Dziś będzie trochę inaczej. Trochę mniej o żużlu a więcej o otoczce z nim związanej. O szeroko pojętych mediach i zasadach funkcjonowania. Mamy wolny rynek, wolność wyboru. Czytamy co chcemy i kiedy chcemy. Dla Czytelnika jest to komfortowa sytuacja. Dla nas portalu, także. Mnogość podmiotów traktujących o tym samym sporcie wzmaga w nas chęć zdrowej rywalizacji. Niestety nie każdy to rozumie i chęć bycia najlepszym, najszybszym przysłania inny cel: rzetelność a w ostatnim czasie (niestety) zachowania zgodnego z zasadami fair - play.
Zastanawialiście się dlaczego na przydomowym osiedlu w większych miastach funkcjonuje tak duża liczba sklepików, sklepów postawionych czasem jeden obok drugiego? Na zdrowy rozum logika tego nie powinna ogarnąć. Klient jest jeden i jak go „zmusić” do zakupu w każdym z tych miejsc? Odpowiedź jest banalnie prosta. Sklepikarze bardziej ze sobą współpracują niż konkurują (oczywiście nie dosłownie). Konkurencja wzmaga u nich podwyższony standard obsługi ale towar jest nadal ten sam. Cała tajemnica leży w cenach. Dlaczego ten sam produkt jest w promocji co tydzień w innych sklepach? Dlaczego się nie dublują? Bo oni ze sobą konkurują w pozytywnym tego słowa znaczeniu a nie negatywnym.
Po takim przykładzie przejdźmy na nasze podwórko. Jak zachęcić Czytelnika aby spojrzał na ten a nie inny portal? Są trzy drogi. Pierwsza skupia się na rzetelności podawanych informacji. Tu trzeba jednak wykazać się dużymi pokładami cierpliwości w dążeniu do sprawdzonych informacji. Wymaga to sporego poświęcenia czasu. Łapania kontaktów, pukania kilkukrotnie pod ten sam adres mimo braku odpowiedzi. Nie przychodzi to łatwo ale efekt końcowy wynagradza włożony trud.
Druga opcja to opieranie się na taniej sensacji, upublicznianiu ciężkostrawnych wypocin, które niejednokrotnie powstają w drodze z domu do redakcji. Niestety ale tego typu zachowanie pokazuje szacunek do Czytelnika. Mówiąc wprost: jego braku. Karmienie bzdurami, wyssanymi z palca jest autoreklamą, lub nawet antyreklamą osobowości, która to pisze. Taki, nazwijmy to „artykulik” można porównać do zwiastuna filmowego. Im lepiej zrobiony, tym gorszy film. Im większa „sensacja” tym słabszy poziom dziennikarski.
I do tej pory uważałem, że budowanie własnej popularności poprzez tanie sensacje jest czymś ohydnym. Kolejny raz życie poprzestawiało moją hierarchię. Jest coś gorszego. To właśnie ta trzecia opcja. Niszczenie konkurencji poprzez podkupywanie osób z innych redakcji. Całkowity brak honoru, żeby nie nazwać tego dosadniej. Portal, który z założenia nie liczy klików, lub jak oni to nazywają, „clickbaitow” znając realia tutejszej konkurencji a wykorzystując niewiedzę Naszego Kolegi Redakcyjnego, namówił go aby dzień po tym jak przesłał artykuł do naszej redakcji napisał coś podobnego dla nich. Nie liczy się oglądalność witryny? W takim razie czemu służył ten zabieg?
Odosobniony przykład? Inny konkurencyjny portal dwukrotnie się ze mną kontaktował aby nakłonić mnie do zmiany redakcji. Ja się pytam w jakim celu takie działania? Robić to samo tylko gdzie indziej? Zatrzymajcie swoje srebrniki. Nie potraficie korzystać z dobrodziejstwa konkurencji? Chcecie być "naj" w każdym aspekcie? Jakim kosztem? Własnego honoru?
Skąd u Was taka zazdrość do naszej Redakcji? Ach tak. Czytelnicy. U nas każdy artykuł ma komentarze, coś czego u Was brakuje. Portal Zuzelend.Com nadal robi swoje tak jak robiliśmy to do tej pory. Nie będziemy korzystać z waszych standardów zachowania. Nie wprowadzamy zamętu w waszych strukturach redakcyjnych. Nadal będziemy rzetelnie informować o bieżących i nie tylko sprawach a unikać tego co tanie i krótkofalowe. Będziemy też Was obserwować, aby wyciągać wnioski i wiedzieć jakich błędów unikać. Jak mówi przysłowie „najlepiej się uczyć na czyiś błędach”. Także popełniajcie je dalej.
A w piątek zapraszam na próbkę naszej rzetelności. Bo taka jest między nami różnica. My to robimy dla Czytelników a Wy dla clickbaitów. Do zobaczenia.