Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Jacek Gajewski: Mamy scenariusz i spróbujmy go zrealizować
 06.05.2020 16:18
Jacek Gajewski jest pozytywnego zdania na temat startu PGE Ekstraligi. Zdaje sobie sobie sprawę, że sytuacja tak szybko nie wróci do normy i apeluje abyśmy zaakceptowali stan rzeczy taki jaki jest. Słowa kieruje także do zawodników.

Ekstraliga rusza 12 czerwca. To realny plan?

To przede wszystkim pozytywny sygnał. Sport teraz nie jest priorytetem, ale każda taka aktywność oznacza, że zmierzamy w dobrym kierunku. Podchodzę jednak do tematu z dużą ostrożnością. To będzie trudny i złożony proces. Obawiam się sytuacji, że jedno ziarenko piasku sprawi, że cała maszyna przestanie funkcjonować. Ale jeśli się uda, to dla żużla będzie to świetna sprawa wizerunkowa. Znaleźliśmy się w sytuacji, która wymaga ogromnej odpowiedzialności wszystkich, także zawodników, którzy nie mogą już patrzeć na żużel przez pryzmat własnych interesów. Czasami trzeba się zatrzymać, może zrobić kilka kroków do tyłu, żeby coś uratować.

 

Czy w parkingu podczas meczu możliwe jest zachowanie surowego reżimu sanitarnego?

Trzeba kontakty ograniczyć do niezbędnego minimum, uprościć procedury, zmniejszyć ilość osób funkcyjnych. Parking jest bardzo zatłoczonym miejscem w czasie meczu. Wielu sponsorów, działaczy lubiło się pokazać wśród zawodników, a jeszcze lepiej tuż przed meczem przemaszerować z parku maszyn na trybunę główna. Ważne jest poluzowanie reżimu transferowego, stworzenie w pewnym sensie lig otwartych. Musi być większa swoboda, żeby nikomu nie brakowało zawodników do jazdy. To dobrze, że ekstraliga pewne decyzje FIM uprzedza, bo tam brakuje konkretów. W Polsce mamy scenariusz i spróbujmy go zrealizować.

 

Zawodnicy narzekają, że jeden mechanik to za mało.

Mark Loram w 2000 roku zdobył mistrzostwo świata z jednym człowiekiem u boku, który pełnił rolę menedżera, mechanika w Polsce, Szwecji i Anglii, jedynie na turnieje Grand Prix dojeżdżała druga osoba.

 

Na razie jednak inne federacje wycofują zgody na starty swoich zawodników w Polsce. Możliwe jest pogodzenie tych interesów?

Raczej nie dopóki będzie ograniczona możliwość przemieszania się i obowiązek kwarantanny. To praktycznie wyklucza starty w kilku ligach. Wiadomo, każdy chce bronić swoich interesów, ale decydować będą kwestie finansowe. Nie mam informacji, czy ligi w Szwecji czy w Danii są w stanie ruszyć bez polskich żużlowców, nie mówiąc już o wysiłku organizacyjnym i finansowym. Polska to jedyne miejsce, w którym w tej chwili mówi się o jeździe na żużlu.

 

To będzie liga bez kibiców. O jakich stratach możemy mówić?

To zależy od klubu, pozycji w tabeli drużyny, ale średnio to 20-30 procent przychodów w skali rocznego budżetu. Takiej wyrwy nie da się niczym w tym momencie zastąpić. To nie tylko kwestia finansów, pamiętajmy, że liga jeździ dla kibiców. Być może należałoby wywrzeć większą presję na telewizji. Kibice mają już dość powtórek, jest za to ogromny głód sportu na żywo. Uważam, że oglądalność meczów na pewno będzie wysoka, wzrosną wpływy stacji telewizyjnej, więc można porozmawiać o jakimś bonusie dla klubów.

 

Zawodnicy niezbyt przychylnie przyjęli nowe propozycje finansowe klubów.

