Już za życia był legendą. Przeżył, bo nie zdążył na samolot!
Zenon Plech przyszedł na świat w Zwierzyniu 1 stycznia 1953 roku. Tak przynajmniej miał zawsze wpisane w akcie urodzenia, potem w dowodzie osobistym i paszporcie. Co bardziej skrupulatni świadkowie twierdzą jednak, że zdążył urodzić się w sylwestra 31 grudnia 1952 roku, ale papiery widocznie poszły z opóźnieniem
Zaczęło się od ogłoszenia
Po szkole podstawowej wyprowadził się do Gorzowa. Wolał zamieszkać w internacie niż codziennie dojeżdżać do drugiego gorzowskiego ogólniaka mieszczącego się przy ul. Przemysłowej. Nie było tego wiele, bo 35 kilometrów, lecz kiedy pomnożymy to przez dwa, robiło się już 70 kilometrów. I tak codziennie. Rowerem za dużo, autobusem jednak długo. Wolał zamieszkać na miejscu przy ul. Woskowej, kilka minut drogi od szkoły. Blisko miał także na stadion żużlowy Stali, ale to nie był jeszcze czas dla niego. Wolał kolarstwo, choć jazda na rowerze sprawiała mu więcej kłopotów niż przyjemności. Próbował biegać. Najczęściej kończyło się to przedwczesną utratą sił.
W 1969 roku gorzowska Stal dzielnie walczyła o drużynowe mistrzostwo Polski. Pierwsze w dziejach klubu. 1 maja do Gorzowa przyjechało Wybrzeże Gdańsk. Młody Plech wybrał się na to spotkanie z grupą kolegów. Kiedy w trakcie spotkania ogłoszono nabór chętnych kandydatów do uprawiania żużla, nie miał wątpliwości, że musi spróbować. Miał już pewne doświadczenie. Jeździł przecież na komarku, potem miał nawet WFM-kę, ale do tego momentu nie myślał o zostaniu żużlowcem. Nawet wcześniej nie był na meczu Stali, jedynie znał żużlowców ze słyszenia. Najbardziej ciekawiło go, jak można ścigać się na tak dużych prędkościach na zamkniętym torze bez hamulców?
Już pierwsze treningi pokazały, że chłopak miał talent. Prowadzący z nim zajęcia Andrzej Pogorzelski co chwilę kręcił głową z zachwytu. Największym kłopotem były słabe wyniki w nauce. Zenek wolał żużel niż siedzenie nad książkami.
– Najpierw nauka, potem sport – słyszał na każdym kroku. Do tego mama nie była wcale uradowana faktem, że syn chce jeździć. Z czasem pokonał obie przeszkody, ale licencję zdał dopiero wiosną 1970 roku. Co ciekawe, miało to miejsce 10 maja przed meczem Stali z… Wybrzeżem.
Ćwiczenia na batucie
Bardzo szybko został rzucony na głęboką wodę. W obliczu licznych w tym czasie problemów kadrowych, spowodowanych nie tylko kontuzjami, ale i zawieszeniami, Stali potrzebni byli nowi zawodnicy. I tak Plech trafił od razu do drużyny. Razem z Bogusławem Nowakiem. Dla tego pierwszego nie istniały żadne przeszkody. Od razu zaczął wyróżniać się nieszablonową jazdą. Widowiskową dla oka, ale zarazem niebezpieczną.
– Pamiętam, jak na jednym treningu leżałem siedem razy – kiedyś zdradził nam w rozmowie.
Prawie zawsze wychodził jednak z opresji, a pomagały mu w tym ćwiczenia na batucie. – Miałem dobrą gibkość – dodał.
Zdecydowanie więcej pracy mieli mechanicy, którzy co chwilę musieli naprawiać poniszczony sprzęt. Najwięcej problemów było z pogiętymi ramami i powyginanymi kołami. – Kiedyś na treningu zniszczył pięć kół – przyznał Edward Pilarczyk, główny mechanik Stali, a z czasem kadry Polski.
