Przetrwaliśmy. Mija ostatnia niedziela „martwego” okresu żużlowego. Przez wielu zapowiadane jako jedno z najnudniejszych w ostatnich latach. Transfery Vaculika i Łaguty podzieliły środowisko. Ogłoszenie przez tych dżentelmenów (nie boję się użyć tego określenia, bo nie znamy całej prawdy które wpłynęły na ich decyzję) zmiany barw klubowych dały chwilowy impuls do rozładowania emocji. Głównie tych negatywnych. Taki środek doraźny, jaki lekarz przepisuje pacjentowi aby ten z miejsca poczuł się lepiej tu i teraz.
Kończą się dywagacje, kto przespał okres transferowy, komu pomoże wcześniejszy wyjazd na tor. Kształtuje się powoli kalendarz rozgrywek, który zawisł na ścianie niejednego żużlowego kibica. To wszystko zwiastuje nam koniec zimowej przerwy.
Pierwsze rozgrywki w lidze francuskiej, pierwsza sportowa rywalizacja. Nas Polaków w normalnych warunkach takie informacje by nie interesowały. Mamy swoją ligę, na start której czekamy. Zespoły albo są już po prezentacji albo ta nastąpi w ciągu najbliższych kilkunastu dni. Ot, luty dobiega końca. Za chwilę marzec. W zasięgu naszego wzroku są już pierwsze treningi, sparingi i zawody. Trwają przygotowania aby pod koniec kolejnego miesiąca zainaugurować żużlową ligę. Już bez domysłów. Weryfikacja wszystkich punktów i podpunktów odbędzie się na owalu. Tym żużlowym.