- Przyznam, że ta wiadomość była dla mnie druzgocząca. To wprost niewiarygodne - przez 20 lat jeździł na żużlu, codziennie ryzykując swoje zdrowie. Tymczasem coś takiego spotkało go już po zakończeniu kariery. - mówi Rossiter.
- Gdy o 5.15 zadzwonił mój telefon i zostałem poinformowany o wypadku... Przyznam, że uroniłem kilka łez. - dodał.
Były menadżer m.in Swindon Robins doskonale pamięta początki Adamsa w brytyjskiej lidze. - Leigh po raz pierwszy przyjechał do Wielkiej Brytanii w 1989, bylem wtedy kapitanem Poole Pirates. Właśnie wtedy zaczęliśmy się przyjaźnić - mieszkaliśmy razem przez pięć miesięcy. Również nasze rodziny szybko zapałały do siebie sympatią. - przyznał.
Obaj panowie przez wiele lat współpracowali ze sobą w klubie ze Swindon. - Nasze drogi ponownie zeszły się w Swindon, gdy ja już tam byłem menadżerem. Myślę, że dopiero teraz, gdy już zakończył karierę widać jak trudno go zastąpić. Co mogę o nim powiedzieć, to to, że zawsze jest brutalnie szczery, ale w pozytywnym znaczeniu. Zawsze mówi prosto w twarz, nigdy za plecami. Zrobił tak wiele dla żużla w Swindon...
Jak poinformowała dziś żona Adamsa - nadal nie powróciło czucie w nogach, za wyjatkiem części w jednym udzie. To pozwala mieć nadzieję, że rdzeń nie został nieodwracalnie uszkodzony. - Oczywiście cieszy mnie wiadomość, że istnieje cień szansy na odzyskanie prze niego pełni sprawności. Jestem przekonany, że gdyby nie specjalna opaska na szyi, Adams mógłby nie przeżyć upadku. Dodatkowo na korzyść działa także jego niezwykła fizyczna sprawność - w wieku 40 lat jest on w naprawdę dobrej formie.
- Znam Leigh bardzo dobrze i wiem jak twardy ma charakter. Ma wielkie wsparcie w żonie i dzieciach, są silną rodziną. To nie będzie łatwe i może trochę potrwać, ale wierzę, że wszystko skończy się dobrze - dodał na zakończenie Alun Rossiter.