Australijska gwiazdor Jason Doyle oddaje hołd, drużynie z brytyjskiej elity, zespołowi z Somerset za ponowne sprowadzenie go na Highbridge już jako Mistrza Świata oraz przyznaje, że największą niedogodnością będą dla niego dalekie wyjazdy na mecze.
Mistrz swiata z 2017 roku ścigał się po światowym triumfie w barwach drużyny, do której dołączył po raz pierwszy w 2008 roku. Wcześniej wracał do zespołu w sezonach 2012 i 2013. Drugi rok był jego finałowym sezonem w roli podwójnego zawodnika, zanim ukończył w 2014 roku GP Challenge w Lonigo na drugiej pozycji i zaklepał sobie miejsce w Mistrzostwach Swiata na rok 2015.
Progres Doyle'a od tego czasu był wręcz dramatyczny. Nigdy nie ukończył sezonu na miejscu niższym niż siódme, wygrywając przy tym sześć rund SGP. Więc był wniebowzięty wracając na Highbridge na tak wyjątkowy sezon, w którym poprowadził Rebeliantów do półfinałów play-off. Życzył tylko sobie by Oak Tree Arena była bliżej jego obecnej bazy w Norwich, z której na stadion ma 540 mil.
Powiedział: To był cudowny rok obecności w Somerset, wygrywając mistrzostwo Świata i wracać tam jako aktualny czempion. Chciałbym osobiście podziękować Hancock'om oraz Gary'emu May za sprowadzenie mnie oraz troskę o mnie kiedy tu przebywałem. Wszystko co mówili i spisali na papierze się spełniło. Było przyjemnie wrócić tam po tym jak w 2008 roku startowałem dla nich po raz pierwszy. Nie było mnie aż od 2013 roku. Jedynym kłopotem była moja przeprowadzka do Norwich i od wtedy były to zabójcze podróże. Czasem dotarcie do domu po meczu zajmowało mi siedem godzin i nie byłem w nim przed trzecią w nocy. Wtedy mój czwartek był wyjęty z życiorysu, a już w piątek musiałem meldować się na GP. To była jedyna niedogodność jazdy dla Somerset - podróże które musiałem odbywać. Mimo wszystko naprawdę cenię sobie czas tam spędzony.