Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Przemysław Deka - Ostatnia prosta: Zastaw się, a utrzymaj się
 31.12.2012 17:08
Jeden tydzień, siedem dni, wielkie żużlowe emocje. Dla Polaków szczególnie w weekendy. A co robimy pomiędzy weekendami? Dyskutujemy o nich. Bo liga i Grand Prix to rozgrywki, które utrzymują przy życiu fanatyków znad Wisły. Zatem wspominajmy, z ironią i dystansem. Siedem dni?

 

Od mojego ostatniego felietonu upłynęło sporo czasu, na żużlowym padole doszło do wielu rozstrzygnięć i do wielu zmian. Zmienia się także Zuzelend.com. Dziesięć lat to dla żużlowego portalu internetowego wiek słuszny. Nie czujemy się jednak staro, idziemy z duchem czasu. W 2013 roku będą czaty z zawodnikami, typer, żużlowy manager i wiele innych atrakcji. W Nowy Rok chcemy wejść z przytupem, ale po sylwestrowym szaleństwie nie będzie czasu na odpoczynek i leczenie ran. To tyle autopromocji.
 
 
Wydawać by się mogło, że zima to okres marazmu dla sportu żużlowego. Motory schowane głęboko w garażach, zawodnicy wygrzewają się w ciepłych krajach albo w domu przed telewizorem. Działacze mają wreszcie więcej czasu dla rodzin i na swoje pozostałe obowiązki. Na stadionach ciemno wszędzie, głucho wszędzie. I co to będzie? Ano transfer będzie. Chociaż transfer to może mało trafne sformułowanie. Koniec 2012 roku przyniósł nam istne kontraktowe szaleństwo. Z Ekstraligi spadną aż trzy drużyny, czego prezesi klubów boją się bardziej niż ognia. Dlatego stosują się do zasady: zastaw się, a utrzymaj się. 
 
 
Kto zabroni bogatemu? Ano nikt. Gorzej, gdy biedniejsi kuzyni chcą dorównać do poziomu krezusów. Sport, a w tym żużel, kręci się wokół pieniądza i teorii tej nie odkrył bynajmniej Mikołaj Kopernik. I nie wstrzymamy kijem Ziemi. Pieniądze są i będą najistotniejszym elementem w zimowym układaniu klubowych puzzli. Coraz częściej są to pieniądze wirtualne. Środki zaplanowane zbyt optymistycznie, może jeszcze pod wpływem sylwestrowego szaleństwa. Frekwencja na stadionach z roku na rok spada, a działacze i tak zakładają, że wpływy z biletów w znacznym stopniu pozwolą na dopięcie budżetu. Przykład – Bydgoszcz. Kibiców jak na lekarstwo, wielki dług, zaciągnięcie kredytu, a na samym końcu sprowadzenie Grega Hancocka. Bo przecież trzeba się utrzymać. A z kasą jakoś to będzie. Miasto nas nie zostawi…
 
 
Nie chcę atakować poszczególnych klubów, bo choroba wydawania ponad stan opanowała cały polski żużel. To chore, żeby ugody z zawodnikami i przesuwanie płatności na kilka miesięcy po sezonie uznawać za coś normalnego. Oczywiście, że lepiej zapłacić późno niż wcale. Jednak skoro kontrakty podpisują dorośli, często poważni ludzie biznesu, to chyba warunki umowy powinny być dotrzymane. Niestety finansowe patologie coraz częściej traktuje się jak normalną sytuację. To tylko mały krok od przepaści. 
 
 
Bliższa memu sercu jest sytuacja drużyn w I lidze. Niestety nie wygląda to dobrze. Idylla finansowa panuje tylko w Daugavpils. Tradycyjnie zresztą. Słowa uznania kieruję również w stronę klubu z Rawicza. Frekwencja na spotkaniach bardzo niska, budżet nie należy do wysokich, a mimo to klub zachowuje płynność i jest wiarygodny w oczach zawodników. I pozwoliło to nawet na awans. Taktyka działaczy się jednak nie zmieniła. Skład oparto na zawodnikach z ubiegłego sezonu, a ewentualne czy już dokonane wzmocnienia nie obciążą nadmiernie klubowej kasy. Mówiąc krótko, w Rawiczu twardo stąpają po ziemi. 
 
