Oskar, cztery „3” dziś na Twoim koncie. Gdyby nie to jedno wykluczenie to była szansa na komplet punktów.
– Oskar Bober: Trochę głupie to wykluczenie. To była typowa sytuacja torowa, tak naprawdę nikt tutaj nie zawinił, a ja zostałem wykluczony. Szkoda, bo można teraz gdybać czy nie mogło być pięć „3”.
– Ten upadek zdarzył się tak naprawdę jeszcze zanim dojechaliście do pierwszego wirażu. Czy Twoim zdaniem powtórka w pełnym składzie byłaby bardziej sprawiedliwa?
– Na pewno tak. Nie mamy tych meczów w sezonie jakoś dużo, każdy się stara, przygotowuje, a później taka sytuacja. Ona nie była jakaś jasna, ewidentna. Zawodnik gości chciał mnie założyć, ja się nie chciałem poddać no i się gdzieś tam spotkaliśmy. Zawinęło mi kierownicę i dlatego się wywróciłem. Szkoda, ale mleko się rozlało, już nie ma co do tego wracać.
– W biegu dziesiątymdoszło do przykrej sytuacji. Upadek i kontuzja Patryka Rolnickiego. Z trybun wyglądało to tak jakbyście się trochę nie dogadali odnośnie toru jazdy, jak to wyglądało z Twojej perspektywy?
– Oczywiście nie ma tutaj mowy o żadnej celowości, nikt nikomu specjalnie nie zajeżdża drogi. Ostatnio był ciężki tor i też zdarzały się nieporozumienia, ale nikt nie miał do nikogo pretensji, bo na tamtym torze ciężko było samemu jechać, a co dopiero w czwórkę. Dziś warunki były inne, ale nie widzę tutaj za bardzo swojej winy. Byłem szybszy, już wjechałem przed Patryka. Przed biegiem uzgadnialiśmy, że jakby coś się działo, to kto będzie szybszy musi dojechać do szybkiej ścieżki i gonić. Szkoda, bo to też taka sytuacja torowa. Mam nadzieję, że nie straciliśmy Patryka i pojedzie w następnym meczu (Patryk Rolnicki złamał kość strzałkową i czeka go kilka tygodni przerwy – dop.red.)
– Co prawda na 2. Lidze nie ma telemetrii i nie mierzymy prędkości, ale te Twoje długie proste wyglądają imponująco. Wyprzedzasz zawodników z łatwością, sprzęt chyba spisuje się idealnie?
– W poprzednim meczu też byłem bardzo szybki. Raz przytrzymał mnie komputer, a później straciłem punkty przez nieporozumienie na torze. Dziś też tylko przez wykluczenie, więc nie tracę tych punktów przez jazdę, tylko brakuje takiego szczęścia. Ze sprzętu jestem bardzo zadowolony. Dziękuję mojemu tunerowi Michałowi Marmuszewskiemu z Lublina, bo mam świetnie przygotowany sprzęt na ten sezon.
– To co w takim razie trzeba zrobić, żeby na wyjazdach było podobnie, bo w Daugavpils jednak tej szybkości brakowało.
– Przede wszystkim nie popełniać błędów. Ja mogę powiedzieć o sobie, że wszystkie decyzje podjąłem nie tak jak trzeba. Widać to w wyniku i na torze po mojej jeździe. Pretensje mam tylko siebie. Później na chłodno przeanalizowaliśmy to z mechanikiem i wyciągnęliśmy wnioski i jeśli pojedziemy tam jeszcze raz to będzie już inaczej. Teraz bardzo dużą rolę odgrywa sprzęt. Jeśli w parkingu nie podejmie się odpowiednich decyzji, nie zrobi odpowiednich korekt, to na torze niewiele można zdziałać.
– Niedawno po raz kolejny pojawiłeś się w telewizyjnym studio przy okazji meczu w Lublinie. Całkiem dobrze słucha się Twoich opinii. Podoba Ci się rola telewizyjnego eksperta?
– Gdybym nie lubił, to pewnie bym tam nie szedł. Wtedy mieliśmy wolny weekend, bo była pauza w lidze, zostałem zaproszony i chętnie skorzystałem. Tym bardziej, że było to u siebie, w rodzinnym mieście. Pewnie gdzieś daleko bym nie jechał, ale na stadion mam 10 minut. Wtedy też pierwszy raz w tym sezonie byłem na meczu w Lublinie. Też fajna sprawa pójść odwiedzić znajomych. Oceniam to pozytywnie.
– Czyli jest coś w tym, że wychowankowi zawsze to serce dla swojej drużyny bije?
– No tak, jestem lubelakiem. Nie chcę też mówić, że jakoś bardzo dopingowałem, bo teraz jestem w Tarnowie i tu oddaję swoje serce na torze.
– Mimo wszystko to inna liga, więc nie ma tutaj tzw. „konfliktu interesów”.
– Dokładnie, nie ma tutaj żadnego konfliktu. Trzymam kciuki za chłopakami z Motoru Lublin i po prostu czasem wpadnę pogadać ze starymi znajomymi, bo tam się wychowałem, tam świętowałem jakieś małe awanse. Także trzymam za nimi kciuki, żeby jeździli jak najlepiej.