?Na Olsztyńskiej wychowani, wierni, dumni i oddani?. Przypominałam sobie te słowa jadąc na sierpniowy mecz Włókniarza z Unią Leszno, spotkanie ostatniej kolejki rundy zasadniczej. Mecz o wszystko. O nasze ?być albo nie być? w Ekstralidze. Po raz kolejny, po raz trzeci z rzędu.
Z różnych stron dochodziły mnie kolejne skrajne komentarze. Z jednej czarne wizje porażki na własnym torze, z drugiej wizje bielsze, białe, chciałoby się powiedzieć biało-zielone, bo pełne były wiary w klub. Barwy Włókniarza okazały się silniejsze od czerni katastroficznych obrazków niektórych osób.
Tak niewiele dzieli słowa Kto wygra mecz? Włókniarz! od słów Kto wygrał mecz? Włókniarz!. Ta niewielka różnica była dla nas na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko zremisować ten mecz i awans miał być nasz. Przed nami stanął jednak rywal, Unia Leszno, gotowa odebrać nam utrzymanie. Ale…
Tysiące wiernych gardeł skandowało nazwę swojego klubu, setki szalików powiewało w rękach kibiców, była wrzawa, okrzyki i śpiew. Tego dnia stadion żył podwójnie, wiarą najwierniejszych i nadzieją tych, którzy kurczowo trzymając się realizmu pragnęli zobaczyć zwycięstwo na własne oczy.
I oto przed taśmą pojawia się Grigorij Łaguta, jadący w parze z Rafałem Szombierskim. Ich rywalami jest nieznosząca kompromisów para Unii, Troy Batchelor i Damian Baliński. Silniki zagrzmiały, taśma wystrzeliła w górę, czterech jeźdźców z lekko uniesionymi kołami przednimi wystartowało, by pierwszą walkę na łokcie nawiązać już na wejściu w pierwszy łuk. Potem prędkość tylko wzrasta. Szombierski wyprzedza Balińskiego, atak Szuminy odpiera jednak skutecznie Batchelor. Walka pomiędzy Balińskim i Szombierskim ciągnie się do linii mety, gdzie żużlowcy ścierając się ze sobą upadają. Kibice drżą, mecz staje się coraz bardziej nerwowy. Damian Baliński zostaje wykluczony, a para Lwów odnotowuje pierwsze biegowe zwycięstwo w meczu. Stadion po raz kolejny ożywa, wykrzykując nazwiska zawodników.
My, kibice kochamy wyrównane mecze. Ale jeszcze bardziej kochamy wyrównane mecze, które się wygrywa. I choć remis dałby nam utrzymanie, to właśnie wynik 50:39 i punkt bonusowy dał nam tę niesamowitą radość, kiedy wszyscy, bez względu na płeć, wiek i wcześniejsze wizje śpiewaliśmy o barwach niezwyciężonych i wracaliśmy z ekstraligowymi uśmiechami na twarzach. Bo przecież my, kibice, kochamy też razem przeżywać każdy mecz, czasem nawet ocierając łzy.
Tamtych łez nie zapomni chyba nikt z biało-zielonych. Ani tym bardziej tamtych emocji, jakie towarzyszyły wówczas na trybunach. Rok 2003, 21 września, finał Drużynowych Mistrzostw Polski. Na Olsztyńskiej spotkały się dwa kluby o dużych tradycjach. Top Secret Włókniarz Częstochowa i Apator Adriana Toruń. Obydwa kluby z dużą pewnością siebie i z jeszcze większymi osobowościami światowego żużla. Rune Holta, Ryan Sullivan, Andreas Jonsson stanęli wraz z resztą drużyny przeciwko równie mocnym torunianom, na czele których stał Tony Rickardsson i Jason Crump. Któż z nas nie pamięta biegu czternastego, który to podwójnym zwycięstwem krwiożerczych Lwów przypieczętował złoty medal DMP? Któż nie pamięta tej euforii 30 tysięcy kibiców?
Dziś, kiedy Włókniarz Częstochowa odradza się na naszych oczach, pojawia się śmiała, ale jakże silna myśl, by powtórzyć sukces sprzed dziesięciu lat. Po trzech latach misternego pościgu za utrzymaniem w Speedway Ekstralidze, kwitnie w nas nowa nadzieja, by zupełnie odnowiony skład z niedającym się zatrzymać Grigorijem Łagutą, pnącym się w górę Emilem Sayfutdinovem, zadziornym Michaelem Jepsenem Jensenem, powracającym „do domu” Rune Holtą czy niepokornym Rafałem Szombierskim na czele, ostrzył sobie pazury na najwyższe cele i walczył o nie tak, jak potrafi przecież walczyć Włókniarz.
Patrząc na aktualne składy drużyn, warto pamiętać, że kibice żużlowi nie raz już udowadniali, jak wielką dysponują mocą, a tytuł Kibiców Roku 2011 przyznany kibicom częstochowskiej drużyny zdaje się tylko to potwierdzać. Dlatego też, analizując prawdopodobieństwa i możliwości Włókniarza w sezonie 2013 warto brać pod uwagę ósmego zawodnika – mnie, Ciebie, nas i Was, bo to my jesteśmy jednym z motorów napędowych drużyny, to my zapełniamy stadiony, to my dopingujemy zdzierając gardła i szaliki i to w końcu my wierzymy. Od początku do końca.
Bez względu na to, komu kibicujesz, na pewno dobrze wiesz o czym mówię. I tak wszyscy wcześniej czy później spotkamy się na stadionie.
Sylwia Wziątek (za: inf. własna)