Panie Prezesie spotykamy się w przededniu okresu transferowego. Nie sposób jednak wrócić do sezonu 2021. Jak dużym rozczarowaniem był dla pana zakończony niedawno sezon?
Bardzo dużym. Trudno było mi się pogodzić z takim obrotem spraw. Z takimi zawodnikami spokojnie było nas stać na awans. Ściągnęliśmy drugiego najlepszego zawodnika ligi z sezonu 2020, do tego Kubę Jamroga, najlepszego z dostępnych polskich zawodników. Krystian Pieszczek w poprzednim roku był trzecim najlepszym Polakiem w lidze. Ta trójka miała ciągnąć wynik. Trochę przespaliśmy początek sezonu, jednak nie wprowadzaliśmy nerwowej atmosfery. Nie wywieraliśmy na zawodnikach presji. Mogli jechać ze spokojna głową. No i zaskoczyło. Wygraliśmy trzy razy z rzędu, w tym jako jedyni na torze w Krośnie. Niestety później nie poszło to w stronę, której oczekiwaliśmy.
Kto zawiódł pana najmocniej?
Zespół. Nie osiągnęliśmy założonego wyniku. Mógłbym powiedzieć, że spodziewałem się więcej po Michale Gruchalskim, ale w zasadzie właściwie o każdym zawodniku z drużyny. Nie chciałbym analizować, kto zawiódł w mniejszym, a kto w większym stopniu. Punktów jednych zawodników brakowało na początku sezonu, innych w decydującej fazie. Każdy miał mecze lepsze i gorsze. Bez wyjątku.
Przyjmuje pan tłumaczenia Wiktora Kułakowa, że nie wytrzymywał presji, stąd jechał gorzej?
Wystarczy przeanalizować piętnaste biegi z jego udziałem, czy najważniejsze mecze w sezonie. W tych kluczowych momentach to nie był ten Wiktor, który błyszczał na początku rozgrywek, a kiedy koledzy jechali przeciętnie to jego słabszą dyspozycję było widać jeszcze wyraźniej.
Zostaje jednak w Gdańsku na kolejny sezon, więc liczycie na poprawę.
Rozmawialiśmy na ten temat. Wiktor wie, że dla samego siebie musi coś z tym problemem walczyć. Wiem, że nawiązał współpracę z psychologiem. To zawodnik o dużych umiejętnościach i my nadal w niego wierzymy. Na razie jednak problem w ważnych meczach, a w zasadzie w ważnych biegach istnieje.
Eryk Jóźwiak od początku mógł liczyć na to, że zostanie na kolejny sezon?
Decyzja była jednogłośna. Ja wiem, że dziennikarze czy kibice oceniają menedżera przez pryzmat wyniku drużyny, a w rzeczywistości to wycinek jego pracy. Przecież na motor w niedzielę nie wsiądzie za zawodników. Oczywiście można zarzucić złą zmianę, błędną decyzję, ale trzeba też pamiętać o tym, że menedżer odpowiada za cały pion sportowy.
My rozliczamy menedżera z ogółu pracy – pierwsza drużyna, szkółka, tor, warsztat. Ten ogół pracy, zaangażowania, kontaktu z zawodnikami, rodzicami najmłodszych adeptów, oceniamy bardzo pozytywnie. Jasne, można było zrobić zmianę, wziąć kogoś z zewnątrz, ale to już przerabialiśmy. Nie było ich w klubie przez tydzień i przyjeżdżali tylko na zawody. Praktycznie nie mieli kontaktu z zawodnikami. Co taki menedżer wnosi? Ja pana o coś zapytam. Co dało ściągnięcie trenera z nazwiskiem do ROW-u Rybnik?
Patrząc na wyniki, to nic.
Dokładnie. W tej chwili żużel stał się sportem bardziej indywidualnym niż drużynowym. Wskazaliśmy menedżerowi, co w naszej opinii powinien poprawić, zmienić i czego oczekujemy w kolejnym sezonie.
Mówiliśmy o tych, którzy zostają. Natomiast na pewno odchodzi Krystian Pieszczek, który nie miał najlepszego sezonu.
Krystianowi życzymy powodzenia w innym klubie. W Wybrzeżu doszedł do w tej chwili ściany. Jazda „w swoim” klubie może być błogosławieństwem, może też być przekleństwem. Kiedy idzie wszyscy klepią po plecach, kiedy nie idzie krytyka jest znacznie większa niż w przypadku tego z zewnątrz. Ja mam swoje zdanie na przyczynę jego wyników. Krystian ją zna, rozstajemy się w zgodzie, a drzwi pozostają otwarte.
