Sezon żużlowy rozkręcił się na dobre. Pogoda bardzo rzadko przeszkadza w rozgrywaniu meczów. Na trybunach rzesze kibiców. Są ci prawdziwi, ci sukcesu i ci, którym zwyczajnie nudzi się w domach. O co więc chodzi tym razem?
W tym felietonie będę opierać się na przykładzie Lechma Startu Gniezno. Z jednego prostego powodu – jest to klub mi najbliższy, choć oczywiście takie sytuacje mają miejsce w wielu, nie tylko żużlowych, ośrodkach.
Drużyna z Gniezna to drużyna, której ewidentnie nie idzie dobrze w tegorocznych rozgrywkach ligowych. Duma Pierwszej Stolicy na swoim koncie zapisaną ma tylko jedną wygraną. A przecież apetyty, po znakomitym awansie, były znacznie większe….
O ile pierwszą porażkę z Zieloną Górą można przeżyć, o tyle kolejne już nie bardzo. Mecze w Lesznie, Gorzowie czy na swoim torze z Rzeszowem były do wygrania. Taka sytuacja z pewnością ma prawo frustrować i niepokoić kibiców.
Pierwsi odchodzą kibice sukcesu. Gdy nie ma wyników, oni szybko z żużlowych stadionów przenoszą się przed telewizory. Bo po co oglądać porażki Gniezna, gdy na NC+ właśnie puszczają mecz Torunia?
Potem znikają „piknikowcy” i osoby, które na speedway chodzą dla zagospodarowania wolnego czasu. Przegrane szybko nudzą, szans na lepsze wyniki nie ma, więc lepiej znaleźć inne kółko zainteresowań.
Zostają najwierniejsi.
I w Gnieźnie mamy naprawdę liczne grono takich fanów. To oni współtworzą ten klub. Bez nich nie byłoby żużla w Grodzie Lecha. Dlatego trochę boli, gdy ktoś stwierdza, że prawdziwych kibiców już tutaj nie ma… A dlaczego inni tak myślą? Bo ktoś powiedział, że zawodnicy Startu jeżdżą w tym sezonie słabo? Bo ktoś ośmielił się skrytykować swój ukochany team? Bo był obiektywny, uznał wyższość rywala i docenił jego postawę na torze?
Czy więc będąc PRAWDZIWYM KIBICEM nie możemy mieć własnego zdania?
Otóż nie. Prawdziwy kibic nie może głaskać po główce żużlowców i ciągle powtarzać: jest dobrze, skoro tak naprawdę nie jest. Trzeba być obiektywnym, a nie ślepo wpatrzonym w swój klub. Należy dostrzegać plusy i minusy, wady i zalety.
Gdyby w Gnieźnie nie było prawdziwych kibiców to stadion świeciłby pustkami. Na meczu z Rzeszowem przy W25 zjawiło się około 8 tys. widzów. Gdyby Ci ludzie nie wierzyli to na pewno frekwencja byłaby dużo niższa. A jednak w każdej z tych osób ciągle tli się nadzieja na lepsze wyniki.
I na koniec. Tak, jestem kibicem tego (jak to ktoś „ładnie” ujął) „wiecznie pierwszoligowego” klubu. Tak, jestem z tego dumna. I tak – nie zamieniłabym Startu na żaden inny zespół. A to, że czasem powiem kilka gorzkich słów nie znaczy od razu, że jestem kibicem sukcesu. Jestem PRAWDZIWYM KIBICEM.