Menadżer drużyny z Torunia po spotkaniu w Lesznie przeprosił kibiców za występ swoich podopiecznych - Na początku chciałbym przeprosić wszystkich kibiców i mieszkańców Torunia oraz wszystkie osoby, którym toruński żużel leży na sercu. Styl w którym się żegnamy z PGE Ekstraligą, nawet dla mnie jest przerażający. Nie mam słów, żeby wyrazić swój żal i rozczarowanie. O tym, że nie zasłużyliśmy na najwyższą klasę rozgrywkową nie pokazał tylko mecz w Lesznie, ale to spotkanie obnażyło wszystkie słabości tej drużyny. Dla wielu zawodników był to mecz o ich kariery, nawet jeżeli się żegnamy z Ekstraligą to każdy z jeżdżących w Toruniu powinien pamiętać, że żużel to ich zawód i w każdym zawodzie należy mieć odrobinę szacunku do tego co się robi. Nie ma co tu wiele komentować, bo jest mi przykro i wstyd. Czasami mam wrażenie, że to mi jest bardziej wstyd niż zawodnikom, którzy prezentują się na torze. Jest to dla mnie koszmar, którego w życiu bym się nie spodziewał. Jestem kibicem Apatora od czterdziestu lat i nigdy więcej nie chciałbym oglądać takiej drużyny. Mam nadzieję, że zrobimy wszystko, żeby ta drużyna nie przynosiła więcej wstydu.
W drużynie z Torunia nie ma wyników, a co za tym idzie frustracja zawodników z meczu na mecz jest coraz większa - Jason Doyle miał olbrzymie problemy sprzętowe, jednak zawodnika startującego w Grand Prix nie tłumaczy jednak nic. Jeżeli będziemy zganiali na to, że ktoś źle spał albo ma zły dzień to będzie to tylko i wyłącznie śmieszne. Nie chce nikogo tłumaczyć, bo na dobrą sprawę tego się nie da wytłumaczyć. Nie przystoi zawodnikom w taki sposób się prezentować, barwy który reprezentują są jednak coś warte i powinniśmy mieć do nich szacunek. Oczywiście zawodnicy są słabi, ale ze swoimi słabościami w sporcie trzeba walczyć i mieć w sobie trochę ducha walki, a dzisiaj tego zabrakło. Frustracje w zawodnikach po gorszych występach doprowadzają do takich wyników jak w Lesznie. Była jedna delikatna wymiana słowna, Jason Doyle miał trochę pretensji do Norberta Kościucha. Jeżeli nie ma wyników to takie sytuacje będą się powtarzać coraz częściej. Gdyby wyniki były dobre to każdy zawodnik przymknąłby oko na to, że ktoś komuś nie zostawił miejsca albo mu nie pomógł. Jak nie ma wyników to zawodnicy mają problem z tym, że nie pomagają sobie nawzajem, że ktoś zachował się nie drużynowo.
Torunianie po meczu w Częstochowie mieli wstępny plan budowania składu na przyszłoroczne rozgrywki ligowe. Jednak czy ten plan nie uległ zmianie po spotkaniu w Lesznie? - Koncepcje budowania składu na przyszły sezon mieliśmy po spotkaniu w Częstochowie. Po meczu w Lesznie będziemy mieli jednak kilka nie przespanych nocy, ze względu na to czy to o czym myśleliśmy wcześniej ma jeszcze jakiś sens. Będziemy musieli się zastanowić nad tym, czy nie będziemy musieli przeprowadzić `rewolucji w składzie. Budowanie wszystkiego od zera jednak nie wydaje się być rozsądnym pomysłem. Musimy się zastanowić przede wszystkim nad tym co dobrego zostało w tym zespole. W Toruniu jest grupa osób, której chce się jeszcze pracować i kocha ten klub. Są osoby, które oddałyby za drużynę całe swoje serce, żeby ten klub funkcjonował zdecydowanie lepiej niż w tym roku – komentuje Adam Krużyński.
Podczas spotkania na stadionie im. Alfreda Smoczyka każdy zawodnik dostał szansę do zaprezentowania się - Prowadzą drużynę zawsze starałem się obiektywnie oceniać dyspozycję sportową zawodników. Jeżeli ktoś nie zasługiwał na kolejną szasnę występu to jej po prostu nie dostawał. Dzisiaj Norbert Kościuch dostał swoją szansę na występ w spotkaniu, a okazało się, że są gorsi od niego. Starałem się być uczciwy w stosunku do zawodników od początku do końca.