Pojawia się problem na pozycji młodzieżowca.
Szkoda, że Piotrek Gryszpiński kończy wiek juniora. On cały czas się rozwija, a nie zapominajmy, że zaczął jeździć bardzo późno, bo w wieku osiemnastu lat. Szukamy młodzieżowców, choć nie jest to łatwy temat. Będziemy posiłkować się wypożyczeniami. Mamy w szkółce zawodników, którzy za rok będą mogli ścigać się w lidze. W szkółce doszło do dużego skoku jakościowego, co jest również zasługą menedżera. Obawiamy się jednak, żeby nikt nam nie zabrał naszych talentów. Przyjdzie ktoś z walizką pełną pieniędzy i zrobi się problem. Mamy piramidę szkoleniową PGE Estralidze, kluby potrzebują młodych zawodników, o talent z ulicy ciężko, znacznie łatwiej sprowadzić z drużyny z niższej ligi. Nie wiem czy to wszystko idzie w dobrą stronę.
Budżet będzie większy niż dotychczas?
Myślę, że budżet na sezon 2021 nie był zły. Był taki, jaki powinien być. Czy jest potrzebny większy? Niekoniecznie. Kartka i budżet nie jadą. Są kluby, które miały mniejsze budżety niż my, a osiągnęły lepszy wynik. Kibice zarzucali nam, że nie wzmacnialiśmy się w trakcie sezonu, kiedy inni to robili. Czytałem, że Zdunkowi nie zależy, bo nie dołożył. To nie jest tak, że nam w klubie pieniądze na drzewie rosną. Trzeba byłoby zobaczyć ile my wydaliśmy przed sezonem, ile Ci którzy się później wzmocnili. Przed sezonem trafili do nas rozchwytywani Kułakow, Jamróg, został mający sporo ofert Krystian. To naprawdę były niemałe środki. Jeśli ktoś wydał w listopadzie znacznie mniej niż my, to miał środki w sezonie na przebijanie naszych ofert, nawet posiadając generalnie mniejszy budżet niż my. Myślę, że kluby z Krosna i Ostrowa nie miały większego budżetu od nas, to wszystko było porówynwalne, a tymczasem to oni byli w finale play-off, a nie my. Jasne, że chcielibyśmy mieć wyższy budżet w każdym aspekcie – wsparcie miasta, wpływy od sponsorów, czy też wpływy z biletów. Tylko co zrobić kiedy mamy pierwszy mecz z udziałem publiczności, pierwszy na który zapraszamy sponsorów, gości i przegrywamy z Orłem Łódź. Jak mamy tych ludzi przekonać do kolejnego przyjścia, do większej inwestycji?
Pozostaje jeszcze kwestia toromistrza i generalnie toru. Co zrobić, by był atutem Wybrzeża?
To jest bardzo złożony temat. W kwestii toru zawsze będą dyskusje. Jeśli tor jest atutem i wygrywasz wysoko, zdecydowanie, to słyszymy narzekania, że nie ma walki i jest nudno. Kiedy jest walka, to słychać głosy, że naszych mijają. Kiedy nasi żużlowcy mijają na trasie, to są pretensje czemu przegrywamy starty. Wie Pan tego się nie da pogodzić. Dużo zmieniliśmy w torze przed sezonem. Rodzi się pytanie - dlaczego przeciwnik potrafił się dopasować do nawierzchni, a my nie. Warunku dla obu drużyn zawsze są takie same. Mieliśmy w tym roku kilku zawodników, którzy gorzej jechali kiedy nawierzchnia była trudniejsza. Myślę, że nad tym musimy pracować. To zadanie menedżera. Prosty przykład. Mecz w Gnieźnie. Gospodarze jechali ścieżką po zewnętrznej, a nasi przy krawężniku. Chcąc jechać szerzej trzeba trochę zaryzykować, mocniej przytrzymać motocykl. Przejdźmy jednak do toromistrza. Plan na mecz z krosnem był jasny, klarowny, a tor nie dość, że był totalnie różny od tego na treningu, to groził nam walkower, a skończyło się karą w wysokości 20 tys. złotych. I teraz dochodzi kwestia czy nasz toromistrz zrobił wszystko, co mógł i dlaczego. Błąd w sztuce, brak wiedzy, pech? Piotr Szymko zostaje na kolejny sezon, ale pewne zmiany zostaną poczynione, byśmy w Gdańsku byli mocni.