Zenon PlechZenon Plech
To była cena, którą trzeba było zapłacić za rozwój młodego chłopaka. On już w roku debiutu pokazał smykałkę i w Zielonej Górze był o krok od medalu w finale MIMP. Zajął czwarte miejsce. Rok później zdobył Srebrny Kask. Razem ze Zbigniewem Marcinkowskim i Grzegorzem Kuźniarem. Wszyscy mieli taki sam dorobek punktowy po rozegraniu kilku turniejów, a że regulamin nie przewidywał rozegrania biegu dodatkowego, to wspólnie zajęli pierwsze miejsce.
REKLAMA
- Sędzia w Rzeszowie, gdzie odbył się ostatni turniej, chyba chciał, żebyśmy pojechali taki bieg, ale Zenek wziął mnie za rękę i powiedział, żebyśmy szybko poszli do szatni i przebrali się. Obawiał się, że Kuźniar jadący na własnym torze może nas ograć – wspomina Zbigniew Marcinkowski.
Pochwały od Briggsa
Świetne pierwsze występy zaowocowały powołaniem Plecha do kadry narodowej oraz prezentem w postaci wyjazdu na światowy finał indywidualnych mistrzostw świata na Wembley. Dla nastolatka było to duże wydarzenie. Zwłaszcza że mógł pojeździć na oficjalnym treningu, co było rzeczą niespotykaną. Natomiast już w trakcie finału pomagał w parkingu Pawłowi Waloszkowi.
– To wtedy poznałem Barry'ego Briggsa, który sam podszedł do mnie, przedstawił się i powiedział, że zrobiłem na nim duże wrażenie podczas jazd treningowych. Nazajutrz zaś włos jeżył mi się na głowie, jak usłyszałem szalejących kibiców. Atmosfera Wembley zawsze była niepowtarzalna – wielokrotnie potem opowiadał.
Prosto z Londynu razem z Waloszkiem udał się do Olching i tam świętował swój pierwszy międzynarodowy sukces. Jako 19-latek poprowadził polską reprezentację do brązowego medalu w drużynowych mistrzostwach świata. Zdobył siedem punktów w czterech biegach i był najlepszy z Biało-Czerwonych. Tydzień później na torze w Bydgoszczy został najmłodszym indywidualnym mistrzem Polski w historii.
Indywidualne mistrzostwa Polski w 1972 roku. Tytuł zdobył Zenon Plech. Pozostali na podium to Paweł Waloszek i Henryk GlücklichIndywidualne mistrzostwa Polski w 1972 roku. Tytuł zdobył Zenon Plech. Pozostali na podium to Paweł Waloszek i Henryk Glücklich - PAP/CAF
- Z Olching wracałem razem z Heniem Glücklichem i dużo rozmawialiśmy o zbliżającym się finale IMP. Przez całą drogę Heniu zapewniał mnie, że nawierzchnia będzie twarda i równa. Dzień przed finałem także Stasiu Kasa mówił mi to samo, a pojechaliśmy na typowej bydgoskiej kopie. Nie przywiązywałem do tego uwagi, bo nie nastawiałem się na zwycięstwo. Wygrałem, bo Heniu miał defekt w jednym z biegów, ale taki jest ten żużel. Z tytułu oczywiście cieszyłem się, to naturalne – tak zrelacjonował tamten sukces.
Trzeci na świecie
W czerwcu 1973 roku cieszył się z drugiego medalu w mistrzostwach świata. Tym razem pojechał z Marcinkowskim w szwedzkim Boras w finale par. Złoto było blisko, srebro jeszcze bliżej, a skończyło się na brązowym medalu. – Niepotrzebnie straciłem dwa punkty w biegu z Norwegami, ale medal jest zawsze medalem – skwitował.
