Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Przemysław Pawlicki: Każdy zawodnik, który wsiada na motocykl chce wygrywać
 25.11.2018 14:37
Przed tym sezonem Przemysław Pawlicki zamienił Gorzów na Grudziądz. Z GKM – em udało mu się utrzymać w PGE Ekstralidze będąc jednym z liderów zespołu. W tym samym czasie na arenie międzynarodowej walczył w gronie 15 innych zawodników o miano najlepszego żużlowca globu. Niestety w stawce zajął 14. lokatę i przynajmniej na rok pożegnał się z cyklem.

Czas na podsumowanie sezonu. To był taki roller-coaster, w pewnym momencie było krytycznie, ale po spotkaniu z Zieloną Górą zapanowała euforia, bo obroniliśmy PGE Ekstraligę. Jakbyś podsumował go, zarówno w wykonaniu swoim, jak i całej drużyny z Grudziądza?

 

Na pewno to nie był sezon spełniający nasze cele, które sobie założyliśmy przed sezonem. Myślę, że z tego wszystkiego wyciągnęliśmy wszystko co się dało. Pod koniec sezonu pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną mocną, która może powalczyć nawet na wyjazdach i nawet do 10 biegu w Lesznie wynik był na styku, gdzie pojechaliśmy do lidera tabeli. Końcówkę sezonu można zaliczyć na plus. Jeśli chodzi o moje występy indywidualne w lidze – był to dobry sezon, ale na pewno będę robił wszystko żeby było jeszcze lepiej, bo to nie był jeszcze taki sezon patrząc na zdobycze punktowe jaki bym chciał, ale nie wszystko można mieć od razu. Spokojnie, czekamy na kolejny rok i będę starał się zrealizować swoje cele.

 

Z perspektywy czasu i tego sezonu. Przenosiny do Grudziądza rozwinęły Ciebie jako zawodnika? Przed sezonem mówiłeś, że Grudziądz pozwoli Tobie na „szlifowanie” jazdy na twardych torach.

Tak jak mówisz, na początku sezonu myśleliśmy dużo o tym, aby jak najszybciej się dopasować i jak sam dobrze wiesz długotrwałe, wielogodzinne treningi na grudziądzkim torze do późnych godzin wieczornych dały mi dużo większą pewność jazdy na tej nawierzchni. Jeśli chodzi o grudziądzki tor to powiem szczerze. Wcześniej to był tor, którego nie lubiłem, a teraz jest to tor, który bardzo lubię i uwielbiam się tutaj ścigać. Bardzo się cieszę, że ten rok dał mi dużo fajnych wspomnień z jazdy w Grudziądzu.

 

Niektórzy porównywali Twoją jazdę na H4 do Tomasza Golloba. Pytanie od jednego z kibiców: Co czuje zawodnik i o czym się myśli jak jedzie się przy samej bandzie obok dębu na drugim łuku?

O dębie słyszałem już bardzo dawno temu. Starałem się o nim w ogóle nie myśleć (śmiech). Jest w tym drugim łuku coś takiego, że wejście jest bardzo szybkie i ten dąb bardzo szybko się zbliża. Jeśli chodzi o jazdę po zewnętrznej… obym robił to tak dobrze jak robił to Tomek Gollob, a będę starał się robić to jeszcze lepiej! Lubię bardzo w Grudziądzu pojechać szeroko, co pokazał ten sezon.

 

Od trzeciego meczu do końca rozgrywek startowałeś z pozycji prowadzącego parę, co w poprzednim klubie w Gorzowie nie zdarzało się tak często. Czułeś w związku z tym większą odpowiedzialność? W wielu meczach „ciągnąłeś” wynik całej drużyny razem z Artemem, gdy poszło Ci słabiej np. we Wrocławiu to i drużyna miała duże problemy z osiągnięciem pozytywnego wyniku.

Trener podjął decyzję, że będę jeździł jako prowadzący parę i tak było do końca. Tak szczerze nawet o tym nie myślę czy jestem prowadzącym czy nie. Po prostu chcę jak najwięcej zrobić dla drużyny, jak najwięcej pomóc i zdobywać jak najwięcej punktów, żeby rezultat końcowy był na korzyść naszej drużyny.

