Większe nerwy, patrząc z perspektywy czasu, mam gdy startują dzieci. Zapewne wynika to z większego doświadczenia co może się wydarzyć, mam w pamięci kilka kontuzji i pamiętam co się wtedy działo. Z tego powodu znacznie gorzej przeżywałam starty Kacpra czy Adriana niż Jacka – opowiada o emocjach związanych ze startami najbliższych, żona i matka żużlowców.
Renata Gomólska wspomina co czuła, gdy dowiedziała się, że Adrian rozpoczął naukę jazdy pod okiem ojca. – Byłam bardzo zła, gdy wyszło, że Adrian zaczął próbować jeździć na motocyklu, oczywiście bardziej zła na męża. Adrian zawsze kojarzył mi się z delikatnością, myślałam, że on nigdy nie wsiądzie na motocykl, a tu proszę niespodzianka. On był taki, że ciągnęło go bardziej do nauki niż do motocykli czy samochodów. Z Kacprem to już w ogóle nie miałam wiele do powiedzenia, postawili mnie w trójkę pod bramą stadionu i co miałam zrobić? Musiałam się zgodzić i podpisać zgodę na udział w treningach. Wywarli taką presję, że nie pozostało mi nic innego.
W pamięci Renaty Gomólskiej zapadły szczególnie upadki Adriana, a przede wszystkim ten z 2007 roku, gdy zawodnik uczestniczył w kraksie z Emilem Sajfutdinowem. – Uważam, że to był ewidentny faul Rosjanina. Pomyślałam sobie, że kosztuje mnie to naprawdę za dużo zdrowia, czara goryczy się wtedy przelała i pamiętam, że było to wydarzenie szczególnie bolesne dla matki. Dodatkowo jeszcze krótko przed tym feralnym wypadkiem, była także kolizja z Arturem Mroczką, który dwa razy wmontował Adiego w płot i w sumie można powiedzieć odesłał do szpitala. Trudnych momentów związanych z występami synów nie brakowało, pamiętam także sukcesy obu synów. To były takie momenty, w których choć na chwilę zapominałam o ogromnym stresie związanym z przeżywaniem występów na torze – dodaje Gomólska.