Odwołanie w przeddzień zawodów jednego ze spotkań 5. kolejki PGE Ekstraligi wywołało falę negatywnych komentarzy. Podejmując, trzeba zaznaczyć, tak trudną decyzję na podstawie zmieniających się prognoz pogody wymaga dużej odwagi. Wszystko być może przeszłoby bez większego echa gdyby nie mocne osłabienie zespołu gospodarza, na którym to stadionie miało być rozegrane spotkanie.
Głównym powodem były oczywiście czwartkowe opady deszczu, które mocno pogorszyły stan nawierzchni na Stadionie Olimpijskim. Z tym jednak, że piątkowe spotkanie miało odbyć się o godzinie 20:30. Kierownictwo miejscowej drużyny miało praktycznie całą dobę na przygotowanie nawierzchni. Trudno w tym momencie nie odnieść się do ubiegłego tygodnia, do niemalże analogicznej sytuacji na torze w Landshut. Pogoda w tamtym rejonie nie rozpieszczała a prognozy były, odważę się napisać, bardziej pesymistyczne niż te na nadchodzące godziny dla Wrocławia. Tam jednak Phil Morris i spółka do samego końca walczyła o rozegranie 1. Półfinału SoN. Ostatecznie jak wiem i pamiętamy sztuka ta się udała.
Nie trudno pominąć fakt braku lidera miejscowej drużyny. Kontuzja Macieja Janowskiego na pewno skomplikowała mocno plany Betard Sparty Wrocław. Nie trzeba doszukiwać się pewnych powiązań pomiędzy wspomnianą absencją a szybką decyzją o odwołanie spotkania. Ono przychodzi samo. Jednakże czy nie lepiej byłoby, aby uciąć wszelkie spekulacje lub też ich nie prowokować, odczekać do następnego dnia z obwołaniem decyzji o odwołanym meczu? Aby podjąć chociażby próby uratowania toru?