Z jednej strony ich rozumiem, bo przed sezonem dokonali inwestycji i przygotowywali się na zupełnie coś innego. Trzeba jednak spojrzeć na popyt i podaż. Doskonale wiem jak ciężko pozyskać pieniądze dla klubu sportowego, a teraz to będzie jeszcze trudniejsze. Sam jestem przedsiębiorcą i muszę się teraz zmierzyć z problemami. Żużlowcy kilka lat temu walczyli, żeby byli traktowani jako przedsiębiorcy i mieli prawo do podatku liniowego. Tak się stało, ale teraz także muszą postawić się w roli przedsiębiorcy. Czasami trzeba przygotować się na mniejsze zyski, a czasami po prostu zamknąć firmę. W ostatnich latach żużel funkcjonował w takich warunkach finansowych, że zawodnicy powinni sobie wypracować rezerwę na wypadek sytuacji kryzysowej.

 

Czołówka w ekstralidze może teraz zarobić około 700 tys. zł za cały sezon. Jaka jest granica opłacalności startów w lidze?

Najgłośniej protestują ci najlepiej zarabiający. Gdybym prowadziłbym takie rozmowy, to zapytałbym: gdzie byłeś pięć lat temu, a gdzie teraz i ile zawdzięczasz polskiej lidze? Są żużlowcy, którzy w tym czasie przeskoczyli od 2 do 7 tysięcy za punkt. Pamiętam jak Jason Doyle startował pierwszy sezon w Toruniu. Zdarzały mu się tygodnie z pięcioma imprezami w różnych krajach, w tym meczem w Danii, w którym zarabiał ułamek polskiej stawki. I jakoś nie narzekał, że mu się nie opłaca. Teraz kontrakty zostały obniżone mniej więcej połowę, ale za mniejsze pieniądze żużlowcy jeżdżą w Szwecji i przecież nie strajkują.

 

To czas oszczędności dla zawodników?

Wiele kwestii w żużlu jest mocno przeinwestowanych. Widzę czasami, ile niektórzy wożą ze sobą silników. Zdarza się, że zawodnik kupi silnik, a po treningu czy dwóch odkłada go na bok. Tak się nie da prowadzić żadnego biznesu, żeby z dnia na dzień wyrzucać kilka tysięcy euro. Żużel ma zachwiany bilans kosztów, są nieadekwatne w stosunku do wartości i znaczenia dyscypliny. Nowe stawki w ekstralidze nie oznaczają, że zaraz trzeba będzie dokładać do interesu lub szukać innej pracy. Jest wiele możliwości, żeby poszukać oszczędności i pewne rzeczy urealnić.

 

Nie zapomniano w tym wszystkim o tych słabszych i młodszych zawodnikach?

Myślałem, że propozycja ekstraligi będzie nieco inna. Wprowadziłbym jakieś minimum socjalne dla zawodników, którzy zdobywają mniej punktów, np. mieliby zagwarantowane wypłaty za 4 punkty, nawet gdyby zdobyli na torze mniej.

 

Obcokrajowcy narzekają na nowe propozycje, na przymusową kwarantannę. Może czas uderzyć pięścią w stół i zadeklarować: kto nie chce teraz pomóc, nie będzie w polskiej lidze jeździł przez kolejne 2-3 lata?

Każdy sport potrzebuje gwiazd i indywidualności, ale teraz rzeczywiście bardziej potrzeba solidarność z każdej strony. Dobrze byłoby, gdyby zarząd Speedway Ekstraligi dał dobry przykład i także zmniejszył swoje zarobki. Najlepiej zarabiający żużlowcy i tunerzy muszą teraz myśleć nie o tym, co jest dzisiaj, ale co będzie jutro. Powinni docenić determinację klubów i ekstraligi, bo można byłoby to wszystko zamknąć i czekać do przyszłego roku. Ktoś jednak organizuje ligę, bierze na swoje barki dużą odpowiedzialność, także za ich zdrowie.

 

Duże pieniądze wrócą do żużla?