 

W trakcie sezonu do Roberta Kempińskiego dołączył Robert Kościecha. Jak współpracowało się Tobie z naszymi trenerami?

Każdy trener jest inny. Miałem możliwość styczności z innymi trenerami i nie mam żadnego takiego klubu, z którego miałbym pod tym względem złe wspomnienia. Bardzo dobrze wspominam trenera z Leszna, z Gorzowa, tak jak i bardzo dobrze współpracuje mi się z trenerami w Grudziądzu. Trenerzy robili wszystko, aby ten wynik „ciągnąć”, byli mocno zaangażowani w wynik drużyny. Do tego nie nakładali jakiejś dodatkowej presji tylko starali się to tak powiedzieć zawodnikom, żebyśmy nie spinali się przy tym. Jeśli chodzi o szkoleniowców w Grudziądzu to jak najbardziej na plus w tym roku.

 

Ten sezon o ile był niezły w Twoim wykonaniu w meczach ligowych, o tyle w zawodach indywidualnych nie do końca poszedł tak jakbyś oczekiwał.

Przygotowania do sezonu ruszają już niedługo. Będziemy przygotowywać się jak najlepiej potrafimy, żeby nasza forma w sezonie była dobra w sezonie. Tak jak chyba wszyscy, którzy interesują się sportem wiedzą o tym, że tak jak się przepracuje okres zimowy to na pewno w dużej mierze przekłada się w całych rozgrywkach. Mój okres przygotowawczy rusza już niedługo, tak jak i drużyny, powoli wolne dni zostawiamy z boku i zaczynamy myśleć o nowym roku.

 

Jakie najbliższe plany na najbliższy okres? Jeszcze jakieś wakacje czy już typowo zaczynasz przygotowania do sezonu 2019?

Wakacji żadnych nie planuję w tym roku, „wakacjuję” w domu. Nie będziemy nigdzie wylatywali w żadnym kierunku. Przygotowania niedługo ruszają, także już wkrótce trzeba będzie zacząć uczęszczać na zajęcia treningowe.

 

Jakie cele i założenia na sezon 2019? Marzenia i plany MRGARDEN GKM znamy – kolejna próba walki o play-off w PGE Ekstralidze. W co mierzysz indywidualnie?

Wszystkiego mieć nie możesz. Wchodząc w kolejny sezon będę chciał powalczyć o finał IMP i tytuł Mistrza Polski, dostać się z powrotem do Grand Prix, a także walczyć o jazdę w Mistrzostwach Europy. Ogólnie myślę, że każdy zawodnik, który wsiada na motocykl chce wygrywać. Na razie spokojnie przygotujmy się do sezonu, a ja będę robił wszystko, aby te cele moje były realizowane. żeby moja kariera żużlowa się rozwijała i szła do przodu.