 
I na tym kończy się pierwszoligowa sielanka. Na miano klubu wypłacalnego i uczciwego zapracowali sobie także w Grudziądzu. Rysą na nieskazitelnym obrazie grudziądzkiego zespołu są poślizgi w wypłatach, które jednak koniec końców trafiają do zawodników. Tym samym Grudziądz i tak należy do najpewniejszych żużlowych ośrodków i jeśli GKSŻ byłoby agencją ratingową, to wystawiłoby grudziądzanom może nie najwyższą ocenę (AAA), ale całkiem przyzwoitą. Jednak te 600 tysięcy długu po sezonie 2012 przykuwa uwagę. Zła kalkulacja, a może zaległości mieszczące się w przedsezonowych planach?
 
 
Sporo zamieszania było również w Gdańsku, gdzie o zaległe pieniądze upominał się Tomasz Chrzanowski. Do tego doszło do zmiany władz spółki i obecnie trudno określić kondycję finansową gdańskiego klubu. To właśnie GTŻ i Wybrzeże wydają się być głównymi faworytami w walce o awans do żużlowej elity. 
 
 
Zaległości są również w Ostrowie, który kilka lat temu walczył o czołowe miejsca w I lidze, a później tylko wegetował. Obecnie sytuacja jest nieco bardziej stabilna, ale zaległości są. Czy zostaną spłacone? Oby. Większe długi mają w Lublinie. Sięgają one ponad 600 tysięcy złotych. Zaległości chcą pokryć niższymi kontraktami na sezon 2013. A jeszcze kilka miesięcy temu zapowiadano, że Lublin w nowym roku powalczy o awans. Na razie Lubelski Węgiel pozostaje bez zawodników, choć prowadzi już konkretne rozmowy z zawodnikami. Trudno jednak przypuszczać, aby wprowadzili oni Lublin na ligowy szczyt.
 
 
W pierwszej lidze ma wystartować siedem drużyn, jednak tak być wcale nie musi. Patowa jest sytuacja w Łodzi, gdzie paradoksalnie długów nie ma. Może dlatego, że Orzeł był finansowany głównie z jednego źródła – kieszeni rodziny Skrzydlewskich. O swoje pieniądze się dba, tak samo troszczy się o finansowany przez siebie klub. Finansowa normalność to jedno, a brak wsparcia ze strony miasta i innych biznesmenów to drugie. Witold Skrzydlewski ma dość samodzielnego wolontariatu na rzecz klubu. Nie pierwszy raz zresztą. Czy tym razem da się nagiąć? Oby. Dla dobra wszystkich drużyn pierwszej ligi. Kadłubowe rozgrywki nikomu nie wyjdą na dobre.
 
 
To tylko pierwsza liga – zaścianek polskiego ekstraligowego królestwa. Tam to dopiero klubowi hetmani popuszczają pasa. Bo lepiej utrzymać się w lidze – nawet z minusem na koncie, niż spaść w pierwszoligowy niebyt. Największym paradoksem jest jednak to, że Mistrzem Polski została drużyna z ponad milionowym długiem po zakończeniu rozgrywek. Czy to uczciwe? A kto o tym będzie pamiętał za kilka lat. Natomiast złote medale zostaną. I niech nawet klub na kilka lat popadnie przez to w marazm. 
 
 
Finansowej wolnej amerykanki nie zmienią żadne przepisy, bo Polacy potrafią je obchodzić. Są w tym niedoścignieni. Co zatem robić? Recepta jest prosta – rozsądek działaczy. Daję tyle, ile mam. No ale przecież Zdzisiu zza miedzy ma więcej i nas zdystansuje. Trzeba zaryzykować, przebić go. Potem jakoś to będzie. I tak kręci się ta żużlowa karuzela. 
 
 
Wszystkim Wam życzę wspaniałej zabawy sylwestrowej. Oraz żeby po szaleństwie w przyszłym sezonie nie dopadł nas kac zwany kluboupadaczem. 
 
 
„Ze wszystkich ludzkich ułomności najsmutniejszy jest brak zdrowego rozsądku.” – Carlo Goldoni
Przemysław Deka (za: inf. własna)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (0)
Nie ma komentarzy związanych z tym artykułem. Twoja opinia może być pierwsza.
© 2002-2024 Zuzelend.com