Po raz drugi jest pan nominowany do tytułu Ligowca Roku w Trójmieście. W 2013 roku zajął pan drugie miejsce za Deleu, piłkarzem Lechii Gdańsk. Jak przez te lata zmienił się Krystian Pieszczek?
Pamiętam. Nawet ostatnio przeglądałem sobie różne nagrody i trofea, co też przypomniało mi o tym wyróżnieniu. To było bardzo miłe. Minęło dużo czasu, a we mnie zaszła duża zmiana. Przede wszystkim spokorniałem i dorosłem.
Dlaczego nasi czytelnicy powinni na pana głosować i tym razem?
Nie zamierzam namawiać. Niech kibice głosują tak, jak czują, cieszą się zabawą i niech wygra najlepszy z nominowanej jedenastki. Mamy w Trójmieście wielu sportowców, którzy zasługują na tytuł Ligowca Roku.
Jaki sport poza żużlem jest panu najbliższy?
Hokej. Mój mechanik jest fanatykiem tej dyscypliny. Często śledzimy, jak radzi sobie Lotos PKH Gdańsk.
Skoro rozmawiamy przy okazji plebiscytu, co pan sądzi o publicznej dyskusji wokół tego, że Bartosz Zmarzlik wyprzedził Roberta Lewandowskiego w głosowaniu na sportowca roku "Przeglądu Sportowego"?
Wysoko cenię zarówno Bartka Zmarzlika, jak i Roberta Lewandowskiego. Myślę, że świat żużla się zjednoczył, a Bartek w pełni zasłużył na nagrodę za osiągnięcie, jakim jest tytuł mistrza świata. Sam oddałem na niego głos. Nie widzę problemu, aby o tym dyskutować. Byle tylko była to kulturalna wymiana zdań.
Jaki dla pana był 2019 rok?
Był dla mnie przełomowy. Po kilku krokach w tył zrobiłem mały w przód. Mam nadzieję, że rok 2020 będzie tym, w którym dalej stopniowo będę szedł do góry. W żużlu nie ma niczego łatwego, wszystkie zawody są trudne. Najlepszą rzeczą, jaka mi się przydarzyła w minionym sezonie, był powrót do Gdańska i jazda przed swoją publicznością. Od mojego odejścia przed sezonem 2015 minęło sporo czasu i wielu ludzi mogło o mnie zapomnieć. Cieszę się, że wróciłem do domu.
Awansował pan do eliminacji cyklów mistrzostw świata i mistrzostw Europy. Rok 2020 zapowiada się pracowity jak nigdy?
To prawda, będzie pełny wyzwań. Zima jest od tego, aby dobrze się przygotować. Szósty rok trenuję pod okiem trenera Jarosława Hulko, który wie, co jest dla mnie najlepsze. Mam do niego pełne zaufanie, więc nie martwię się o swoją formę fizyczną. Natomiast jeśli chodzi o sprzęt, wszystko jestprawie gotowe. W zasadzie od początku lutego będziemy tylko czekać na wiosnę. Teraz już nie ma tak, że dany silnik jest na dany tor, trzeba wybierać po prostu te, które są najlepsze. Będziemy wprowadzać jakieś nowinki, jak zawsze, ale w żużlu ciężko jest o przeskok technologiczny.
Jakie konkretnie cele pan sobie wyznacza?
Chciałbym awansować do cyklu mistrzostw Europy. To moje marzenie, które na ten moment mogę nazwać realnym. Fajnie by było powalczyć także o awans do Grand Prix, ale trzeba patrzeć realistycznie. Moja baza sprzętowa to nie ta półka. Aby ścigać się w mistrzostwach świata, trzeba mieć ogromny budżet.
W minionym roku ścigał się pan na Wyspach Brytyjskich. W tym roku odpuszcza pan starty w tamtej lidze?
Tak, mam kontrakt w Szwecji i szukam czegoś w Danii i Niemczech, aby mieć więcej jazdy. Anglia trochę mnie zmęczyła, było bardzo dużo pracy z logistyką, a ja miałem problem z tamtejszymi mechanikami. To często zaprzątało moją głowę, bardziej niż starty w Polsce. Taką podjąłem na razie decyzję, zobaczymy, jak będzie w przyszłości.
Poza żużlem prowadzi pan firmę, która zajmuje się wypożyczaniem luksusowych samochodów oraz car detailingiem, czyli kompleksową kosmetyką aut. Jak łączy pan biznes ze sportem?
Poza sezonem mam co robić, fajnie jest pomagać chłopakom w czymś, co sprawia przyjemność zarówno im, jak i mi. W sezonie w 100 proc. poświęcam się jednak żużlowi, resztą zajmuje się moja żona Marta i nasi pracownicy. Żużel jest dla mnie na pierwszym miejscu i to się nie zmieni. Dlatego tak ważne jest to, aby mieć przy sobie zaufanych ludzi, którzy stają na wysokości zadania, gdy ja jestem zajęty sportem.
W minionym roku zmienił pan stan cywilny. Dokąd wybraliście się z Martą w podróż poślubną?
Byliśmy na Malediwach, które bardzo chcieliśmy zobaczyć. Poznaliśmy inną kulturę, dużo zwiedziliśmy. Gorąco polecam ten kierunek. To inny świat i warto to zobaczyć, zwłaszcza że za jakiś czas takie miejsca mogą się zmienić przez obecne problemy klimatyczne. Zdziwiło mnie podejście miejscowych ludzi do życia. Tam czas płynie wolniej i nie ma takiego stresu. U nas każdy goni za czasem, za pieniędzmi. Tam jest kompletnie inaczej. Nie sposób oczywiście wspomnieć o tym, że na Malediwach jest po prostu ciepło i przyjemnie, a woda na plażach jest niemal przejrzysta, zupełnie jak na pocztówkach.
Tadeusz Zdunek, prezes Wybrzeża, lubi podkreślać wasze dobre relacje. Zwłaszcza w świetle tego, że kiedyś bywały trudne...
Nie mogę powiedzieć złego słowa na prezesa. Oboje musieliśmy przemyśleć pewne sprawy i stanęliśmy na wysokości zadania, aby osiągnąć porozumienie. Współpraca jest na wysokim poziomie. Mam nadzieję, że potrwa jak najdłużej i zawsze będzie wyglądała tak jak obecnie.
Zdunek Wybrzeże stać na awans do Ekstraligi w sezonie 2020?
Nie chcę za dużo deklarować. Fajnie, jeśli wejdziemy do play-off. Jeśli będą omijały nas kontuzje i wszyscy będziemy zdrowi, będzie dobrze. Wejdźmy do play-off, a później będziemy myśleć co dalej.
Czego życzyć panu w tym roku i czego chciałby pan życzyć kibicom?
Dla mnie mniej pecha i to wystarczy, bo poza tym wszystko dopisuje. Kibicom życzę spokoju, atakże cierpliwości do naszej drużyny oraz aby tłumnie przychodzili na nasze mecze. To bardzo nam się przyda.
W tym roku Krystian Pieszczek odpuszcza starty na Wyspach Brytyjskich