Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Co by tu ugotować, czyli redakcja jak restauracja?
 05.04.2020 17:35
Cykl felietonów ALL FOUR RIDERS RESTART made by M.Lew.

Zacznę tak, jakby to działo się dawno, dawno temu …

 

Zatem pamiętam czasy, gdy bez przeszkód można było wychodzić z domu, bez uwagi na to, że sąsiad podkabluje mnie zaraz za niczym nieuzasadnienie wyjście z czterech ścian. Pamiętam, jak tłumy osób przechadzało się bez celu w tę i z powrotem. Pamiętam czasy, gdy otwarte restauracje zachęcały swoim smakiem do odwiedzenia ich wnętrz, jak i dźwięku dzwoneczka, który przy przekraczaniu progu, tak dyskretnego dla osób już siedzących i oddających się poezji smaku stawiał na nogi cały personel punktu gastronomicznego. Oczywiście zdarzały się też i takie nazwijmy to knajpki, w którym z dzwoneczka rezygnowano a samo naciskanie klamki i poruszanie drzwiami budziły do życia, stare nieposmarowane zawiasy. Wtedy charakterystyczne skrzypienie, niezbyt może miłe dla ucha, i będące na pograniczu tolerancji słuchowych wrażeń kazało wejść do środka. Z racji tego, że nie było to już dyskretne bo przecież wszyscy spojrzeli, to głupio byłoby się teraz wycofać. Zasiadałeś do stolika, przeglądałeś menu i po złożeniu zamówienia czekałeś na danie, które miało zaspokoić jedną z podstawowych potrzeb ludzkiego istnienia – głodu.

 

Nowy świat, nowa rzeczywistość która szybko powywracała nasz dotychczasowy porządek. Człowiek zamknięty w czterech ścianach, ograniczając się do wyjścia w pilnych potrzebach zaczyna głupieć. Szuka sensu, co wcale takie proste nie jest. Z pomocą przychodzi internet. Zaczynamy przestawiać się na świat wirtualny. Zaczynamy zaprzyjaźniać się z tym, z czym jeszcze do niedawna walczyliśmy. Hasło, które charakteryzowały obecne pokolenie: Era pochylonych głów, dziś nikogo nie rusza. Zostaliśmy niejako zmuszeni aby zaakceptować nowy porządek. Boję się późniejszych konsekwencji  dzisiejszych działań. Czy tak łatwo będzie wrócić do normalności? Prędzej to jej widełki mogą  po raz kolejny zostać rozszerzone, aby nowy porządek się w nich łapał. A może ta kwarantanna pokazuje prawdziwe oblicze? Człowiek zaczyna robić coś, cokolwiek co pomaga jemu przeżyć w tym chaosie?

 

Żużel jest fenomenem. Jeden zawodnik, który reprezentuje w jednym sezonie kilka zespołów. Brak przywiązania na stałe do jednych barw klubowych wynika z bardzo wąskiego środowiska. Za to coraz więcej stron o tematyce żużlowej. Przybywa redaktorów, które mniej lub bardziej świadomie naśladują człowieka – instytucję plującą jadem na tych, dzięki którym ma o czym pisać. Mówi się, że nieważne jak mówią, ważne że mówią. U pewnego grona osób widać, że nie ważne co piszą, ważne że piszą. A że sprawy dotyczą jakiś tam zamierzchłych czasów? A cóż to za problem? Czytelnik o tym nie wie, to znaczy nie widział bo dzięki temu, że o czymś się wspomniało, to już wie. Śledzę różne artykuły z konkurencyjnych portalów. Co mnie uderza? Wykwalifikowani dziennikarze, którzy sześć lat lub trochę więcej siedzieli na uniwersytetach o nachyleniu dziennikarskim i po tych studiach nie są wstanie niczego konstruktywnego napisać jak to, że ktoś im tam kiedyś nadepnął na palec i że to nadal boli? Jak mocno boli? Tak intensywnie, że aż trzeba było o tym napisać referat. Naprawdę, czytając niektóre wypociny, osobiście sam bym raz kolejny nadepnął autora jeszcze mocniej, aby naszła go chwila refleksji.