Michał Lewandowski (za: gkm.grudziadz.net)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (18)
7 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
Jestem ciekawy czy przemek powtorzy sezon
Generalnie dobry sezon, na plus. z początku wspolnie z Łagutą trzymał dobry poziom, choc moze na 2-3 wyjazdach mogl zrobic lepszy wynik. Z GP to nie jego poziom, ale troche sie pogubił chlopak. Na szczescie bez szkody dla GKM. Tak jak mówi chyba polubił ten tor, mial kilka fajnych szarż na tym torze, choc raz z Falubazem wlasnie nie wyrobił jak sie zabierał za MJJ. Na Pucharze Prezydenta, latał nie gorzej od Golloba...
Mam wrazenie i obawy, ze na torze w Grudziadzu, to on moze byc jeszcze skuteczniejszy(poprawic starty), ale na wyjazdach moze miec problemy. Zwlaszcza, ze generalnie druzyna tez mocniejsza a Lindbaeck chyba nie bedzie dziadował pół sezonu.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
Witam
siema
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Witam
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Juniorzy, którzy będą reprezentowali biało-czerwonych, to Kamil Nowacki i Marcin Kościelski. Na wszystkich wielkie wrażenie wywarł występ młodego Mateusza Cierniaka podczas barażowego rewanżu z Polonią Piła. Byłoby zbyt pięknie, gdyby zagościł w składzie na nowy rok, jednak Kamil Nowacki bardzo dobrze pokazał się pod koniec sezonu 2018, mając decydujący wpływ na wynik drużyny i awans. Kościelski jest dużą zagadką. Z pewnością ma jednak swoje ambicje.
Trener Mariusz Staszewski pasuje do ostrowskiego środowiska. Dobrze wykonuje swoją pracę. Dogaduje się z zawodnikami i prowadzi szkółkę, co w przyszłości powinno przynieść efekt w postaci wychowanków. A ile znaczą tacy zawodnicy, przekonujemy się choćby po wyczynach młodzieży z Leszna. Przyszły sezon zapowiada się bardzo ciekawie. Oczywiście pozostałe kluby także się wzmocniły i jest to duży plus dla całych rozgrywek. Mam tutaj na myśli głównie Unię Tarnów, Stal Rzeszów czy drużyny z Gniezna i Rybnika. Skład Ostrovii "na papierze" jest bardzo intersujący jednak rola beniaminka nigdy nie jest łatwa - to sport i wszystko zweryfikuje dopiero rozpoczęcie sezonu.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Kiedy zaklepano już Klindta, nadszedł czas na dwie bomby tranferowe ogłoszone w salonie braci Garcarków. Grzegorza Walaska i Tomasza Gapińskiego przedstawiać nie trzeba. Tych dwóch weteranów - nie mam co do tego wątpliwości - będzie liderami Ostrovii. Przede wszystkim Grzegorz, który w poprzednim sezonie jeździł w Stali Gorzów i pokazał się z dobrej strony, chociaż zadanie miał niełatwe. Musiał zastępować Martina Vaculika - gwiazdora zespołu podczas jego kontuzji. W czasie niobecności Słowaka klub z województwa lubuskiego wygrywał swoje mecze, a ważne "oczka" zdobywał właśnie Walasek. Przypomnę że to właśnie ten zawodnik zwyciężył w Łańcuchu Herbowym 2018, pomimo iż niewielu w nim upatrywało faworyta. Do tego dochodzi doświadczenie, które jest ogromne. Podobnie jak u Gapińskiego, który w poprzednim roku ścigał się dla Polonii Piła. Pomimo skomplikowanej sytuacji w jakiej znalazła się jego drużyna, także ma za sobą udane występy i myślę, że nie obniży swojego poziomu. Do tego dochodzi transfer Sama Mastersa, który już kiedyś reprezentował barwy Ostrowa. Jego poprzedni sezon nie był dla niego z pewnością satysfaktcjonujący. Duży wpływ jednak miała na to kontuzja z którą musiał walczyć. W Lublinie często towarzyszła mu krytyka kibiców, ale uważam, że Masters "rajderem" jest bardzo dobrym. Znajomość ostrowskiego owalu zaprocentuje. Formację seniorską uzupełnia Łoktajew, który jest pewną niewiadomą, jednak powinien być pewnym punktem w drugiej linii.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Ostrów Wielkopolski doczekał się zarządu, który na pierwszym miejscu stawia dobro klubu. Nie słychać nic o zadłużeniu. Zawodnicy także chwalą sobie władze i nie mówią o braku przelewów. Okienko transferowe pokazało, że w Ostrowie poważnie myśli się o awansie. Duża w tym załuga sposorów, przede wszystkim tych wieloletnich - Andrzeja i Jana Garcarków. Wzięli oni na swoje barki sfinansowanie dwóch największych transferów.
