Jak wrażenia z debiutanckiego sezonu w nowej funkcji?
Rzeczywiście, to było dla mnie coś nowego, bo po raz pierwszy przeżyłem sezon nie w roli zawodnika, a trenera. Cóż, mogę tylko podziękować zarządowi Speed Car Motoru Lublin za zaufanie, którym mnie obdarzono. To dla mnie nie lada wyróżnienie, że mogłem pracować z tak znakomitymi zawodnikami, a także klubową młodzieżą. Nabieram doświadczenia w nowej funkcji i mam nadzieję, że będę miał jeszcze szansę robić to dalej.
Co było najtrudniejsze w pierwszym sezonie na stanowisku trenera?
Myślę, że praca z zawodnikami, którzy prezentują poziom ekstraligowy. W naszej drużynie jeżdżą naprawdę doświadczeni żużlowcy i oni wiedzą jakich szukać ścieżek na danym torze. A my jako sztab obserwujemy to z boku i oczywiście możemy coś podpowiedzieć, czy poinformować. Jednak rady i uwagi wobec takich zawodników nie są łatwe. To było dla mnie najtrudniejsze w nowej roli. Cóż, nabieram doświadczenia i próbuje z meczu na mecz wdrażać to, co zaobserwuje w trakcie meczu.
Bardziej przeżywa się wydarzenia na torze będąc zawodnikiem, czy trenerem?
Na pewno jest to zupełnie inny rodzaj uczestnictwa w meczu. Będąc zawodnikiem zawsze bardziej koncentrowałem się na sobie i swoich startach. A teraz w zakresie moich obowiązków jest także przygotowaniem toru, kontrola i sprawowanie nad nim pieczy w trakcie meczu. To duża odpowiedzialność i cały czas się wszystkiego uczę.
Ale teraz satysfakcja z wygranego meczu jest jeszcze większa? Kiedyś skupiałeś się głównie na sobie, a teraz jest mnóstwo czynników, za które musisz odpowiadać. Radość ze zwycięstw powinna być zatem podwójna.
Rzeczywiście, satysfakcja jest ogromna, gdy drużyna wygrywa, a my jeździliśmy u siebie i włożyliśmy dużo pracy w przygotowanie nawierzchni. Każdy taki mecz to co najmniej kilka dni pracy. I nawet kiedy przez pogodę zawody są zagrożone, to na sobotę tor musi być przygotowany na przyjazd komisarza i wtedy praktycznie cały dzień spędzam na stadionie. Towarzyszę komisarzowi i wszelkie prace wykonywane na torze są za jego zgodą. Oczywiście, najpierw przede wszystkim trzeba doprowadzić do takiego stanu, żeby komisarz go przyjął. Jest zatem nad czym pracować i trwa to zazwyczaj sporo czasu.
Celem drużyny na miniony sezon było utrzymanie w krajowej elicie. To zadanie zostało zrealizowane, więc debiutancki sezon w roli trenera można uznać za udany?
Zgadza się. Cel został osiągnięty, ale na pewno nie było łatwo. Wszystkie mecze były bardzo trudne, zarówno w Lublinie, jak i na wyjeździe. Na tym poziomie rozgrywek atut własnego obiektu niewiele znaczy, gdy przyjeżdżają do ciebie bardzo mocne drużyny z zawodnikami ze światowej czołówki, startującymi w Grand Prix. Rywalizacja z nimi nie jest łatwa, ale mimo wszystko, udowodniliśmy jako zespół, że mamy swoje miejsce w PGE Ekstralidze. Mam nadzieję, że w przyszłości będziemy walczyć o medale.