Firma by była dochodowa musi albo sprzedawać drożej kupiony wcześniej towar, albo postawić znak większość miedzy eksportem a importem. Taka w największym uproszczeniu sytuacja pozwoli utrzymać się na rynku przez dłuższy czas i przetrwać każdy kryzys. W innej okoliczności następuje deficyt i próby ratowania sytuacji, wszelkimi metodami. Niektóre idealnie wpisują się w stare powiedzenie, że tonący brzytwy się chwyta, czyli obrazujący desperacki akt pozostania na rynku.
Cofnijmy się pół roku wstecz. Wtedy oprócz otwierającego się okienka transferowego, które jak zawsze wywoływało żużlowe nastroje w tzw. „sezonie ogórkowym” na tapecie widniał inny, nie budzący mniejszych emocji temat. PGE Ekstraliga, jako ta najsilniejsza, najbogatsza itp. epitety, miała otworzyć swoje przysłowiowe granice dla obcokrajowców, którzy zajęliby jedno miejsce dziś przypisane juniorowi polskiego pochodzenia. „Skoro jesteśmy Najlepszą Ligą Świata to niech startują u nas najlepsi”, „Nie zamykajmy się”, „Pomóżmy innym federacjom” mogliśmy usłyszeć z ust znanych nazwisk, które najchętniej już, albo i jeszcze szybciej ściągnęliby młodych, utalentowanych stranieri i dali im możliwość rozwoju kosztem naszych rodaków. Słuchając głosu tychże ludzi, Polska miała wyciągnąć pomocną dłoń w kierunku innych krajów, w których tak dobrze się nie powodzi.
Dziś mamy sytuację wywróconą o 180 stopni. Oto PGE Ekstraliga daje możliwość rywalizacji najlepszym, pod jednym warunkiem. Wszyscy Ci zawodnicy musieliby zostać w Polsce aż do zakończenia rozgrywek. Na taki ruch nie ma zezwolenia ze strony zagranicznych federacji. I co dalej?
Najbliższe dni przyniosą odpowiedź, nowe rozwiązania, spojrzenie na sytuację. Gdzie są natomiast Ci, którzy pod koniec ubiegłego sezonu byli za zniesieniem limitów obcokrajowców na każdej pozycji? Dlaczego siedzą cicho? Może pora aby swoje argumenty przedstawiły zagranicznym federacjom? Przecież skoszarowanie najlepszych zawodników w jednej lidze, daje możliwość ciągłej rywalizacji na najwyższym poziomie. Lepsze to niż pozamykanie się we własnych strukturach, prawda? Przecież to w najgorszym razie grozi uwstecznieniem. Chcemy Wam pomóc. Dlaczego odtrącacie wyciągniętą do Was dłoń?
Dobrze, drwiny na bok. Przyznam, że jak sam spojrzałem na nowe zapisy regulaminowe związane z pozamykanie żużlowców w Polsce, to w pierwszej chwili oczy zrobiły się jakoś takie większe z narastającego zdziwienia. O ile renegocjację kontraktu można zrozumieć to regulamin przynależności klubowej, oświadczenia zawodnika czy regulamin sanitarny budzą mieszane odczucia. W mojej ocenie w tej chwili Speedway Ekstraliga zasiadła do stołu z innymi federacjami żużlowymi, wyłożyła karty na stół i powiedziała pokerowe „sprawdzam”. Jak silna jest nasza federacja? Ugną się wobec małej koalicji zagranicznych formacji czy twardo będą bronili własnych racji i wyjdą z tej „wojny” zwycięsko? A może do gry wejdą gracze, o których toczy się walka?
Historia podsuwa nam kolejne lekcje, ale my się jak na razie niczego nie nauczyliśmy. Próbujemy za wszelką cenę występować w roli zbawcy, dobrodzieja, który ma postawić na nogi cały żużel. Na razie nic z tego nie wychodzi. Albo dobieramy środki nieadekwatne do zaistniałej sytuacji, albo po prostu się przeceniamy.