 

Studia to trudny czas. Czas przyswajania wiedzy. Tomy książek, nieprzespanych nocy i sterta artykułów w tzw. brudnopisie. Takie ćwiczenia, praktyki powinny przynieść rezultaty mówiąc kolokwialnie takie, że „ ho ho”. Dlaczego zatem Czytelnik skazany jest na czytanie bredni, które nie przynoszą żadnych nowych informacji a jedynie tanie sensacje? Takie „hot news” to powinienem pisać ja, człowiek który z dziennikarstwem nie miał w przeszłości nic wspólnego, piszący dla hobby, który chcąc szybko się wybić pisałby byle co, byleby było, byle się czytało. Od „autorytetów” dziennikarskiego świata wymagałoby się czegoś więcej. Pisanie każdego dnia dziesiątków artykułów o tym samym, przypomina smażeniu non stop tej samej potrawy na tym samym oleju. Prawda, że niesmaczne?

 

Jak zachęcić czytelnika do wchodzenia na swoją witrynę internetową? Innymi słowy jak zmusić do popularnego „kliknięcia”, o które przecież nikomu oficjalnie nie chodzi? Można np. zmienić grafikę strony jak to zrobił w ostatnim czasie jeden z portalów. Oczywiście oficjalny powód to aby czytelnik miał przejrzysty obraz w poruszaniu się po stronie. A że dziwnym trafem przypomina inny, konkurencyjny portal, od którego notabene chcieli się w każdym, nawet najmniejszym szczególe różnić to inna sprawa. Finalnie robi się drugi portal pudelkowy, którego redaktor naczelny nie mając innego ciekawszego tematu, przypomina stare dzieje ze zawodnikiem, który bardzo się udziela na wiodącej stacji żużlowej. Niektórzy nawet twierdzą, że zbyt mocno ale to ich prywatna opinia. Każdy może mieć własną. Wracając jednak do tematu. Osobna sprawa dotyczy języka tego autora felietonu (choć w tym momencie ten wyraz jest chyba na wyrost). Praktycznie na granicy wulgarności. Zresztą przy tej okazji warto wspomnieć, że w mojej ocenie ten Pan nie ma za bardzo tematów do pisania. Jego felietony, artykuły w przeważającej większości przypominają taki wzór: trochę takiej historyjki, trochę innej historyjki, od czasu do czasu jakaś anegdotka ze swojego podwórka, a nawet z innej dyscypliny sportowej. Wszystko wrzucone do garnka, mieszamy, mieszamy, mieszamy i otrzymujemy zupę felietonową Pana Dziennikarza od „clickbaitów”. Prosty przepis prawda? W ten sposób każdy może tak pisać. A że taka potrawa nie smakuje. Nieważne. Ważne że się „kliknęło”.

 

Ten czas kiedyś minie. Faktycznie nie jest łatwo wytrzymać ze samym sobą zamkniętym w czterech ścianach. Efekty można czytać w internetach. Adresy znacie. Tylko taka refleksja niech się jednemu z drugim nasunie. Kiedyś ta pandemia się skończy. Spojrzysz bezpośrednio w twarz tym osobom, o których pisałeś te bzdury? Portale nie mają być dla siebie wzajemnie konkurencją a uzupełnieniem. Tak jak żużlowcy jeżdżą w różnych klubach tak i my powinniśmy trzymać pewien poziom. Nie rywalizować kto bardziej dopiecze ale informować, precyzować a w razie konieczności dopowiadać zaczęty przez kogoś temat.

 

Zacznijcie drodzy dziennikarze traktować swoją redakcję tak na serio. Każdy głodny żużlowej wiedzy niech wejdzie i niech wie, że przeczyta coś sensownego, coś co zaspokoi ich sportowej wiedzy głód. Przestańcie uprawiać prywatny folwark i zacznijcie robić coś co podobno przyświecało Wam od początku założenia portalu: rzetelnie informujcie o faktach. Taki Czytelnik, ja też chciałby wejść i przeczytać coś konstruktywnego. Chciałbym abyście mnie potraktowali jak w restauracji, gdzie danie jakie przygotowujecie jest z pierwszego sortu, smaczne i zdrowe a nie odgrzewane „ x razy”. Czy dziennikarz po kilku latach studiów jest wstanie wznieść się na wyżyny swoich umiejętności i zaserwować coś, coś właśnie takiego? Pozbawione jadu, prywatnych wycieczek nie mających nic na celu jak obrażanie innych? A może usłyszymy znane powiedzenie: „na studiach tego nie uczyli”? I to byłoby prawdą. Takich rzeczy tam nie uczą. Będąc dosadniejszym: żadnych rzeczy tam nie uczą. Tam Ty, czyli student otrzymujesz tylko punkt zaczepienia i sam docierasz do kolejnych informacji. Na uniwersytecie się studiuje, a nie uczy.

