjawiło się około 5000 widzów, na co liczyli organizatorzy. Wpływ na to miały zapewne darmowe wejściówki na stadion. Szczególnie pojawiło się sporo rodzin z dziećmi. Być może mały sukces niedzielnego turnieju wpłynie korzystnie na poprawę popularności speedway’a w Krakowie w kolejnym sezonie.
Choć na torze pojawiło się parę znaczących nazwisk, zawody same w sobie nie były wygórowane, jeśli chodzi o emocje. W większości biegów o wygranej ważył moment startu i rozegranie pierwszego wirażu, a resztę wyścigu można było określić jako „bez historii”. Brakowało walki na torze o pozycję, efektywnych mijanek, zamiast tego ważniejszy okazywał się refleks i moc silnika. Widoczne to było zwłaszcza w biegach, w których startowali uczestnicy GP-w większości sytuacji pozostali zawodnicy mogli tylko oglądać ich plecy, a odległości, które wytwarzały się między nimi, były zbyt duże, by można było chociaż mówić o próbach ataku.
- Jest już prawie koniec sezonu, więc wszystkie emocje powoli opadają, nie czuję zdenerwowania przed tym turniejem. Chciałbym dziś zrobić dobre widowisko dla krakowian, mam nadzieję, że się to uda. - mówił przed rozpoczęciem zawodów były mistrz Polski, Szymon Woźniak.
Ciekawa okazała się końcówka rundy zasadniczej, w której brał on udział. W ostatnim biegu dnia na wyjściu z taśmy najlepszym okazał się czterokrotny mistrz świata, Greg Hancock. Nie na długo udała mu się ta sztuka, napędzający się bowiem Woźniak wywalczył z nim pozycję i znalazł się na prowadzeniu stawki. Chwilę potem, znajdujący się na trzecim miejscu, Koza, powtórzył wyczyn krajowego żużlowca i również udało mu się wyprzedzić Amerykanina. Bieg odbył się w trzyosobowej obsadzie, po wykluczeniu Stanisława Burzy za nierówny start.
W trakcie trwania turnieju z uczestnictwa w nim wycofała się dwójka zawodników z powodów sprzętowych-Adrian Miedziński, tuż po odjechaniu drugiego biegu oraz Sebastian Ułamek. W Krakowie nie pojawił się natomiast junior miejscowej Wandy, Piotr Pióro, za którego w zastępstwie stawił się Michał Nowiński. Parę sezonów temu również on stanowił trzon juniorów krakowian, jednak nawet znajomość z torem nie pomogła mu w osiągnięciu więcej niż dwóch punktów.
Rolę zawodnika rezerwowego pełnił Patryk Zieliński, który szansę na wyjazd z parku maszyn dostał po wycofaniu się Miedzińskiego. Nie nawiązał żadnej z walki z przeciwnikami, zamykając stawki.
Na słowa pochwały zasługuje na pewno drugi z juniorów krakowian, Bartłomiej Kowalski. Mimo młodego wieku-jest to zaledwie szesnastoletni żużlowiec — wykazał się sporymi umiejętnościami, pokonując na torze bardziej doświadczonych zawodników od siebie-Woźniaka w pierwszej serii zawodów, czy też Walaska w biegu 16. Końcowo, przy swoim nazwisku zapisał 8 punktów, co w zawodach z taką obsadą, jaka się w nich pojawiła, może być dla niego kolejnym sukcesem.
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem turnieju był również klubowy kolega Kowalskiego, Ernest Koza. To on, jako jedyny, okazał się szybszym od Łaguty. Jechał na bardzo dobrym poziomie, ku uciesze miejscowej publiczności, jako krajowy lider klubu. Jeśli nie wychodził mu start, dokładał wszelkich starań, by odrobić straty na dystansie. Turniej zakończył z dorobkiem 11 punktów, tuż-tuż za podium.
Chociaż Wanda jako zespół, pożegnała się na chwilę obecną z Nice 1. Ligą, to ta dwójka wspaniale nawiązywała kontakt z żużlowcami, startującymi w ekstraligowych klubach, co jest jak najbardziej na plus.
Zgodnie z przewidywaniami, Tai Woffinden, był tego dnia praktycznie nie do zatrzymania. Fantastyczne wyjścia spod taśmy, po których od razu uzyskiwał znaczącą przewagę nad rywalami. Jedyną osobą, której wyższość musiał uznać, był Artiom Łaguta. Fakt ten zaważył na minimalnej przegranej Brytyjczyka w zawodach, a dla Rosjanina zaś okazał się szczęśliwym. Obydwoje mieli bowiem identyczną sumę punktów.
Bardzo mi miło, że wygrałem. Fakt, że nie odbyły się półfinały i finał okazał się na moją korzyść, więc się cieszę. Nie myślałem wcześniej ani trochę o zwycięstwie, przyjechałem tu po prostu przetestować sprzęt przed GrandPrix. Tor był w porządku, choć od połowy zawodów było już nieco ciężej. - komentował po turnieju jego zwycięzca.
Wyniki: