Weteran żużla za oceanem Greg Hancock twierdzi, że młodzi amerykańscy żużlowcy nie przejmują się opiniami, jakoby w dzisiejszym turnieju barażowym mieli wystąpić w najważniejszych zawodach w swoim życiu.
Dzisiejszego wieczoru Kalifornijczyk będzie kapitanem drużyny, w której znajdą się Ricky Wells, finalista IMŚJ Gino Manzares oraz debiutant Max Ruml. Na stadionie Polonii Bydgoszcz powalczą oni o miejsce w wielkim finale. Jak twierdzi sam Hancock: W tym turnieju jest mnóstwo wielkich nazwisk, ale nie można myśleć o rywalu jako o wielkim nazwisku, tylko numerze na plastronie. Staramy się wpoić to naszym młodym zawodnikom, aby nie spalili się psychicznie przed zawodami. Oni i tak już zostali wrzuceni między stado wilków: po co to pogarszać?
Jestem z nich bardzo dumny, szczególnie z Gino i Maxa. Są bardzo młodzi, ale mają fantastyczne podejście mentalne do tego wszystkiego. Ricky jest bardziej doświadczonym zawodnikiem, więc te zawody będą dla niego kolejnym krokiem. Sądzę, że to może być punkt zwrotny w jego karierze - powiedział Hancock. Był on zachwycony zdobyciem drugiego miejsca w sobotnim półfinale i przestrzega przed skreślaniem szans Amerykanów na awans do finału. W King's Lynn osiągnęliśmy więcej niż chcieliśmy. To było coś absolutnie niesamowitego - taki wyczyn zobowiązuje nas do dalszej walki. Czapki z głów przed całym zespołem USA i osób dookoła niego. Wykonaliście wspaniałą robotę. Jestem naprawdę podekscytowany.
Jesteśmy w barażu, nasz cel został zrealizowany. Teraz chcemy iść dalej. Nie chcę obiecywać za dużo ale ostatecznie, dlaczego nie mielibyśmy pokusić się o awans do finału? - kończy "Herbie"