Pierwszym zawodnikiem jakim Ostrovia pochwaliła się w tym okienku był Nicolai Klindt. Żużlowiec z Danii był w poprzednim sezonie niekwestionowanym liderem drużyny. Na swoim torze nie zawodził, na wyjazdach także robił dwucyfrowe wyniki. Zatrzymanie go jest dużym sukcesem. Na jego dezycję o pozostaniu miał na pewno wpływ awans do pierwszej ligi. Gdyby nie udało się wywalczyć promocji, trudno byłoby go zatrzymać. W kolejnym sezonie, po dostosowaniu sprzętu do wyższej klasy, powinien spokojnie podołać wyzwaniu i być pewnym punktem zespołu.
Kolejnym zawodnikiem który zdecydował się pozostać w Wielkopolsce jest Renat Gafurow. Do Rosjanina mam mieszane uczucia. Przede wszystkim dlatego, że zawiódł w rundzie rewanżowej. Słabsze mecze zdarzały się również w fazie zasadniczej, ale te można mu wybaczyć. W play offach jednak trzeba jechać równo, na swoim najwyższym poziomie. Najlepszym jego meczem według mnie, takim, w którym jechał na miarę swoich możliwości, był mecz z Rawiczem na wyjeździe, gdzie razem z Klindtem pojechali znakomicie i wywalczyli remis. Osobiście w jego miejsce wolałbym Bjarne Pedersena, który moim zdaniem miał bardziej udany sezon. Niestety Duńczyk wybrał klub z Opola. Zobaczymy jak Renat pokaże się w lepszej lidze. Oby pozytywnie nas wszystkich zaskoczył.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Wyjazdy. To jest temat, przy którym nie odważę się stawiać jednoznacznych tez. Wyjazdy Startu w tym sezonie powinny stać się przedmiotem rozważań tęższych głów niż moja. Nie potrafię znaleźć w nich żadnej zależności. Lublin – rywale odjeżdżali we w miarę równym tempie przez cały mecz. Kraków – pomińmy. Rybnik - ;) Gdańsk – mocne uderzenie od początku, później utrzymywanie się wyniku w okolicy remisu i przegranie meczu w ostatnim biegu. Łódź – w miarę dobry początek, później kilka mocnych ciosów w szczękę, trzymanie dystansu do przeciwnika i atak na finiszu. Piła – stopniowe powiększanie przewagi, a później utrzymywanie bezpiecznego wyniku. Daugavpils – kiepski początek, powrót z zaświatów i przegranie meczu w trzech ostatnich biegach. Rybnik – dobre 2/3 meczu, a później zadyszka trwająca do końca zawodów. Każdy mecz miał zupełnie inny scenariusz i ciężko wyciągnąć z przebiegu tych spotkań jakikolwiek wniosek. Choćby jakiś na zasadzie: jesteśmy kiepscy w pierwszej fazie meczu, więc pewnie kiepsko odczytujemy tor przed zawodami. Nie widać w tym przypadku prostego rozwiązania, bo w każdym wyjazdowym meczu działo się coś innego, dlatego Panu Rafaelowi życzę samych trafnych wniosków, bo o pomyłkę w ich wyciąganiu nietrudno.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Na dobrą sprawę właśnie meczem w Pile skończyły się dla mnie emocje związane z rozstrzygnięciami całosezonowymi. No bo cel, czyli utrzymanie, został zrealizowany i to z nawiązką, ponieważ zespół awansował do fazy play-off. Nie liczyłem na to, że, niezależnie od rywala w półfinale, uda się wjechać do finału i bić się o awans do PGE Ekstraligi. Pozostało więc cieszyć się końcówką sezonu i delektować się żużlem na zapas.
Oba pozostałe mecze Startu w rundzie zasadniczej miały podobny schemat. Najpierw gospodarze odskakiwali gościom, później ci drudzy nadrabiali stratę i doprowadzali do remisu, a na końcu inicjatywę przejmowali miejscowi i to oni zwyciężali w całym spotkaniu. Tak było w Gnieźnie z, osłabionym brakiem „niedysponowanego” Oskara Bobera, Lublinem i na wyjeździe w Dyneburgu. GTM zakończyło rundę zasadniczą na trzecim miejscu, a jego rywalem w półfinale był ROW Rybnik.
