Ostatnich kilka dni dało mi sporo do myślenia. Felietoniści mają używkę bo jak bumerang wrócił temat obcokrajowca na pozycji juniorskiej w polskiej lidze. Znów te same głosy, te same zdania przerobione na nowo, ot żeby było coś nowego, żeby coś napisać, na sztukę. Odpicowane, odrestaurowane wygląda na świeże spojrzenie. W środku ten sam temat, ta sama wizja. Głosy jak zawsze podzielone. Część na tak, część na nie. A ja? Już pisałem, że bardziej durnowatego pomysłu od tego z juniorskim obcokrajowcem nie słyszałem. Jednak nie będę powielał myśli wzorem kolegów „po fachu”.
Czemu tak naprawdę służy ta rozbieżność w poglądach? Dlaczego jedni mówią, że ten pomysł jest genialny a inni, że wręcz przeciwnie? Pamiętam pewną sytuację jeszcze z czasów studenckich jak na jednym z wykładów brałem udział w burzliwej dyskusji z profesorem na temat zupełnie nie związany ze studiami. W pewnym momencie nastała cisza. Żaden z nas nie chciał zrobić kolejnego kroku. Później wykładowca zaczął kontynuować już temat zajęć. Na koniec, gdy po zajęciach sala opustoszała podszedłem do profesora. Czekał na mnie. Powiedział mi wtedy: „Masz rację. Nie kontynuowałem tematu bo Twoje spojrzenie jest prawdziwe”. Po czym ja odpowiedziałem: „Ja także dałem spokój bo spostrzegłem, że Pan Profesor także ma rację. Tylko różnimy się podejściem do tematu. W innych kategoriach rozpatrujemy sprawę”. Po czym Profesor kiwnął głową: „Otóż właśnie to, Michale”.
Ta sytuacja idealnie wpisuje się w tę burzliwą dyskusję o obcokrajowcu na pozycji juniorskiej w polskiej lidze. Każdy rozpatruje tę kwestię w innych kategoriach. Kieruje się innym dobrem. Prezes klubu patrzy, żeby mieć wynik który urodzi fundusze na dalszy rozwój zespołu. Czy dla niego liczy się, że Reprezentacja Polski ma godziwych reprezentantów? Lub czy zdobywa laury na arenach międzynarodowych? Z punktu widzenia kibica pewnie tak. Ale jako biznesmen mający pod sobą klub?
Racja leży po stronie także tych, którzy twierdzą że wprowadzenie zagranicznego obcokrajowca podniesie poziom rozgrywek. Oczywiście dla jasności dodam, że jest to zdanie pewnej grupy ludzi, nie moje. Z tym argumentem można wdać się w niezłą polemikę. Ostatecznie jednak można by go wybronić.
W końcu racja leży także po stronie tej części, która twierdzi, że w ten sposób polski rynek żużlowy szybko zostanie wchłonięty przez otchłań czarnej dziury.
My możemy sobie pisać, dumać co byłoby najlepszym rozwiązaniem. Temat rzeka. Nie my jednak dokonujemy wyboru. Mamy w ogóle jakąś pulę głosów? Nie sądzę. Możemy tylko obserwować, pisać, tłumaczyć czy zwracać uwagę na kwestie, które być może gdzieś odeszły w zapomnienie, niepamięć. Prezesi zrobią co będą uważali za słuszne w ich oczach. Kierując się „racją” z ich punktu widzenia zagłosują tak jak będą uważali to za stosowne. I ani ja, ani Grzegorz, Dariusz, Mariusz, Mateusz, Michał czy ktokolwiek jeszcze inny nie będziemy mieli na to najmniejszego wpływu.
Jednej prawdy nie można zaszachować: Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.