REKLAMA
Kiedy 2 września 1973 roku ,,Super Zenon’’ zobaczył wypełniony do ostatniego miejsca Stadion Śląski w Chorzowie, wiedział, że zapowiada się fantastyczny turniej. Choć był debiutantem, dla wielu był też polskim faworytem do tytułu. Sam prosił w licznych wywiadach, żeby nie wywierać na niego presji. Zakończył zawody na trzeciej pozycji. Przed nim z jednym punktem więcej byli Jerzy Szczakiel i Ivan Mauger.
Już po wielu latach, w spokojnej rozmowie Zenon Plech przyznał, że nie dokonał w pełni słusznego wtedy wyboru motocykla.
- Pojechałem na nowym sprzęcie, a nie był on na tyle sprawdzony, żeby eksperymentować. Powinienem wybrać motocykl sprawdzony już w boju, ale tego już nie odwrócimy. Z drugiej strony dla mnie ten brązowy medal był jednak wielkim osiągnięciem, do sędziego też nie mogłem mieć pretensji, że nie powtórzył ostatniego mojego biegu, którym upadłem z powodu ataku Grigorija Chłynowskiego. Taki był regulamin i musiał się do niego dostosować – powiedział.
Zenon Plech i Edward Jancarz w SydneyZenon Plech i Edward Jancarz w Sydney - Archiwum / Przegląd Sportowy
Na talencie Plecha szybko poznał się cały żużlowy świat. Już w styczniu 1974 roku razem z Edwardem Jancarzem wybrał się na tournée do Australii, a potem już z kilkoma zagranicznymi zawodnikami poleciał do Stanów Zjednoczonych. W drodze powrotnej do Australii podczas międzylądowania na Fidżi razem z ekipą spóźnił się na samolot. Potem dowiedzieli się, że nie doleciał on do celu i... wszyscy zginęli.
W cieniu złota
W 1975 roku Plech otrzymał propozycję startów w lidze angielskiej w ekipie Hackney Hawsk. Pomimo że pojechał dopiero pod koniec września, zdążył wystąpić w 17 imprezach i od razu podpisał kontrakt na starty w 1976 roku. W kraju sięgał po kolejne medale i laury. Wszystko było u jego stóp, a jednak coś mu nie wyszło. Dokładnie start w finale IMŚ w Chorzowie w 1976 roku. Bardzo chciał ponownie stanąć na podium. Zajął piąte miejsce, ale kiedy już ochłonął, nie czuł się tym wynikiem rozczarowany. Wiedział już, że pomiędzy polskim a światowym żużlem jest coraz większa przepaść. Sprzętowa oczywiście. On sam jeszcze dysponował niezłymi motocyklami, gdyż startował w lidze angielskiej, ale do nowinek nie miał dostępu. Dlatego był piąty.
Potem stał się bohaterem najgłośniejszego transferu w polskim żużlu i zamienił Gorzów na Gdańsk. Założył też mundur wojskowy i z tego powodu musiał zrezygnować ze startów w Anglii. Stracił dwa lata. Na Wyspy wrócił w 1979 roku i o mały włos, a zostałby indywidualnym mistrzem świata. Zabrakło niewiele, został srebrnym medalistą. Przegrał tylko z Ivanem Maugerem. Znowu zabrakło mu tylko punktu do walki o najcenniejszy laur.
Zenon PlechZenon Plech
Zenon Plech w trakcie swojej kariery kolekcjonował medale mistrzostw świata. Jego cyfra zatrzymała się na 11. Miał o jeden medal mniej od tego, co zebrał Edward Jancarz. Wspólnie sięgnęli po trzy medale w parach i po tyle samo w drużynie. Plechowi nie dane jednak było cieszyć się choćby z jednego złotego krążka. W sumie miał trzy srebrne i osiem brązowych.
Na krajowych torach jego bilans był zdecydowanie lepszy. W IMP zdobył pięć złotych medali, a do tego dorzucił jeszcze dwa srebrne. W parach miał dwa złote, dwa srebrne i jeden brązowy medal, a w lidze trzy złote oraz cztery srebrne. Trzykrotnie sięgnął po Złoty Kask…
Robert Borowy
Korespondent żużlowy „Przeglądu Sportowego”