Z kimkolwiek nie rozmawiałem o półfinałowym dwumeczu Startu mówiłem: zwycięstwo u siebie, 35 punktów na wyjeździe i będę bardzo zadowolony. I co? Myśląc o sezonie 2018 w wykonaniu mojego klubu uśmiech nie schodzi z twarzy nawet teraz! Gdy myślę o półfinale, dochodzę do wniosku, że ten dwumecz był bardzo dobrym podsumowaniem zakończonego sezonu.
Po reaktywacji, za cel postawiono sobie m.in. uatrakcyjnienie widowisk przy W25. Zamiast stereotypowego gnieźnieńskiego betonu jest obecnie beton przykryty warstwą luźniejszego materiału, który pozwala na tym torze się ścigać i różnie go przygotowywać. Dzięki tej zmianie, Start stał się u siebie bardzo groźny, a w Gnieźnie do słowników wróciło pojęcie „atut własnego toru”. Dość powiedzieć, że od momentu reaktywacji jeszcze żaden zespół nie wygrał przy Wrzesińskiej. Najbliżej tego był ROW w ostatnim meczu tego sezonu przy W25, ale co się stało w ostatnim biegu? Maestria Juricy Pavlica w opanowaniu domowego obiektu pozwoliła mu wjechać w małą rynnę w szczycie łuku, oddaloną o jakieś 2,5 metra od krawężnika. I ta mała dziura rozpędziła motocykl Chorwata na tyle, iż zdołał on wjechać przed Mateusza Szczepaniaka. Bajecznie to wyglądało z perspektywy trybun na wyjściu z drugiego łuku. O to chyba w tym chodzi. Nawet jeśli coś się z tym torem stanie, czy nie uda się nim zaskoczyć, zawsze uda się znaleźć jakąś koleinkę, która pozwoli zdobyć punkty.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Dwa dni później zawodnicy Startu wybrali się do Piły, gdzie pokonali miejscową Polonię 50:40, cały mecz kontrolując przebieg spotkania. Nie było to wielkie widowisko, ale kilka ładnych akcji udało się zobaczyć. W biegu ósmym fantastyczną walkę stoczyli Thomas Hjelm Jonasson i Jurica Pavlic, a w biegu dziewiątym bardzo efektownym wejściem w pierwszy łuk popisał się Oliver Berntzon, który swoim manewrem „zamknął” Adriana Cyfera. Przyjemna dla oka była także jazda Juricy Pavlica w biegu dwunastym, gdzie minął najpierw jednego, a potem drugiego z rywali.
Oba zespoły były w tamtym momencie w dwóch różnych światach. GTM przyjechało na to spotkanie by zrobić kolejny krok w kierunku fazy play-off, natomiast Polonia rozpoczęła walkę o przetrwanie. Przypomnę, że w lipcu wybuchła afera, której efektem było m.in. postawienie zarzutów byłemu wiceprezesowi Tomaszowi Ż. Derby Wielkopolski były pierwszym meczem na własnym obiekcie po (jeszcze nieformalnym) przejęciu władzy w klubie przez nowy zarząd. Apele nowych włodarzy o nieodwracanie się od zespołu spotkały się ze sporym odzewem ze strony kibiców, którzy bardzo licznie wypełnili stadion przy ul. Bydgoskiej. Stworzyli na trybunach naprawdę bardzo fajną, przyjazną i rodzinną atmosferę, w której przyjemnie oglądało się derbowy pojedynek. Za to, należą się Wam wielkie brawa
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Z kolein najszybciej wyjechali Berntzon i Kudriaszow, ale na wyjściu z pierwszego łuku za plecami Szweda znajdował się już Pavlic. Chorwat starał się ubezpieczać młodszego kolegę, walcząc, jak ujął to celnie Piotr Olkowicz, jak gdyby walczył o niepodległość Chorwacji. Wyglądało to naprawdę rewelacyjnie. Niestety Tungate dopadł Chorwata na ostatnich metrach trzeciego okrążenia i pomimo starań, „Jurze” nie udało się przed metą odbić drugiej pozycji.
2:4 w czternastym biegu oznaczało remis przed ostatnią gonitwą. I tutaj podobny schemat – moment startowy remisowy, ale pierwszy łuk zdecydowanie dla gości. Na trasie działo się nie mniej niż w poprzednim biegu. W pościg za prowadzącym Nilssonem rzucił się Kościuch, a Gałę próbował gonić Andersen. Pierwszy z łodzian zrealizował swój cel, natomiast drugi nie. Oznaczało to, że ostatni wyścig, a tym samym cały mecz, zakończą się remisem. Pomimo braku wygranej, która była bardzo blisko, gnieźnianie mogli wrócić do domów z uśmiechami na ustach, bo cel (obrona punktu bonusowego) został zrealizowany z nawiązką.
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com