 

Mam dla Was, drodzy redaktorzy naczelni i menagerowie redakcji żużlowych pewną symulację. Zapominamy na chwilę o tej pandemii. Przerabiacie swoją redakcję na restaurację, a popularne „clickbaity” byłyby dzwoneczkami informującymi o wejściu Klienta. I ten Klient po przeanalizowaniu menu stwierdziłby, że nie gotujecie niczego ciekawego, lub to co macie jest ciężkostrawne i opuszcza w ten sposób lokal nie płacąc nawet złotówki. Te wasze kliknięcia, które po cichu liczycie to ten dźwięk dzwoneczka. Tyle, że restauracja z tych dźwięków pieniędzy nie ma. Ma je wówczas, gdy zapłaci za towar który zjadł, czyli w tym przypadku za CAŁY PRZECZYTANY ARTYKUŁ. Czy analizując swój dotychczasowy dorobek, wszedłbyś do tej gry? I ilu z Was wówczas zostałoby na rynku?

Podobał Ci się ten artykuł?
Daj plusa autorowi, by zwiększyć jego szanse na nagrodę!
Aktualna ocena: 8
Michał Lewandowski (za: inf. własna)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (3)
5 lat temu
W dobie kilckbajtów co drugi piszący pseudo dziennikarz nie ma formalnego wykształcenia (absolwenci politologii) co cechuje krzykliwość podpuszczających tytułów tematów aby otworzyć dany artykuł. Na innym portalu a który Pan redaktor poruszył: "Finalnie robi się drugi portal pudelkowy, którego redaktor naczelny nie mając innego ciekawszego tematu, przypomina stare dzieje ze zawodnikiem, który bardzo się udziela na wiodącej stacji żużlowej." "Jego felietony, artykuły w przeważającej większości przypominają taki wzór: trochę takiej historyjki, trochę innej historyjki, od czasu do czasu jakaś anegdotka ze swojego podwórka, a nawet z innej dyscypliny sportowej." Otóż ten Pan powtarza jak mantrę "że w dobie kilickbajtów nie ma czasu na terminowanie u starszych czy tez starych dziennikarzy jak to w redakcjach bywało kiedyś."Czyżby rozgrzeszenie dla samego siebie? Często w danym tekście tego Pana pojawiają się wulgaryzmy jakby imitacja narracji? A na zwróconą uwagę w komentarzach: "że etyka tego Pana redaktora nie tyka" raptem komentarze zamilkły. Normalność nie jest już regułą a prostactwo stało się standardem. Artykuł przeczytałem z zaciekawieniem i to do samego końca artykułu.Osobiście lubię czytać artykuły dziennikarzy piszących na temat oraz z"lekkim piórem" bo mądrego warto poczytać.
  Lubię
  Nie lubię
5 lat temu
Dobre. Tylko, że portale to nie restauracje. najwyżej bary szybkiej obsługi. Wejście, i gitara.
Ale żużlowe tzw. dziennikarstwo na wielkich portalach to dno. I etyczne, i merytoryczne. Po prostu. Wszystkie sieciówki są do siebie podobne. Ja w kuchni, jak i w dziennikarstwie, cenię jakość.
A ilu piszących o żużlu to dziennikarze z formalnym wykształceniem? W sumie nigdy nie sprawdzałem tych z sieciówek. Ale nie chce sie wierzyć czasami, że któryś z nich zdał maturę z języka polskiego. Nawet na te obecne 30% podstawę.
  Lubię
  Nie lubię
5 lat temu
Konto usunięte
Mocne i na czasie.
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com