– Zacznijmy od przywołania faktów. Przede wszystkim tor w Częstochowie został naprawdę dobrze przygotowany do zawodów. Był twardy. Przed startem turnieju nad stadionem zaczęły się zbierać ciemne chmury. Udało się rozegrać pierwsze cztery wyścigi. Zamierzaliśmy kontynuować rywalizację, bo nawierzchnia była w tak dobrym stanie, że nie trzeba było jej nawet równać. Plan był taki, żeby dać tylko dwie minuty zawodnikowi, który jechał bieg po biegu. Niestety, już podczas czwartego wyścigu zaczął padać deszcz, a w czasie dwuminutowej przerwy naprawdę się rozpadało – mówi dla polskizuzel.pl Artur Kuśmierz.
Wtedy jednak nikt nie myślał o kończeniu rywalizacji. Sędzia pozostawał optymistą i wierzył, że żużlowcy wrócą do ścigania. – Po jakimś czasie, gdy opady były mniejsze, zdecydowaliśmy się wraz z kierownikiem zawodów i komisarzem zobaczyć, w jakim stanie jest tor. Był naprawdę dobry, bo woda spływała w sposób właściwy. Udaliśmy się zatem do parkingu, żeby ustalić z toromistrzem i trenerem, którzy najlepiej znają nawierzchnię, ile będą potrzebować czasu, by sprawić, że będzie na niej możliwa bezpieczna rywalizacja. Dodam jednak, że trudno było przewidzieć, co się wydarzy, bo w zasadzie każda z dostępnych prognoz pogody pokazywała coś innego. Z jednych wynikało, że deszczu już nie będzie, a z innych, że spadnie za chwilę, za dwie godziny lub w nocy – przyznaje arbiter.
W końcu opady ustały i zaczęły się prace torowe. – Podjęliśmy decyzję, że w ruch pójdą miotły. Ciężki sprzęt był niepotrzebny. Niestety, prace się zaczęły, ale znowu pojawił się deszcz. W efekcie cały czas szukaliśmy okienka pogodowego. W końcu udało się je znaleźć. Następnie doszło do krótkiej odprawy z żużlowcami. Powiedzieliśmy, że jedziemy o 20:30. Nikt nie narzekał na tor, więc udałem się na wieżyczkę, a w tym samym czasie kończyły się prace torowe. Niestety, znowu zaczęło padać i kolejny raz musieliśmy czekać. Stan toru zaczął się wtedy już pogarszać, więc podjąłem decyzję o odwołaniu rywalizacji, bo kontynuowanie jej na zasadzie deszcz – przerwa nie miało wielkiego sensu. To impreza rangi mistrzostw Polski. Być może na siłę udałoby się to doprowadzić do końca, ale wtedy mogliśmy mieć mistrza z przypadku – przekonuje Kuśmierz.
Zdaniem części ekspertów rywalizację można było dokończyć, ale przerwa, która została zarządzona przez sędziego, trwała zbyt długo. Takie zdanie na antenie Canal+ przedstawił Krzysztof Cegielski. Co na ten temat sądzi sędzia?
– Ekspertom przed ekranem łatwo się ocenia. Zapewniam jednak, że zrobiliśmy wszystko, by doprowadzić tor do odpowiedniego stanu w jak najkrótszym czasie. Dodam, że to nie jest tylko moje zdanie – tłumaczy Kuśmierz.
W tym miejscu warto dodać, że na finale MIMP obecny był trener Rafał Dobrucki, który od początku uważał, że arbiter zachowuje się prawidłowo. – On także uważał, że inaczej nie można było działać. Można zatem powiedzieć, że była wśród nas jedna mądra głowa więcej, która utwierdziła nas w przekonaniu, że właśnie tak należy podejść do tematu. Jestem przekonany, że wszystko zostało zrobione, jak należy – podsumowuje Kuśmierz.