To będzie długi proces. Teraz może jeszcze niektórzy myślą tak: nie wyjadę na tor, bo na koniec roku nie będę miał na czysto miliona złotych w kieszeni. Ale to nie będzie tak, że rozpoczniemy sezon 2021 i wrócimy do kontraktów sprzed dwóch czy trzech lat. Problem finansowania sportu nie zniknie tak szybko, świat po pandemii będzie inny. Im szybciej zawodnicy uświadomią sobie konieczność poniesienia części finansowych konsekwencji, tym lepiej.

 

A te pieniądze w ogóle powinny wrócić? Od lat mówi się, że jest ich za dużo.

To zawodnicy zostali przyzwyczajeni przez działaczy i sponsorów do takich pieniędzy. Sam byłem wiele razy zaskoczony, gdy ludzie, którzy zbudowali własne biznesy, znali wartość pieniądza, dawali się ponieść emocjom i proponowali wręcz nieracjonalne kontrakty. Może takie wymuszone otrzeźwienie przyda się w ekstralidze? W Polsce i tak zawodnicy będą nadal zarabiać najwięcej.

 

Terapia szokowa będzie bolała, ale może pomoże żużlowi zawrócić z dogi w kierunku Formuły 1? Może schłodzenie nie jest potrzebne tej dyscyplinie?

Wartość medialna i reklamowa całego sportu w ostatnich latach mocno poszybowały, spójrzmy na pieniądze w piłce nożnej czy NBA. Żużel starał się podążać za tymi trendami, ale tak naprawdę rozwój dotyczył tylko Polski. Dobrze się oglądało ten produkt, ale niektóre rzeczy były oderwane od rzeczywistości. Klub sportowy nie może czuć się bezpiecznie, jeśli 80 procent budżetu przeznacza na płace dla zawodników. Rynek jest skromny, więc kontrakty dla najlepszych były pompowane ponad miarę i zdrowy rozsądek. Te paradoksy widać także w Grand Prix, gdzie obok siebie mamy turniej na Narodowym w Warszawie i turniej w Hallstavik. Żużel nie jest i nie będzie sportem globalnym. Moto GP w Walencji ogląda na trybunach 110 tys. kibiców, ale połowa przyjeżdża swoimi motocyklami. Żużel takich możliwości nie ma i dlatego nie budzi zainteresowania wielkich koncernów motorowych. Speedway Ekstraliga ładnie się świeci na czubku, ale cała ta choinka nie wygląda już tak efektownie.

 

Przyzwyczajone do twardej konkurencji kluby w tej trudnej sytuacji będą solidarne?

Trudne pytanie. Pamiętam kilka podobnych sytuacji, gdy były próby uzgadniania i zawierania nieformalnych porozumień. Siedzi ośmiu prezesów klubów, pada pomysł: niech każdy na kartce wypisze nazwiska trzech swoich zawodników, którzy maja być nietykalni w sezonie transferowym. Nie minęło pół godziny, a jeden z mojej trójki już miał propozycję z innego klubu. Teraz jest dobra okazja, żeby stworzyć wspólny front. Jeśli w lidze zabraknie 4-5 gwiazd, to nic wielkiego się nie stanie.

 

Wyobraża pan sobie mistrzostwa świata w tym roku?

Nie widzę wielkich szans, brakuje terminów, zamknięte są granice. Jedyne rozwiązanie dla mistrzostw świata to poważne rozmowy FIM, BSI i Speedway Ekstraligi. Jedynym realnym rozwiązaniem są turnieje w Polsce, niech ich będzie nawet pięć. Nie sądzę, aby jakaś inna federacja byłaby gotowa podjąć się takiego wyzwania. Jestem ciekawy stanowiska BSI, który traci prawa do mistrzostw i z pewnością zamierzał jeszcze w tym roku wycisnąć Grand Prix jak cytrynę.

Michał Lewandowski (za: ekspressbydgoski.pl)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (1)
5 lat temu
Konto usunięte
Witam...Tu night
Zapreszem do plekaki Javka gagagas
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com