Nareszcie! – krzyknęli z ulgą najstarsi górale, którzy czuli w kościach to co nieuchronne, co stać się musiało. Strzykało, łupało ale się sprawdziło. Adrian Miedziński wraca po dwóch latach do Torunia. Odbudowany? Czy te dwa lata pobytu w Częstochowie zmieniły podejście do sportu w tym zawodniku? Liczby nie kłamią. O odbudowaniu mowy raczej nie ma. Bo być nie może. Do Torunia wraca z podobnymi liczbami, z którymi Toruń opuszczał.
Jeszcze w lipcu grzmiało na linii Termiński – Miedziński. Za pomocą środków masowego przekazu Ci dwaj dżentelmeni wymienili się uwagami, w których nie brakowało uszczypliwości. Czy już wówczas właściciel toruńskiego team‘u wiedział, że za dwa miesiące oficjalnie potwierdzi powrót „Miedziaka” do miejsca, z którego poszedł w świat?
„Kto się czubi ten się lubi” brzmi stare, polskie przysłowie, które idealnie pasuje do podpisania obrazka zamieszczonego na profilu społecznościowym klubu żużlowego z Torunia. Na nim wspólnie pozują Państwo Termińscy i Adrian Miedziński. Brakuje tylko tego, aby wpadli sobie w ramiona i każde z nich ze łzami w oczach powiedzieli sobie: „Przepraszam”.
W sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. Wynik jest sprawą otwartą, roszady kadrowe także. Niemożliwe nie istnieje. Dlaczego? Sport to biznes. Cyfry muszą się zgadzać. Tylko tego jednego możemy być pewni. Reszta to jedna wielka niewiadoma. Kto, kiedy, gdzie i za ile.