- Jesteśmy z kadrą po mini-zgrupowaniu w ośrodku SPA. Od razu powiem, że takie spotkania mają sens. Zawodnicy popływali, postrzelali, wzięli zabiegi, trochę też sobie pogadaliśmy i oni zapomnieli na chwilę o tym co nas czeka. Nadal jestem przekonany, że ta czwórką, którą wziąłem, pojedzie w finale. Krzysiek Buczkowski jest zawodnikiem oczekującym i niech tak zostanie. Zresztą ja wziąłem Krzyśka, bo wiedziałem, że on nie będzie się krzywił ani grymasił. Przed powołaniem zapytałem go, czy rola oczekującego mu odpowiada i on się na to zgodził. Wiedziałem, że nie będzie robił kwasów. Zresztą nie było kogo innego wziąć. Maciek Janowski myślał o wczasach, a ja tylko przypomnę, że jak rok temu zabrałem Przemka Pawlickiego na rezerwowego, to cała rodzina była potem oburzona. Jest więc Krzysiek, uniknęliśmy kwasów i każdy jest zadowolony, a w sobotę pojadą ci, którzy mają jechać. Wystrzelił co prawda z formą Piotrek Pawlicki, ale niech on robi swoje. Niech zostanie mistrzem świata juniorów, bo to jest w tej chwili dla Piotra najważniejsze.
Jeśli chodzi o formę naszych, to ona jest taka sama jak u naszych rywali. Nikt nie wie co zrobią Pedersen, Ward czy Woffinden. Raz gromadzą komplety, innym razem po kilka punktów. Tam samo jest z naszymi, ale tym się nie martwię, bo jak wspomniałem każdy zespół siedzi na takiej samej beczce.
Dzisiaj o 10 rano mamy trening w Ostrowie. To nie przypadek, bo tutejszy tor jest podobny do bydgoskiego. Szerokie proste, szerokie łuki, dużo elementów wspólnych, a to może nam tylko pomóc - komentuje bierzącą sytuacje w obozie Reprezentacji Polski jej trener, Marek Cieślak.