Dla mistrza świata z 2017 r. ostatnie lata nie były zbyt udane. Zawodnik Fogo Unii Leszno wielokrotnie podkreślał, że w czasie pandemii Covid-19 brakowało mu jazdy. Problemem były też dla niego: konieczność przeprowadzenia się do Polski i mieszkanie daleko od swojego domu w Wielkiej Brytanii.
Obecnie Doyle powraca do rytmu życia sprzed kilku lat. Podpisał kontrakt z Ipswich Witches na starty w Premiership, którą zawsze lubił ze względu na intensywny kalendarz. Na stałe przeniósł też do Anglii swoją bazę. Australijczyk ponownie może spędzać większość czasu w domu niedaleko Norwich, gdzie mieszka wraz z żoną. Wierzy, że zmiany, jakie poczynił przed nowym rokiem, znacząco poprawią jego starty.
- Czuję się jak inna osoba. W ostatnich latach byłem zły i niezbyt szczęśliwy. – mówi Australijczyk. – Nie chodzi o mój brak szacunku dla Polski, ale mam poczucie, że nie mógłbym przeżyć kolejnego roku z dala od domu i żony. Naprawdę czuję się bardzo szczęśliwy w domu, dzięki któremu mogę czasem odpocząć od żużla. Mam wrażenie, że ta rozłąka, w trakcie ostatnich sezonów, wpływała negatywnie zarówno na moje życie, jak i wyniki na torze.
Doyle przyznaje, że stracił radość z jazdy. Dopiero teraz, po powrocie do Anglii i systemu startowego sprzed lat, czuje, że wszystko wróciło do normy.
- Na pewnym etapie straciłem radość z żużla i potrzebowałem ją odzyskać. Możliwość bycia i ścigania się na Wyspach naprawdę zmienia wiele w moim życiu na lepsze. Czuję się teraz bardziej szczęśliwy i mam nadzieję, że odbije się to pozytywnie na moich wynikach.
Jazdy w Wielkiej Brytanii Doyle rozpoczął w marcu w turniejach towarzyskich. 21 marca wystąpił w Memoriale Petera Cravena w Manchesterze, gdzie zdobył jednak jedynie 6 punktów. Znacznie lepiej poszło mu 24 marca w turnieju Todda Kurtza, w którym był niepokonany po rundzie zasadniczej. Jednak w finale zawodów zaliczył upadek podczas walki z Jackiem Holderem i Bradym Kurtzem, w wyniku którego zawody zakończył na czwartym miejscu.
- To były tylko zawody towarzyskie, ale naciskałem zbyt mocno – przyznaje. – W wyniku upadku złamałem żebro, ale czuję się już dobrze. Zawsze mam wrażenie, że trochę przesadzam w tego typu turniejach i jadę tam, gdzie nie powinienem, ale z drugiej strony na tym polega ściganie – zawsze chcesz wygrywać.
Turnieje towarzyskie przed sezonem to dla zawodnika również dobra okazja do sprawdzenia sprzętu. Nie inaczej było w przypadku Doyle’a, który zarówno w Polsce, jak i w Anglii na razie startuje ze zmiennym szczęściem. Mistrz świata przyznał, że w Manchesterze skupiał się głównie na testach nowych silników.
- Miałem kilka nowych jednostek, jednak z nowymi rzeczami jest tak, że nie zawsze wszystko się udaje. Jeśli chcesz osiągać dobre wyniki, potrzebujesz sprzętu, który znasz. Ale kiedy rozpoczynasz sezon, w którym chcesz być jeszcze lepszy, musisz pracować nad nowymi ustawieniami, nad nowymi silnikami. A ja miałem w tym roku na starcie dużo nowych jednostek. Koniec końców – dobrze jest się teraz pozbyć wszystkich złych rzeczy, które nie będą potem działać.