Huckenbeckowi brakuje przede wszystkim pokaźnych zdobyczy punktowych. W tym roku jeszcze ani razu nie zakończył zawodów z dwucyfrowym wynikiem na koncie. Najbliżej było w Gustrow i Vojens, gdzie zdobywał odpowiednio dziewięć i osiem punktów. W międzyczasie przytrafiła mu się jednak wpadka w Toruniu, ponieważ na Motoarenie wywalczył zaledwie pięć oczek. Nie trudno się domyślić, że walka o czołowe pozycje wymaga znacznie bardziej przekonujących występów. Bez tego nie uda się awansować do najważniejszych biegów dnia, czyli barażu i wielkiego finału.
O Huckenbecku nie można jednak powiedzieć, że odstaje na tle rywali. Pomimo niewielkiego doświadczenia w mistrzowskich imprezach, potrafi toczyć równorzędne boje z innymi żużlowcami. Wystarczy spojrzeć na jego statystyki. W tym roku połowę biegów, w których brał udział, zakończył na pierwszej, bądź drugiej pozycji. Inna statystyka pokazuje jednak, że średnio w co trzecim wyścigu meldował się na mecie bez żadnej zdobyczy punktowej. Prawdopodobnie stąd się wzięły wszystkie jego straty do najlepszych żużlowców.
Warto zaznaczyć, że zawodnicy, którzy obecnie znajdują się w czołowej trójce klasyfikacji generalnej maksymalnie dwa razy dojeżdżali do mety na ostatnim miejscu, z kolei Huckenbeck aż pięć. Niemiec na pewno dysponuje sporym potencjałem, ale musi notować znacznie mniej wpadek, żeby to w pełni wykorzystać. Zawodnik podkreśla jednak, że starty w Mistrzostwach Europy pomagają mu w rozwoju.
- Występy w TAURON SEC nauczyły mnie, że ściganie jest naprawdę bardzo trudne, zwłaszcza w tak silnie obsadzonej imprezie. Startuje tu wielu ekstraligowych zawodników, więc poziom jest bardzo wysoki. Na pewno nie jest mi łatwo, ale z drugiej strony dobrze jest jeździć przeciwko najlepszym żużlowcom i czerpać z tego wartościową lekcję na przyszłość. Dla mnie to świetne doświadczenie. Naprawdę doceniam, że organizatorzy ponownie przyznali mi stałą dziką kartę. Te zawody są dla mnie bardzo ważne. Traktuję to jako kolejny krok naprzód – zdradza niemiecki zawodnik.
Huckenbeck powoli może myśleć już o finałowej rundzie TAURON SEC, która odbędzie się w Chorzowie 28 września. Na razie Niemiec zajmuje ósme miejsce w klasyfikacji generalnej i ma osiem punktów straty do strefy medalowej oraz siedem oczek do piątego miejsca, gwarantującego utrzymanie w cyklu na kolejny sezon.
Teoretycznie wciąż może jeszcze poprawić swoją pozycję i zakończyć sezon z sukcesem na koncie, ale w praktyce musiałby liczyć na serię nienajlepszych występów swoich bezpośrednich rywali, a jednocześnie sam pojechać znacznie lepiej, niż dotychczas. Patrząc na wyniki wcześniejszych rund, wydaje się, że może być trudno o taki zbieg okoliczności, ale to nie zmienia faktu, że Huckenbeck już nie może się doczekać zawodów na Stadionie Śląskim, a wszystko z powodu… kibiców.
- Uważam, że kibice w Polsce są naprawdę szaleni. To coś zupełnie innego w porównaniu z Niemcami. Oczywiście można spotkać u nas wielkich fanów żużla, ale tłumy Polaków robią na mnie znacznie większe wrażenie. Moim zdaniem to jest niesamowite – ocenia żużlowiec. – Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się więcej zawodników z Niemiec, którzy będą mogli brać udział w takich turniejach i doświadczać tej wspaniałej atmosfery – dodaje.
Kai Huckenbeck doskonale zdaje sobie sprawę o czym mówi, ponieważ już przed rokiem miał okazję pojawić się na starcie zawodów w Chorzowie, więc na własne oczy widział co działo się na stadionie. Pod względem sportowym nie zapewnił sobie jednak zbyt wielu pozytywnych wspomnień. Wszystko z powodu upadku, którego doświadczył już w swoim pierwszym biegu.
Tuż po starcie Niemiec zaczął nabierać prędkości na wyjściu z pierwszego łuku, ale w pewnym momencie zahaczył o tylne koło jadącego na prowadzeniu Andreasa Jonssona i doprowadził do karambolu, w którym uczestniczył także Andrzej Lebiediew. Na szczęście Huckenbeck zdołał wrócić do parku maszyn o własnych siłach, a potem wystartował jeszcze w dwóch kolejnych biegach. Nie zdobył w nich jednak ani jednego punktu i zdecydował, że już więcej nie pojawi się na torze.
- To był dla mnie naprawdę zły dzień. Już w pierwszym biegu spowodowałem wypadek i w ten sposób przekreśliłem swoje szanse na dobry wynik w tych zawodach. Biorę winę na siebie, bo tor był bardzo dobrze przygotowany. To był mój faul, który wykluczył mnie z rywalizacji. Miałem nadzieję, że będę w stanie dojechać do samego końca, ale niestety musiałem się wycofać – wspomina Huckenbeck.
W tym sezonie zawodnik na pewno zrobi wszystko, żeby powetować sobie porażkę sprzed roku. Teraz wreszcie będzie chciał czerpać radość z jazdy na legendarnym Stadionie Śląskim, w towarzystwie licznie zgromadzonej publiczności. Patrząc trochę szerzej, można zastanawiać się czy Huckenbeck ma szansę stać się wkrótce pierwszoplanową postacią niemieckiego żużla.
W ostatnich latach czarny sport w Niemczech kojarzył się przede wszystkim z Martinem Smolińskim. To właśnie on był postrzegany jako żużlowa wizytówka tego kraju. Teraz jednak coraz więcej szans otrzymuje jego młodszy rodak, który może znacznie częściej pokazywać się szerokiej publiczności, a przy okazji stara się budować swoją pozycję na arenie międzynarodowej.
Nie da się ukryć, że obu zawodnikom zależy na rozwoju i promocji niemieckiego żużla, ale z pewnością obaj toczą również korespondencyjny pojedynek o palmę pierwszeństwa w oczach środowiska. Czy w tej chwili można jednoznacznie stwierdzić, który z nich jest górą?
- Wydaje mi się, że jesteśmy mniej więcej na tym samym poziomie. Wszystko zależy od dnia i aktualnej dyspozycji. Oczywiście, że kiedyś chciałbym być lepszy od niego. Każdy zawodnik stara się pokazać swoją siłę. Ja również próbuję być numerem jeden w Niemczech – zakończył Kai Huckenbeck.